Czasopismo

Pasterski list św. Pawła do Tesaloniki

– 1 TES. 5:12-24 – 8 SIERPNIA [1909] –

Złoty tekst: „Patrzcie, aby kto złem za złe komu nie oddawał; ale zawsze dobrego naśladujcie, i sami między sobą i ku wszystkim” – 1 Tes. 5:15.

Może to być nazwane lekcją rozwoju charakteru. Słowa te napisane zostały z Koryntu w czasie, gdy św. Paweł pracował przez półtora roku w tym mieście razem ze swymi współpracownikami, jak to szczegółowo opisaliśmy w naszej ostatniej lekcji [R-4416, „Na Straży” 4/74, str. 51, „Ja mam wielki lud w tym mieście” – przyp. red.]. Pierwszy list do Tesaloniczan, którego część obejmuje nasza lekcja, uznawany jest za pierwsze Pismo Nowego Testamentu i powstał w 52 roku n.e.

List ten ma bardzo ojcowski charakter, jest uprzejmy i pełen miłości. Jeśli wspomnimy, że wierzący tytułowani są w nim jako „niemowlęta w Chrystusie”, czyli dzieci poniżej jednego roku życia, to zdumiewające jest, że apostoł uważa ich jednocześnie za przygotowanych do przyjęcia nauki na tak wysokim poziomie. Rzeczywistość była jednak taka, że sprawa Jezusa była bardzo niepopularna z powodu czystości jej przekazu, gdyż nie dała się ona porównać z duchem światowości i ponieważ wymagała ona całkowitego poddania – nie tylko serca, ale także codziennego życia – pod wolę Bożą oraz pod Jego opatrzność.

Przypomnijmy sobie okoliczności powstania tego listu. Niecały rok przed jego napisaniem Apostoł i Sylas przybyli do Filippi potłuczeni i wymizerowani na skutek wypadków, jakie zaszły w trakcie zamieszek, a także w związku z poważnymi doświadczeniami, jakie wiązały się z pobytem w więzieniu w Filippi. Należy pamiętać, że potem tylko krótko cieszyli się spokojem w Tesalonice, kiedy to głosili Ewangelię Bożej łaski. Następnie Apostoł zmuszony był znów uciekać, jednak nieustannie otrzymywał wiadomości od wierzących w Tesalonice za pośrednictwem Sylasa i Tymoteusza. Pełen ojcowskiej troski, po wielokroć usiłował ponownie odwiedzić tamtejszych wierzących, ale opatrzność za każdym razem go powstrzymywała. Być może właśnie te przeszkody doprowadziły do powstania listu, który był znacznie korzystniejszy dla tamtejszych braci, a ponadto jest pożyteczny dla całego ludu Bożego na świecie przez osiemnaście [obecnie blisko już dwadzieścia – przyp. red.] stuleci. W taki sposób sprawia On, „iż tym, którzy miłują Boga, wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu” [Rzym. 8:28]. Po otrzymaniu pouczeń wiara, będąc rozwinięta za sprawą wspaniałych nauk Słowa Bożego, staje się stabilną podstawą pokoju i radości, pocieszenia i spokoju w każdych okolicznościach.

ZNACZĄCE SŁOWO – CHARAKTER

Słowo charakter po grecku ma dokładnie to samo znaczenie, co po angielsku. Pierwotnie było to określenie narzędzia rzeźbiarskiego – dłuta używanego do obrabiania greckich posągów. Stopniowo słowo to rozszerzało swoje znaczenie i oznaczało już nie tylko narzędzie, ale także czynność wykonywaną przy jego pomocy: kształtowanie czy też formowanie rzeźb. Następnie zaczęto go używać do określenia wyjątkowości czy też charakterystyczności jakiegoś rzeźbiarskiego dzieła. Słowo to w dzisiejszym zastosowaniu w języku angielskim [a także w języku polskim – przyp. red.] zostało przeniesione na jeszcze wyższy poziom znaczeniowy i wiąże się z Bożym charakterem, który jest doskonałym wzorem, a także z jego ludzkim odwzorowaniem, na ile zawiera ono, w mniejszym lub większym stopniu, boskie cechy.

