Intrygi kleru wobec wolności
Niektórzy z przyjaciół piszą nam, że ich przyjaciele, pastorzy itd. wyrazili zdumienie odnośnie nauczania, że naszym zwyczajem jest obchodzenie Pamiątki śmierci naszego Pana w małych grupach albo wręcz samotnie, gdy nie ma innych, którzy ją doceniają i pragną obchodzić; nazwali takie praktyki świętokradztwem, oświadczając, że jedynie kler ma prawo podawać sobie lub innym emblematy złamanego ciała naszego Pana i przelanej krwi.
Powtarzamy, że pełne wyrażenie woli naszego Mistrza oraz jedyny autorytet w tym względzie znajduje się w Nowym Testamencie i nie ma tam żadnych restrykcji, żadnych ograniczeń, z wyjątkiem tego, co powie w tej kwestii każdy chrześcijanin, czyli wiary w drogocenną krew Chrystusa i poświęcenia się woli i dziełu Zbawcy.
Cała ta teoria i porządek zaznaczający się w terminach „kler” i „laikat” wywodzą się od papiestwa i zostały wprowadzone szczególnie po to, by związać i zaślepić dzieci Boże, odbierając im tę wolność, jaką ich Chrystus wolnymi uczynił. Nasz Pan nie zrobił żadnego ograniczenia w kwestii tego, kto ma tę posługę wykonywać, czy dziękować przy niej, lecz wskazał, że wszyscy mają być gotowi służyć oraz obdarzać się wzajemnie szacunkiem. Oto Jego proste wyrażenia: „jedzcie z niego wszyscy” i „pijcie z niego wszyscy”. Również apostołowie nie poczynili w tej sprawie żadnych zastrzeżeń ani też nie mówią, że kiedy kler zechce przygotować, pobłogosławić i rozdzielić, wówczas laikat może spożywać Wieczerzę Pańską. Jeśli poczynili jakieś zastrzeżenia, to jakie? Podobnie jak Pan, żadnych, a jedynie radzą, aby „człowiek doświadczył SAMEGO SIEBIE”, czy jest godny przyjąć emblematy (1 Kor. 11:28). To nie „kler” miał doświadczać i określać, kto może uczestniczyć, lecz każdy, kogo Syn wyswobodził, ma używać własnej wolności i sprawdzać samego siebie przed Bogiem i w świetle Słowa Bożego.
Apostołowie nic nie wiedzieli o „klerze” i „laikacie”, a słowa te w ogóle się nie pojawiają w Piśmie Świętym; były one częścią wymysłów papiestwa dla utrzymania mas w poddaństwie w stosunku do duchownych. Apostoł Piotr, którego błędnie określa się mianem pierwszego papieża, sprzeciwia się wszelkim tego typu papieskim poglądom, oświadczając, że cały Kościół, włączając najbardziej uniżonych, zjednoczonych przez wiarę pod Chrystusem jako Głową, stanowi Boskie królewskie kapłaństwo, Boży naród święty, Boży lud szczególny (1 Piotra 2:9).
W ramach porządku papieskiego kapłaństwa dla swego własnego wywyższenia jako specjalnej czy „klerykalnej” klasy, bez najmniejszej podstawy Pisma Świętego, przyjęto, że (1) jest specjalna, klerykalna klasa i że (2) tylko takowi są upoważnieni, by nauczać, głosić kazania, chrzcić, chować umarłych, czytać Pismo Święte, zarządzać obchodzeniem Wieczerzy Pańskiej. Oczywistym zamiarem było, by przywiązać powrozami przebiegłości duchownych i przesądu kilkudniowe niemowlę (gdyż chrzest wiernych zamieniono na kropienie niemowląt) i trzymać je ciasno przymocowane aż do zagaśnięcia ostatniej iskry świadomości; potem zaś teoria mszy i modlitw za umarłych miała nie tylko wyciągać pieniądze, ale też uczyć, że więzy kapłanów sięgają poza obecne życie, poza grób i że to oni decydują o wiecznym szczęściu albo nieszczęściu każdego człowieka. Czy możemy się dziwić, że nasi nieświadomi postępków duchowieństwa ojcowie z „ciemnych wieków” bali się księży i postrzegali ich jako istoty posiadające inną naturę niż ich własna?
Jednym z takich najmocniejszych zabobonnych powrozów był ten związany z Wieczerzą Pańską. Był to podwójny powróz, siedmiokrotnie skręcony i uczyniony mocnym i świętym pod postacią twierdzenia, że literalny chleb i wino muszą podlegać cudownemu wpływowi, gdyż zostają przemienione w rzeczywiste ciało i krew Pana Jezusa; dlatego papiestwo utrzymywało, i nadal to czyni, że w trakcie mszy Chrystus jest ponownie stwarzany przez księdza, a potem zabijany czy ofiarowany za każdym razem, gdy celebrowana jest msza w intencji jakichś specjalnych osób lub za grzechy, z powodu których msza jest odprawiana.
Doktryna Trójcy przydała jeszcze hołdu, jakim obdarza się duchowieństwo; mówiono bowiem, całkiem logicznie, że skoro ksiądz może stworzyć Chrystusa z chleba i wina (poprzez wielokrotne powtórzenie nad nimi kilku łacińskich słów), to musi też, skoro Chrystus jest Bogiem Ojcem, być uważany jako zdolny do stworzenia wielkiego Stwórcy wszechświata, dzięki specjalnej mocy i upoważnieniu przysługującemu mu z urzędu. Nic dziwnego, że lud, „laikat”, czcił „kler”, wielbił go i był mu posłuszny jakby samemu Bogu. Ludzie nie byli jednak przez to podnoszeni ani błogosławieni, gdyż nic, jak tylko Prawda uświęca i Prawda czyni człowieka wolnym, i jest przeciwna zniewoleniu.
Wielka Reformacja w XVI wieku dokonała wspaniałych i błogosławionych zmian pod wieloma względami, nie tylko wobec tych, którzy stali się protestantami występującymi przeciwko owym ujarzmiającym intrygom duchowieństwa, ale i w tych, którzy będąc w pełni zniewoleni, potem poluzowali sobie te więzy.
Jednak i ci, którzy myśleli, że stali się wolni, zostali tylko po części uwolnieni. Niektóre z więzów pozrywały się od razu, ale inne zostały zastąpione mniejszymi i mniej zauważanymi więzami, którymi mocno ściśnięci są protestanci. Nadal zachowują oni pojęcia „kleru” i „laikatu” i choć słowa te straciły znacznie ze swej mocy, nadal wskazują na przepaść, jaka istnieje między dwiema klasami owiec w owczarni Wielkiego Pasterza.
Przeszkodą w badaniu Biblii był węzeł, który natychmiast został przerwany, ale niektórzy protestanci dalej ograniczają tę swobodę, twierdząc, że tylko kler jest kompetentny, by objaśniać znaczenie Biblii. Kler protestancki ciągle stara się podsuwać wniosek, że nikt poza „klerem” nie jest upoważniony, by głosić kazania, choć rzadko jasno się na ten temat wypowiada, wiedząc, że Biblia nie uznaje takich specjalnych „praw”, jakie by sobie życzyli posiadać w opinii zwykłych ludzi. I tak, ogólnie, poprzez wywody i zwyczaje stwarzają wrażenie, że do nich przynależą chrzest i pochówek zmarłych. I chociaż protestanci całkowicie odrzucają papieską doktrynę mszy, a wraz z nią pogląd, że Chrystus jest stwarzany na nowo przez sprawującego urząd duchownego czy księdza, żeby Go znów ofiarować, to i tak wciąż ciągnie się za nimi cień błędu. Mają poczucie, że jakimś sposobem, którego nie potrafią wyjaśnić, i z jakiegoś powodu niepodanego w Biblii byłoby świętokradztwem, gdyby ktoś spoza „kleru” podawał emblematy ciała i krwi Odkupiciela. No cóż, z pewnością intrygi duchowieństwa są zagrożone, gdy tylko jasno zostanie zrozumiane Słowo Boże. Zion’s Watch Tower jest publikowane nie dla innej przyczyny, jak po to, by pomagać zaskoczonym przez noc dzieciom Bożym wyjść z zaślepienia i zniewolenia, w jakie zapędził ich Szatan, oraz asystować im w wychodzeniu do światła i wolności, jaką ich Syn wyswobodzi.