Gdy św. Paweł pisze w pierwszym rozdziale Listu do Hebrajczyków o Chrystusie jako o „wyrażeniu istności” osoby Ojca [Hebr. 1:3], to używa właśnie greckiego słowa charakter [polskie słowo w BG „wyrażenie”, angielskie „express image” – przyp. red.]. Jakże piękna jest to myśl, że nasz Pan Jezus, przez którego Ojciec przemawiał do ludzkości, objaśniając swoją sprawiedliwość i miłość, a także sposób, w jaki zabezpieczył nasze pojednanie – że ta właśnie Istota była „wyrażeniem” Jego istności, „charakterem”, czyli podobieństwem swego niebiańskiego Ojca, pełnym łaski i prawdy! Nie dziwi nas również i to, że Ojciec, zapraszając „maluczkie stadko” do współudziału z Odkupicielem w dziedziczeniu chwały, czci i nieśmiertelności, przewidział i zarządził, by ci, którzy zostaną przyjęci, czyli „wybrani”, zostali upodobnieni do podobieństwa Jego umiłowanego Syna, który był odzwierciedleniem i podobieństwem Jego samego. Doprawdy cudowne rodzinne podobieństwo będzie panowało w owej boskiej rodzinie, składającej się z Ojca, Syna i Oblubienicy, Małżonki Barankowej. Któż będzie odpowiadał tym wymaganiom? Kto okaże się godny takiego wywyższenia? Z pewnością ci, którzy to osiągną, muszą złożyć z siebie wszelki ciężar, wszelki grzech, który „snadnie nas obstępuje” i trwać w owym wielkim dziele ćwiczenia samego siebie i rozwijania charakteru – owego jedynego w swoim rodzaju podobieństwa, które Bóg może zaakceptować i nagrodzić.

Tak jak rzeźbiarz musi mieć najpierw idealne wyobrażenie w swoim umyśle, aby podążając za nim mógł wykuć obraz w surowym kamieniu, tak i my musimy rozpoznać prawdziwy ideał życia, a następnie dążyć do niego z całego serca i z niezachwianą wolą. Jakże jest to ważne, byśmy od początku mieli w naszych umysłach właściwe ideały, abyśmy mieli cel w życiu i żeby to były wzniosłe i szlachetne zasady. W tym leży wartość nauczania Chrystusa, nauki Pisma Świętego. Wystawiają one przed ludem Bożym najprawdziwsze i najszlachetniejsze ideały i w ten sposób towarzyszą uczniom w szkole Chrystusowej ku osiągnięciu wyższych i wspanialszych rezultatów, których inaczej nie sposób uzyskać.

Mówi się, że każdy człowiek jest kowalem własnego losu. W znacznym stopniu jest to prawdą, jednak u chrześcijanina jest nieco inaczej. Oddaje się on Panu i to Pan podejmuje w nim działanie, sprawiając i „chcenie i skuteczne wykonanie według upodobania swego” [Filip. 2:13]. I jeszcze raz, jak jest napisane, „jesteśmy bowiem jego dziełem” [Efezj. 2:10 BT]. To prawda, że Bóg nie wykonuje w nas pracy bez naszego współdziałania, jednak w naszym przypadku to On jest Dyrektorem, Inspektorem, a my jedynie współpracującymi asystentami dla osiągnięcia tego, co On wystawia nam jako Jego ideał, jako Jego zamierzenie względem nas. Chwalebne obrazy wystawione przed nami w natchnionym Słowie – udział w boskiej naturze i współdziedziczenie z naszym Panem i Odkupicielem – są tak przenikliwie jaskrawe, że nas przytłaczają. Nie jesteśmy też w stanie uświadomić sobie wszystkich ich szczegółów, chyba że stopniowo, coraz bardziej będziemy się przekształcać przez odnowienie naszych umysłów w duchu Prawdy.

WZÓR NASZEJ LEKCJI

Wzór lub też ideał owego charakteru tej lekcji znajduje się w końcowych wersetach (23,24). Wystawia nam w nich apostoł szczyt możliwości rozwoju chrześcijańskiego charakteru, podczas gdy w poprzednich wersetach pisał o tym, w jaki sposób go osiągnąć. „A sam Bóg pokoju niech was zupełnie poświęci; a cały duch wasz, i dusza, i ciało niech będą bez nagany na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, zachowane. Wiernyż jest ten, który was powołał, który też to uczyni”. Innymi słowy, gwarancją całkowitego uświęcenia jest wystawiony przed wami Boski ideał i Bóg tego w was dokona, jeśli tylko podążycie we wskazanych kierunkach.

Gdy za nimi podążymy, każde uderzenie pobijaka w dłuto samokontroli i doświadczenia będzie stopniowo przekształcało nas i formowało na podobieństwo charakteru naszego Pana.

Rzeźbiarzami życia jesteśmy, tak jak stoimy,
Nadzy, z nieodzianymi duszami
Czekając na polecenie Bożej godziny
Na wzór wystawiony przed nami.
Jeśli pragniemy, w uległym kamieniu
Wieloma ostrymi cięciami
Wyrzeźbione zostanie niebiańskie piękno
Wizji naszego błogosławionego życia.

PRZEŁOŻENI WASI W PANU

„A prosimy was, bracia! abyście poznali tych, którzy pracują między wami i którzy są przełożonymi waszymi w Panu, i napominają was” [1 Tes. 5:14].

Choć Pismo Święte kładzie wielki nacisk na zachowanie wolności sumienia wśród ludu Bożego, choć zapewnia nas, że w Chrystusie nie ma ani mężczyzny, ani kobiety, ani niewolnika, ani wolnego, ale że poświęceni są „wszyscy jednym” w Nim, że stanowią Jego członki, to mimo wszystko przedstawia nam wyraźną myśl, że to Bóg jest Nadzorcą spraw swego ludu, a ich powodzenie będzie wynikało z doceniania Pańskiego Przywództwa i uznania tych, których Bóg „ułożył w ciele” – apostołów, proroków, pasterzy, nauczycieli, pomocników, itd.. Lud Boży składa się wyłącznie z dzieci Bożych, które posiadają „wolność, którą nas Chrystus wolnymi uczynił”, jednak nie dał On nam wolności popełniania grzechu, ale wolność od grzechu, od jego zniewolenia, jego zaślepienia. Owi oswobodzeni, przez wiarę i poświęcenie wprowadzeni do rodziny Bożej, muszą uświadomić sobie, że dom Ojcowski i cały sposób jego urządzenia mieści się w ramach pierwszego niebiańskiego prawa – porządku. Najpierw muszą oni nauczyć się chętnego podporządkowywania się Jego porządkowi, co stanowi warunek pozostawania w obrębie działania Bożej miłości i łaski oraz uczestniczenia w rodzinnych błogosławieństwach. Jeśli to zaniedbają, nigdy nie uczynią postępu w stronę głębszych i bardziej duchowych zagadnień owego domostwa, ale jako niewprawne i niesforne niemowlęta nie otrzymają pozwolenia, by wyjść poza dziecinny pokój.

Uznanie Pana oraz upatrywanie Jego kierownictwa za pośrednictwem Jego Słowa i Jego obietnic umożliwi ludowi Bożemu zauważenie tych, których On ustanowił nad nimi w Panu. Choć więc wedle Bożego porządku Kościół ma wybierać swoich własnych sług: starszych, diakonów, pasterzy, to każdy członek powinien „podnosić rękę” do głosowania nie tylko według swojego własnego osądu, ale zgodnie z własnym zrozumieniem Bożego sądu, czyli woli. Jeśli też zgodnie z Bożą opatrznością nie zostaje zrealizowana nasza koncepcja, jeśli zgodnie z uczciwymi zasadami i w głosowaniu w Kościele zostaje postanowiony ktoś, kto według naszego zrozumienia woli Bożej nie powinien był być wybrany, mimo to winniśmy się podporządkować i współpracować z taką osobą, angażując wszystkie nasze siły. Uznając bowiem Boską mądrość i moc musimy sobie uświadomić, że wola większości poświęconych powinna zostać zaakceptowana jako wola Boża. Jeśli czasami Pan wydaje się dozwalać, by w Kościele działy się rzeczy przeciwne Jego najwyższym interesom, nie powinniśmy się obawiać, ale we wszystkim Mu ufać i zadowalać się pełnym i swobodnym wyrażeniem naszego poglądu na to, co jest wolą Bożą, niezależnie od tego, czy inni widzą sprawy dokładnie tak samo, jak my.

W rozważanym fragmencie Apostoł wychodzi z założenia, że Kościół przestrzega tego porządku i że w imieniu Pana wyznaczył spośród siebie niektóre osoby, by były ich przełożonymi w Panu – by miały nadzór i w pewnym stopniu kontrolę nad wykonywanymi pracami. Apostoł nalega, by te osoby były znane, a także uznane, nie tylko osobiście, ale również w ich działalności sług Kościoła oraz w piastowaniu Bożych stanowisk dzięki wyborowi Kościoła. Członkowie zaś powinni oczekiwać pouczeń ze strony tak wyznaczonych osób, które winny być tego świadome, że jako wierni słudzy są zobowiązani czuwać nad sprawami Kościoła. Dlatego wszyscy, którzy miłują Pana i Prawdę, powinni starać się sprawiać im jak najmniej trudności, a wręcz czynić wszystko, co w ich mocy, by przestrzegać ich pouczeń i pozwalać im wywierać pozytywny wpływ na innych. Od owych wybranych sług wymaga się, by pracowali między braterstwem, a także aby ich upominali. Usługa w Kościele jest nie tylko honorowa. Słowo sługa na określenie ich pozycji jest bardzo właściwe i pełne znaczenia – a nawet posiada ono wyższe znaczenie, niż to bywa na ogół zauważane.

Kontynuując Apostoł nalega: „Ze względu na ich pracę otaczajcie ich szczególną miłością!” Nie dozwólcie, by duch rywalizacji wdarł się do waszych serc i znalazł sobie tam stałe miejsce, stając się, podobnie jak w sercach innych osób, korzeniem gorzkości. Nie pozwalajcie, aby nieuprzejme słowa krytyki wychodziły z waszych ust przeciwko któremukolwiek ze sług Kościoła. Przeciwnie, poważajcie ich, szanujcie ich, jak wymaga tego ich pozycja, gdyż do pewnego stopnia reprezentują oni Pana. Czcijcie ich też na tyle, na ile jest to uzasadnione wkładem ich uczynków miłości względem Kościoła. W ten sposób ci, którzy bardziej upodobniają się do Chrystusa, będą też bardziej miłowani.