Zion’s Watch Tower, 1 maja 1895, R-1808
WCZESNE KOŚCIOŁY UWOLNIONE
[Kontynuacja artykułu z 1 maja 1895]
Nie tylko indywidualne osoby z wczesnego Kościoła były wolne, ale każde zgromadzenie wolne było od kontroli każdego innego zgromadzenia. Nawet apostołowie, choć z Boskiego postanowienia byli upoważnieni, by kierować wszystkimi sprawami, nie działali arbitralnie, lecz zawsze szanowali prawa i swobody każdego zgromadzenia i każdego pojedynczego chrześcijanina. Strofowali, udzielali napomnień i karcili, ale odbywało się to z wytrwałością i cierpliwością, wskazując na błędy w nauce i praktyce, dokładnie tak, jak mieli prawo robić najpokorniejsi z braterstwa.
Cały porządek wczesnego Kościoła oparty był na: (1) zaufaniu do Pana i do każdego innego z tych, którzy mieli Jego ducha; (2) miłości do Pana i do wszystkich posiadających Jego ducha; (3) posłuszeństwie Pańskiej woli, w jakikolwiek sposób wyrażonej. Uznawano Pismo Święte za treść Pańskiego objawienia, ale nie zapominano, że Bóg oświadczył, iż zapewni nauczycieli, pomocników itd. w Kościele w celu budowania go w duchu i prawdzie. Wypatrywano więc, kogo mógł Bóg posłać jako takich pomocników; członkowie byli jednak ostrzegani, żeby nie przyjmować każdego ducha czy nauki, ale starać się sprawdzać poprzez Słowo Boże, czy owe nauki lub nauczyciele są od Boga, czy są to może fałszywi nauczyciele, którzy sami się przedstawiają jako słudzy światłości. Zgodnie z tym nawet apostoł Paweł potwierdzał swoje nauczanie, częstokroć powołując się na pisma Starego Testamentu.
Wiedząc o nadzwyczajnych zdolnościach apostołów oraz zauważając, w jak wielkim stopniu Pan pokładał w nich ufność oraz ich używał, wczesny Kościół chętnie uznawał osąd apostołów co do tego, kto spośród braci, z natury i duchowo, najlepiej się nadawał, by być starszym lub też odgrywać pośród nich kierowniczą rolę i sprawować nadzór nad pracą. Apostoł pokazuje, że on osądzał stan takich osób w taki sam sposób, jak i my oceniamy to teraz, a nie dzięki jakiejś nadludzkiej intuicji (zob. Tyt. 1:6‑11).
Jest wszakże ewidentne, że apostoł nie ustanowił „starszych” w żadnym Kościele wbrew woli zgromadzenia. To na mocy woli Kościoła apostoł ich obierał; oni zaś mieli więcej zaufania do jego doświadczenia, bezinteresownego sądu itp. niż do swego własnego. To miłość i zaufanie były podstawą posłuszeństwa, a nie arbitralny autorytet. Fakty te muszą wywierać wrażenie na tych wszystkich, którzy czytają Nowy Testament otwartymi oczyma. Najdobitniejsza wypowiedź jest jedynie doradą, jak czytamy: „Bądźcie posłuszni przewodnikom waszym i bądźcie im ulegli [następnie podana jest przyczyna tej dorady]; oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę” (Hebr. 13:17 NB).