Dalej św. Paweł nawołuje: „Między sobą zachowujcie pokój!” Dlaczegóżby miało być inaczej? Czyż trzeba zachęcać do pokoju i zgody wśród tych, którzy porzucili świat, którzy powołują się na imię Chrystusa i zgromadzają się jako naśladowcy Księcia Pokoju? Cóż miałoby przeszkodzić ich pokojowi? Z pewnością każdy z nich musiał doświadczyć kłótni i niepokojów tego świata. Jako owce wszyscy oni byli do pewnego stopnia niepokojeni przez wilki, a przynajmniej byli takimi niepokojami zagrożeni. Gdy jednak owe zaniepokojone owce schodzą się razem, dlaczegóżby nie miały doznawać odpocznienia, pokoju, radości i pocieszenia pod opieką Syna Wielkiego Pasterza oraz wyznaczonych przez Niego podpasterzy, którzy mają nad nimi czuwać w Panu? Oto idealny pokój, miłość i zgoda. Oczywiście nie będzie to pokój za wszelką cenę, zgoda bez oglądania się na koszty, ale pokój i zgoda, ponieważ Boże wzorce są pilnie przestrzegane w Ciele Chrystusa oraz ponieważ głos Mistrza był uwzględniany przy wyborze starszych, diakonów i innych sług, ponieważ wszyscy starali się poznać Pana, poznać Jego wolę, poznać tych, których On ustanowił nad nimi w Kościele, ponieważ wszyscy słuchają głosu Pasterza i starają się walczyć z duchem samolubstwa w słowie i w uczynku.

UPOMINAJCIE NIEKARNYCH

„Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi!” Musimy przyjąć, że w słowach tych Apostoł zwraca się do całego Kościoła, ale też że niektóre aspekty owego napominania odnoszą się szczególnie do owych przedstawicieli Kościoła – starszych. Choć prawdą jest, że każdy członek Ciała Chrystusowego ma prawo strofować brata, zachęcać tych, którzy upadają na duchu, wspierać słabych i być cierpliwym względem wszystkich, tym niemniej niektóre z tych obowiązków przynależą szczególnie do usługi wybranych starszych – oni powinni być wybierani z tym właśnie zamysłem, by okazali się bardziej zaawansowani w wiedzy i w rozwoju charakteru, aby byli „starszymi” braćmi. Młodsi bracia, bracia nie wyznaczeni w ten szczególny sposób przez Kościół jako „starsi”, powinni również okazywać zainteresowanie i troskę, ale muszą zachować szczególną ostrożność przy upominaniu niekarnych, zdając sobie sprawę z tego, że Kościół wyznaczył do tego zadania przede wszystkim niektórych braci, którzy są starszymi braćmi i że to właśnie na nich spoczywa szczególny obowiązek wykonywania tych posług w sposób jak najbardziej stosowny. Nawet jeśli nieporządni wymagają poprawy, trzeba to zrobić w sposób mądry, inaczej można wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Wielu z naszych kochanych członków ludu Bożego musi pilnie zapamiętać sobie tę lekcję i powstrzymywać się, by nie okazało się, że to oni są nieporządni, zajmując się sprawami, do których wykonywania Boskie zarządzenie wyznaczyło inne osoby.

Wskazywaliśmy już, że słowo „starszy” odnosi się do stopnia duchowego rozwoju, a nie do rzeczywistego wieku. Dla przykładu, Tymoteusz był młodzieńcem, a mimo to był starszym Kościoła. Tak samo też było w Kościele tesaloniceńskim – choć nikt z nich nie był długo w Prawdzie, to niektórzy okazali się bardziej kompetentni, aby służyć innym i aby jako „biskupi, paść zbór Boży” [Dzieje Ap. 20:28].

Zauważcie mądrość Pańskiego napomnienia udzielonego za pośrednictwem Apostoła. Miało on służyć pokojowi, ale nie pokojowi za wszelką cenę. Niesforni, niepoddani rządowi mieli być strofowani. Upadający na duchu mieli być pocieszani. Słabych należało wspierać, a każdy członek Ciała miał starać się być cierpliwy, wytrwały względem każdego innego członka. Jakże piękny to obraz! Jak wspaniały ideał Kościoła z apostolskiego punktu widzenia, z Bożego punktu widzenia, z naszego punktu widzenia!

Niechaj każdy z nas pracuje coraz więcej w celu osiągnięcia takich rezultatów. Pamiętajmy, że choć Pan zajmuje się każdym z nas pojedynczo, to mimo wszystko również nasze życie społeczne ma dla Niego znaczenie. Każdy z nas musi indywidualnie się rozwijać, musi być kształtowany i polerowany na podobieństwo Chrystusa, ale ta sama myśl musi towarzyszyć nam w odniesieniu do Kościoła jako całości. Nikt nie żyje sam dla siebie ani też sobie nie umiera, żaden z członków Kościoła Chrystusowego nie ma prawa ignorowania pozostałych współczłonków Ciała Chrystusa. Takie stanowisko zajmuje apostoł udzielając tych pouczeń.

„PATRZCIE, ABY KTO ZŁEM ZA ZŁE KOMU NIE ODDAWAŁ”

Oczywiście każdy musi po pierwsze uważać sam na siebie, by sam nie oddawał innym złem za złe. Następnie jednak Kościół musi zwracać uwagę na to, by każdy z jego członków, który by tak postępował, został upomniany. Jak się już przekonaliśmy, jest to obowiązkiem przede wszystkim „starszych”. To oni mają czuwać nad wszystkimi sprawami dotyczącymi trzody i związku między Kościołem a innymi. Kościół jest rodziną Pańską i cokolwiek jeden z członków tejże rodziny czyniłby niezgodnego ze sprawiedliwością i miłością, sprowadzi zarzuty i hańbę na wszystkich członków, a szczególnie na Głowę tego domu – naszego Odkupiciela. Winniśmy więc raczej „zawsze dobrego naśladować, i sami między sobą, i ku wszystkim”. Zgodnie naucza o tym całe Pismo Święte. Wyrażane są przez to wyższe zasady i wznioślejsze cechy charakteru, niż to bywa powszechnie przyjęte. Gdyby jakiś człowiek zapomniał o uprzejmości czy dobroczynności, zostanie uznany za „przeciętnego” członka każdej społeczności, czy to cywilizowanej, czy pogańskiej. Takie są normy postępowania światowego, jeśli nie wprost deklarowane, to przynajmniej praktykowane – nieprzyjaciół należy nienawidzić, sprzeciwiać im się i dręczyć ich, gdy tylko nadarzy się okazja. Ktoś, kto zawsze byłby dobry dla przyjaciół, sąsiadów i wrogów, z pewnością zostałby uznany za pobożnego, ale stałby się też obiektem współczucia sąsiadów i przyjaciół. Uważano by, że jest on niemęski, skoro nie potrafi się sprzeciwić nieprzyjaciołom. Także jego przyjaciele przestaliby go cenić, gdyby łaskawie odnosił się do nieprzyjaciół. My jednak nie powinniśmy naśladować wzorów tego świata.

To nasz Pan pozostawił nam przykład i poselstwo: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, czyńcie dobrze tym, którzy was mają w nienawiści. Błogosławcie tym, którzy was przeklinają” [Łuk. 6:27-28]. On też powiedział: „Albowiem jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, jakąż łaskę macie? albowiem i grzesznicy toż właśnie czynią. A jeśli dobrze czynicie tym, którzy wam dobrze czynią, jakąż łaskę macie? albowiem toż i grzesznicy czynią.” [Łuk. 6:32] „Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech; bo on to czyni, że słońce jego wschodzi na złe i na dobre, i deszcz spuszcza na sprawiedliwe i na niesprawiedliwe” [Mat. 5:45]. W ten sposób widzimy, jak duch Pański przejawia się także w słowach Jego apostołów, a przykłady zastosowania owego niebiańskiego nauczania powinny ujawniać się w życiu każdego naśladowcy Chrystusa. Mamy powiedziane, że w ten sposób uwielbimy Ojca, który jest w niebiesiech, a także w taki sposób ukształtujemy w sobie i w innych, na których mamy wpływ, podobieństwo charakteru naszego Odkupiciela i naszego Ojca.

„ZAWSZE SIĘ RADUJCIE”

Ze światowego punktu widzenia musi się to wydawać dziwne, że słowa takie wypowiedział człowiek, który przez lata służył Chrystusowi jako misjonarz, nie tylko dobrowolnie pozbawiając się wygody domowego zacisza, rezygnując z korzyści płynących z posiadanego stanowiska i wykształcenia oraz rzymskiego obywatelstwa, ale jeszcze dodatkowo nie raz został poturbowany i ubiczowany, a także zgodnie z własnymi słowami stał się „śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich” [1 Kor. 4:13]. Jakże mógł on myśleć o radowaniu się, a w szczególności dlaczego miałby pisać do Kościoła w Tesalonice, by się radowali? Czyż to nie on właśnie sprowadził na nich prześladowania, które musieli znosić? Gdyby nie przyjęli jego poselstwa, nie doznaliby niczego takiego. Jakże niestosowne wydają się te słowa względem tych ludzi i w takich okolicznościach – radujcie się! Ach, „dlategoć świat nie zna nas” [1 Jana 3:1], nie zna on prawdziwego źródła naszego pokoju i naszej radości. Jakże świat mógłby zrozumieć, że ci, którzy przyjmują Boże poselstwo do dobrych i uczciwych serc, którzy zostali namaszczeni przez Onego Świętego, nie tylko mają ustawiczne źródło pokrzepienia w Boskiej opatrznościowej opiece rozciągającej się na wszystkie sprawy życia, ale także inspirowani są „wielkimi i kosztownymi obietnicami”, które obejmują koronę chwały, żywot wieczny oraz boską naturę.