Nawet jak apostoł powoływał albo posyłał młodszych braci do duchowej służby, nie czynił tego arbitralnie, z urzędu, lecz wyrażał życzenie, za którym mogli oni podążyć w oparciu o swoje zaufanie do niego jako do wiernego i doświadczonego sługi Prawdy (zob. 2 Kor. 8:17; 1 Tym. 1:3). Nie zawsze jednak postępowano zgodnie z owym wezwaniem czy prośbą; ze strony apostoła nie było przy tym żadnej obrony, jeśli bracia odczuwali czasem inaczej i działali odmiennie od jego sugestii czy próśb (zob. 1 Kor. 16:12). Przeciwnie, niektórzy spośród „starszych” zaczynali szukać własnej chwały i mówili źle o apostołach, a mimo to nie byli wyklinani. Kościół otrzymywał jedynie przestrogę, w jaki sposób mają tę sprawę osądzić i inny bardziej odpowiedni brat był proponowany, lecz nie wyznaczany (3 Jana 1:9‑12) – ze wskazaniem, iż każdemu zgromadzeniu przyznaje się pełną wolność. Czasem jednak udzielana była przestroga, że rozsądzający duchowo otrzymają Pańską radę poprzez Jego narzędzia mówcze, apostołów (1 Jana 4:6; 1 Kor. 14:37‑38).
Zatem przy przedstawianiu braci zborom, władza i autorytet są pomijane, gdyż wolność wszystkich jest uznawana nawet przez apostołów, którzy piszą nie nakazując, lecz prosząc, nie odgórnie, lecz podając przyczyny, dla których dane zalecenia powinny być respektowane (zob. Filip. 2:29‑30; Filem. 1:12,17; Kol. 4:10; 3 Jana 2:29‑30). W tym wszystkim apostołowie nie czynili nic ponad to, co mieli przywilej uczynić wszyscy bracia i siostry (Dzieje Ap. 18:27). Wszyscy, którzy otrzymywali listy, byli zobowiązani podchodzić do nich w duchu miłości i zaufania; stąd też prawdopodobnie list polecający od św. Pawła sformułowany w tych samych słowach przez kogoś innego wywarłby większy wpływ niż takowy od innych osób, po prostu dlatego, że zbory bezgranicznie ufały jego osądom i trosce o ich sprawy.
Gdy terytorium było mniejsze, a środki podróży mniej dostępne, listy, którymi posługiwano się w pierwotnym Kościele, były bardziej specjalnej, a nie ogólnej natury i raczej je posyłano do zborów, a nie przekazywano przez braci odwiedzających. Były pisane, nie drukowane, i tylko do jednorazowego wglądu, a nie jak to jest teraz, gdy listy polecające mają ważność przez rok.
Zasady finansowe we wczesnym Kościele, jakkolwiek nieuregulowane prawem, były proste i pozostawiały pełną indywidualną swobodę, tak jak u nas. Opłaty za wynajem, podatki kościelne itd. nie były znane jako środki wykorzystywane dla sprawy Pańskiej. Starsi w każdym małym zgromadzeniu nie usługiwali dla sprośnego zysku, lecz ochoczym umysłem (1 Piotra 5:2‑3). Na ile to umiemy osądzić, służyli w cotygodniowych zebraniach, nie myśląc o wynagrodzeniu – prawdopodobnie kontynuując normalne zajęcia, z których się utrzymywali. Podróżujący starsi, tacy jak Paweł, Barnabasz, Sylas, Piotr, Tymoteusz itd., którzy poświęcali służbie cały swój czas, czasem „pracowali własnymi rękami”, żeby zaspokoić swoje potrzeby, ale czasem wspierani byli po części z dobrowolnych datków od tych, którym uprzednio usługiwali Prawdą (zob. Filip. 4:10‑18). Jednak wydaje się, że wszyscy oni usilnie się starali, by unikać proszenia i brania od tych, których chcieli pozyskać dla Chrystusa (zob. 3 Jana 1:7‑8; 1 Kor. 9:12‑15; 2 Kor. 11:8‑9). Apostołowie pragnęli wszakże, by ci, którzy udzielają, rozumieli, że Prawda wywarła na nich taki wpływ, iżby mieli przyjemność z dawania na rzecz jej rozpowszechniania, dlatego apostoł Paweł przyjmował datki na potrzeby swoje i swoich współpracowników oraz to, co pod jego nadzór gotowe byłyofiarować zbory, którym usługiwał. I choć czasem wskazywał na powinności i przywileje ludu Pańskiego, to, o ile wiemy, nigdy nie prosił wprost o pieniądze, z wyjątkiem biednych ze zboru w Jerozolimie – prawdopodobnie w czasie suszy lub głodu.