„BEZ PRZESTANKU SIĘ MÓDLCIE”

Dla niektórych modlenie się o każdej porze bywa przykre i nużące, jednak dla prawdziwego chrześcijanina modlitwa stanowi jedno z największych błogosławieństw Bożych. Przywilej zbliżania się do tronu niebiańskiej łaski w celu doznania Bożego miłosierdzia, a także znalezienia łaski w każdej potrzebie, ma tak wielką wartość, że trudno byłoby go przecenić. Lud Boży jest zadowolony, gdy może się często zbierać na modlitwy i uwielbianie, nie tylko w niedzielę, ale także w ciągu tygodnia. Jesteśmy radzi, gdy możemy skłonić kolana w modlitwie każdego poranka, by podziękować Dawcy wszelkiego dobrego daru za łaskę życia, za wszystkie błogosławieństwa i przywileje życia. Jesteśmy szczęśliwi, gdy przy zakończeniu dnia możemy dokonać jego przeglądu i oddać Bogu chwałę za Jego błogosławieństwa i ochronę, za łaski, którymi się cieszyliśmy, za spełnione obietnice, za wysłuchane prośby. Lud Boży jest także rad, gdy ma możliwość dokonania podsumowania doświadczeń dnia, by przeprosić i poprosić o przebaczenie niedociągnięć, a także by odnowić swoje śluby lojalności i wierności w imieniu i mocy Odkupiciela. Owe błogosławione przywileje modlitwy przysługują Bożej rodzinie, ponieważ należą oni do Niego oraz mają do Niego ustawiczny przystęp przez wielkiego Orędownika i Odkupiciela.

Jednak apostoł mówi o „modleniu się bez przestanku”. Cóż to oznacza? Odpowiadamy, że wytłumaczeniem jest następujące stwierdzenie: „Za wszystko dziękujcie”. Słowem, życie zaawansowanego chrześcijanina winno być życiem w modlitwie w tym sensie, że pragnienie poznania Pańskiej woli winno ustawicznie być przedmiotem jego rozmyślań; w każdym życiowym napięciu, w każdej próbie, w każdym zwycięstwie, we wszystkich przedsięwzięciach powinien on poszukiwać woli Bożej, a także ją akceptować i okazywać wdzięczność. Sprawy dnia powierzone Panu o poranku powinny być ustawicznie postrzegane jako znajdujące się pod Jego miłującą opieką przez cały dzień. Pojawiające się doświadczenia życia winny być przyjmowane z wdzięcznością jako część woli Bożej. Powinno się także za nie dziękować, niezależnie od tego, czy są one przyjemne, czy nieprzyjemne dla naszej cielesności: „Albowiem tać jest wola Boże w Chrystusie Jezusie przeciwko wam”. To jest to, co podoba się Bogu. Jest to życie zgodne z najwyższymi przywilejami Jego łaski, których nam udzielił. Starajmy się coraz bardziej żyć tak, by w jak największym stopniu korzystać z przysługujących nam przywilejów. W rezultacie znajdziemy się bliżej Pana i rozwiniemy nasz charakter na Jego podobieństwo, będziemy też radowali się nadzieją chwały Bożej oraz tych kosztownych rzeczy, które przygotował On dla tych, którzy Go miłują.

„DUCHA NIE ZAGASZAJCIE”

Pismo Święte przedstawia Boga jako światło: „Bóg jest światłością” [1 Jana 1:5]. W Przybytku był On reprezentowany przez jaśniejącą światłość nad ubłagalnią, zwaną chwałą Szekinah. Nasz Pan, Jezus, napełniony światłem ducha świętego, nazwany został prawdziwą światłością [Jan 1:9]. On też powiedział do swoich naśladowców: „Wy jesteście światłość świata. (…) Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby uczynki wasze dobre widzieli, a chwalili Ojca waszego, który jest w niebiesiech” [Mat. 5:14,16]. Podobnie też Boska moc w dniu Pięćdziesiątnicy ukazała się pod postacią płomyków światła, rozdzielonych języków ognia. Także duch Pański płynący z Jego Słowa przedstawiany jest w Piśmie Świętym jako światło lampy, jak czytamy: „Słowo twe jest pochodnią nogą moim, a światłością ścieżce mojej” [Psalm 119:105]. Płomień świętej miłości, święty duch Ojca i Syna został zapalony w naszych sercach przez Słowo łaski i udzielenie ducha świętego. Na ile podsycaliśmy ten płomień (ducha) Prawdą, na tyle staliśmy się płonącymi i jaśniejącymi światłami na świecie – to jest duch Pański w nas.

Jakże jednak łatwo taki święty płomień może zostać zgaszony – jak szybko może się to stać! Niewielka porcja ducha tego świata może zagasić nasz płomień, stłumić go. Wystarczy nawet, że postawimy to światło pod korcem, a odetniemy się do Boskiego źródła zaopatrzenia w olej oraz w duchowy tlen, co doprowadzi do prędkiego zgaszenia naszego płomienia miłości – ducha świętego. Nie wspomnieliśmy jeszcze o Przeciwniku. Tymczasem wywiera on potężny wpływ, któremu trzeba się przeciwstawiać. Ustawicznie próbuje on doprowadzić nas do takiego stanu, by zgasło nasze światło, by zagasić w nas ducha. Jeśli nie w taki, to w inny sposób zostaniemy osaczeni przez świat, ciało lub Szatana. Jednak apostoł daje do zrozumienia, że to my i tylko my decydujemy w tej kwestii, czy duch święty w nas zgaśnie, czy nie. Taki jest Boży porządek. Sami możemy wydostać się z Bożych ramion, ale nie może wyrwać nas stamtąd ani święty, ani grzesznik. Nawet sam Przeciwnik jest bezsilny, nie mogąc nawet tknąć się „maluczkich”, póki przebywają oni w Nim mocą wiary, miłości i posłuszeństwa. Tak więc każdy ma sam na to wpływ, skoro Bóg obiecał, że nie dozwoli, by ktokolwiek był kuszony ponad to, co jest w stanie znieść, a wraz z pokuszeniem zostanie mu wskazany sposób jego pokonania [1 Kor. 10:13]. Tak jak płomień miłości winien być podtrzymywany w sercach każdego z nas, tak też należy strzec go i troszczyć się o niego w Kościele.

„PROROKOWANIA* NIE LEKCEWAŻCIE”
[* KJV prophesyings – przyp. tłum.]

Nie wolno nam lekceważyć proroctw, powinniśmy je szanować i brać je pod uwagę. Ale nie o tym mówi tutaj Apostoł. Pod słowem „prorokowanie” rozumie on nauczanie, publiczną wypowiedź. Nie lekceważcie niczego, co zostanie publicznie wypowiedziane przez kogoś, kto jest dzieckiem Bożym w Kościele Chrystusowym. Jeśli jest on prawdziwym chrześcijaninem – na ile umiesz to ocenić – nie tylko w zakresie wyznania wiary w Odkupiciela i Jego ofiarę, ale także w poświęceniu życia, bądź gotów chętnie go wysłuchać. Przyjmij go nie po to, by rozważać jego wątpliwości, ale pozwól mu przedstawić swój pogląd na Prawdę Boskiego Planu. O ile ma jeszcze do powiedzenia coś, co zgodne jest z podstawami, w które wydaje się on wierzyć, będzie to dodatkowo pomocne dla innych oraz dla Kościoła. Innymi słowy, nie unikajcie wysłuchiwania któregokolwiek z braci.

Tym niemniej doświadczajcie wszystkiego i trzymajcie się tego, co jest dobre – co wytrzymuje próbę. To że brat jest szczery i poważny, nie dowodzi jeszcze, że ma rację w swych biblijnych wykładniach. Bóg mógłby przeszkodzić komuś takiemu, by nie miał żadnych sposobności przedstawiania swych wywodów w Kościele. Jednak dopuszczanie, by tak się działo, może okazać się błogosławieństwem dla wszystkich, którzy mają właściwe nastawienie serca. Nawet jeśli nie możesz zgodzić się z jego twierdzeniami, rozważanie danego zagadnienia, badanie Pisma Świętego w poszukiwaniu dowodów, może okazać się dla ciebie trwałym pożytkiem, utwierdzającym cię jeszcze mocniej w Prawdzie. Przekonajmy się jednak, czy trzymamy się tego, co dobre. Znamy przypadki, w których dorada ta nie była uważnie stosowana. Nieco zła zostało przyjęte razem z czymś dobrym, a skutkiem były niepowetowane straty.

„OD WSZELKIEGO PODOBIEŃSTWA ZŁOŚCI SIĘ WSTRZYMUJCIE”