Ogólnie rzecz biorąc, drodzy braterstwo, możemy sobie pogratulować, że jako przedstawiciele Pana w tych dniach, wobec każdej z tych kwestii my wszyscy stoimy, na ile to umiemy ocenić, na takim samym stanowisku jak wczesny Kościół. Zasady, jakimi się rządzimy, są identyczne z tymi, jakie panowały w pierwotnym Kościele, a metody modyfikowane są tylko ze względu na zmieniające się warunki i udogodnienia.
Każda jednostka i każde małe zgromadzenie jest wolne, całkowicie wolne, z tym wyjątkiem, że dobrowolnie kieruje się miłością, zaufaniem i posłuszeństwem wobec naszego Pana oraz miłością do siebie nawzajem. My również patrzymy na Pana, aby UMIESZCZAĆ każdego członka w Ciele tak, jak się Jemu podoba (1 Kor. 12:26‑31); staramy się to czynić poprzez rozpoznawanie cech wskazanych przez apostoła. My również uznajemy charakter i poświęcenie jako zasadnicze kwalifikacje dla wierzącego (tego, kto wierzy w Chrystusową ofiarę odkupienia), zanim może on „być zdolny do nauczania” Prawdy. My również polecamy poprzez listy, których jednak nikt nie ma obowiązku uznawać. My również mamy ogólny fundusz wykorzystywany do głoszenia Ewangelii znacznie taniej, niż gdybyśmy to robili indywidualnie, zaś dzięki prowizji ci, którzy posługują się broszurkami, mogą mieć je za darmo, bez względu na to, czy są w stanie za nie zapłacić, czy nie; z prowizji biedni są wspierani regularnymi odwiedzinami i kazaniami ZION’S WATCH TOWER; z tego również na cały świat wysyłany jest MILLENIAL DAWN [pierwotna nazwa serii „Wykładów Pisma Świętego – przyp. tłum], jako głosiciel teraźniejszej Prawdy, bezpłatnie dla biednych oraz po niskiej cenie i w różnych językach dla tych, którzy go dalej upowszechniają, mając w ten sposób udział w głoszeniu Ewangelii zgodnie ze sprawdzonymi obecnie udogodnieniami. I my również, chociaż jest nam przyjemnie widzieć dowody miłości dla Prawdy, obejmujące również nasz portfel i konto bankowe, czujemy, że ani nie mamy władzy, ani pragnienia, by żebrać w imieniu naszego Mistrza.
Stójmy mocno w wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił i pozwólmy, by miłość i tylko miłość stanowiła siłę ograniczającą w naszych sercach i życiu; zaś we wszystkich sprawach małej wagi zechciejmy powiedzieć tak, jak powiedział św. Paweł w kwestii noszenia długich albo krótkich włosów: „A jeśli się komuś wydaje, że może się upierać przy swoim, niech to robi, ale my takiego zwyczaju [jako prawa] nie mamy ani też zbory Boże” (1 Kor. 11:16).
C. T. Russell w nowojorskim gabinecie około roku 1909
Zion’s Watch Tower, 1 czerwca 1895, R-1821
Poprzednia strona | Następna strona |