Według [angielskiego] przekładu poprawionego oznacza to, że należy powstrzymywać się od wszelkich form zła [por. NB – przyp. red.]. O tak! Jakże wymowny jest język Apostoła. Przeciwnik, posługując się naszą starą naturą, będzie starał się utrzymać nas w przekonaniu, że należy powstrzymywać się tylko od wielkiego zła, podczas gdy wcale nie trzeba – a może nawet byłoby to niewłaściwe – usiłować powstrzymywać się od zła we wszelkich jego przejawach. Pojawia się wymówka, że powinniśmy „staremu człowiekowi” dać szansę i nie zabijać go zbyt szybko. Szczęśliwy jest ten, kto zwraca uwagę na Pana, powiada Apostoł, nie bacząc na „starego człowieka”. Pierwszym stopniem powstrzymywania się od każdej formy zła jest postanowienie, czyli ślubowanie, by tak postępować. Ustalenie woli, zamiaru, intencji, musi poprzedzić potyczkę, o ile chcemy z niej wyjść zwycięsko. To wola decyduje, po której stronie się opowiemy. Takie postanowienie przed Bogiem jest ślubem i taki właśnie Ślub [Panu, zob. „Manna” – przyp. red.] powstrzymywania się ze wszystkich sił od zła pod każdą postacią i w każdej formie zalecamy od roku. Ślub ten został przyjęty przez wielu czytelników tego czasopisma [The Watch Tower – przyp. red.], którzy powiadamiają nas, że stał się on dla nich źródłem wielu błogosławieństw.

Niektórzy mówią: Tak, zgadzamy się, że każde stwierdzenie Ślubu [Panu, zob. „Manna” – przyp. red.] zgodne jest z pouczeniami Słowa Bożego – każdy jego punkt, bez wyjątku, mimo to nie przyjmujemy go. Chodzi o to, że nie chcemy się wiązać. Pragniemy zachować naszą wolność i decydować w każdej sprawie oddzielnie, zgodnie z jej okolicznościami. Naszą odpowiedzią jest, że zawarte przez nas przymierze z Panem polega na kształtowaniu każdej z życiowych spraw zgodnie z naszym zrozumieniem woli Bożej i wielbieniu Pana tak, aby stać się źródłem błogosławieństw dla innych i dla samych siebie. Powstaje pytanie, jak wiele wolności pozostaje dla nas. Jeśli trzymamy się naszej swobody aż do chwili pokuszenia, to nasze pierwotne przymierze i tak zobowiązuje nas, byśmy czynili to, co podobałoby się Panu. Różnica wydaje się polegać na tym, że przez przyjęcie Ślubu w sposób całościowy i pokrywający praktycznie każde źródło pokuszenia na przyszłe dni, tygodnie i lata dokonujemy zupełniejszego niż dotąd „ścięcia” starego człowieka, przygotowując go do pochówku. On wolałby, żebyśmy przedłużali jego agonię i zadecydowali, gdyby to było konieczne, dopiero w ostatniej chwili. Dlaczego tak? Ponieważ ma on nadzieję, że czy teraz, czy później pokuszenie może przyjąć bardziej subtelną formę lub nastąpić w chwili, gdy się go nie spodziewamy, a wtedy będzie on mógł, choćby tylko na moment, zyskać lekką przewagę i swobodę szkodzenia Nowemu Stworzeniu. Czy jest to rozsądne, czy nierozsądne, by zabezpieczać potrzeby ciała nawet za cenę zachowania naszych osobistych swobód aż do ostatniej chwili? Czy nie byłoby to korzystne dla zdecydowanej większości ludzi, gdyby odpowiedzieli sobie na te pytania raz na zawsze i w ten sposób spowodowali uśmiercenie nadziei starego człowieka i jego jak najszybsze poddanie się?

„A SAM BÓG POKOJU”

Tutaj dochodzimy do podsumowujących wersetów, które zauważyliśmy na samym początku – do konkluzji obrazu charakteru. Jeśli będziemy podążać we wskazanym przez Apostoła kierunku, sam Bóg uświęci nas w sposób zupełny i całkowity. Czyż nie tego właśnie pragniemy? „Wiernyż jest ten, który was powołał, który też to uczyni”. Tak więc to na nas spoczywa odpowiedzialność.

Apostoł przenosi swoje rozumowanie poza obszar spraw osobistych na Kościół, ducha Kościoła, duszę Kościoła, ciało Kościoła, o które modli się, aby mogły one zostać zachowane w całości i bez nagany na przyjście Jezusa. Z pewnością pozostałyby one takimi do dzisiaj, gdyby zachowany został pierwotny, właściwy związek z Panem. Jednak porzuciwszy go, Kościół w Tesalonice nie został zachowany. Nie ma dzisiaj po nim śladu. Starajmy się przeto zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo w ramach zgromadzenia ludu Bożego, posiąść ową uświęcającą moc Bożą w całości, by w pełni sprawowała ona kontrolę nad każdą naszą zdolnością, a także nad naszym językiem, aby mógł on uwielbiać Boga w ciele i w duchu, które są Jego. My, którzy żyjemy przy końcu wieku, powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że nadszedł czas nie tylko na to, by zaczął się sąd domu Bożego, ale także, by wszyscy wierni stali się zachowaną i doświadczoną częścią owej chwalebnej przemiany „w jednym momencie, w mgnieniu oka” – pierwszego zmartwychwstania.

The Watch Tower, 15 sierpnia 1909, R-4417

Poprzednia strona Następna strona