Czasopismo

Nabożeństwo o wschodzie słońca

Brat Russell miał przybyć we wczesnych godzinach porannych, między godz. 5 a 6, w związku z tym grupa przyjaciół wyjechała automobilami do Warrensburga, by odebrać go z pociągu, którym miał przyjechać. W tym czasie pozostali zgromadzili się w audytorium na nabożeństwo o wschodzie słońca, choć słońca akurat nie było zbyt wiele. Mocno padało przez całą noc, a także rano niebo było ciemne i mocno zachmurzone. Mimo to na sali było jasno dzięki elektrycznemu oświetleniu, a zgromadzeni, radośni i szczęśliwi, zajęli wygodne miejsca siedzące. Dobrze odzwierciedlało to naszą pozycję w świecie. Na zewnątrz panują ciemności, wokół gromadzą się chmury ucisku, a w naszych sercach króluje szczęście i pełnia radości oraz pokoju dzięki światłu ducha świętego, które nam jasno przyświeca. O wpół do szóstej rano na sali zgromadziło się około trzystu, może czterystu przyjaciół. Zaśpiewaliśmy kilka pieśni, było też parę modlitw. Przewodniczący podzielił się kilkoma spostrzeżeniami. Mniej więcej w tym właśnie czasie przyjechały automobile, z których jeden przywiózł brata Russella. Gdy wszedł na scenę, zgromadzenie powstało i powitało go machaniem chusteczkami i odśpiewaniem jednej zwrotki pieśni „Połączmy serca wraz”. Następnie brat Russell przemówił w następujących słowach:

„Drodzy bracia i siostry! Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu być z wami. Miło mi, że mogę tutaj zobaczyć tak wielu z was, którzy czują się na tyle dobrze, by wstać wcześnie rano. Pamiętamy słowa Pisma Świętego, skierowane do Kościoła, że „poratuje go Bóg zaraz z poranku” [Psalm 46:6]. Znajdujemy się już bardzo blisko tego poranka. Jakże szczęśliwi jesteśmy, mogąc zauważać mnożące się dowody, że zbliżamy się do nowego dnia i nowej dyspensacji. Dla nas, jak widzimy, ma to znaczenie większe niż dla innych. Niebiański Ojciec zaczyna już zsyłać błogosławieństwa Królestwa. Wszystkie te zachęty są jednak przebłyskiem pełni chwały. Jakże więc szczęśliwi możemy się czuć, mając już teraz udział w owych błogosławieństwach. Ale także i świat otrzyma swoje wielkie błogosławieństwo. Nie należymy do tych, którzy skłonni byliby mówić: „Boże, błogosław mnie, moją żonę, mojego syna Jana i jego żonę, nas czworo i nikogo więcej”. Dziękujemy Bogu, że dał nam poznać i ocenić swój wspaniały plan, w myśl którego błogosławione mają być wszystkie narody ziemi. Nasze serca są w pełnej harmonii z Nim, tak że możemy radować się tym planem. A po drugie, że możemy mieć udział w tym planie, stanowiąc jego część. O, jak wielka będzie nasza radość, gdy dane nam będzie przybyć na owo ogólne Zgromadzenie! Jakże będziemy szczęśliwi! Również i dla nas będzie to zaraz, o poranku!

Powiedziano mi już, że przyjemnie spędzacie tu czas. Panuje tutaj taki sam duch jak na większych konwencjach. Niezależnie od tego, czy jest nas wiele, czy mało, jeśli mamy ducha Pańskiego, z pewnością przeżyjemy radosne chwile. Niektórzy pytają: Co sprawia, że macie jednego ducha, czy to na wybrzeżu Pacyfiku, czy nad Atlantykiem, czy w Wielkiej Brytanii, czy w każdym innym miejscu? Odpowiadam zgodnie z tym, co zapewne każdy z was uważa za naukę Pana w tej sprawie, a mianowicie: Wszyscy jesteśmy ochrzczeni w jednego ducha i w jedno Ciało Chrystusa. To jest cały nasz sekret, drodzy przyjaciele. Kto otrzymał taki chrzest, stanowi jedno z Panem, a jeśli jest w jedności z Panem, to może być także pewien, że będzie stanowił jedno ze wszystkimi, którzy do Niego należą. Nawet jeśli spotkają nas jakieś doświadczenia, drodzy przyjaciele, częściowo z powodu naszych „głów”, warunków otoczenia itp., to jednak wierzymy, że stopniowo owe nierówności będą wygładzane, a nasze poglądy będą się upodabniać do tych, które wyznaje większość braterstwa, ponieważ stanowimy jedno według serca i intencji.

Także w odniesieniu do Domu Biblijnego niektórzy wypowiadają się, że nie mogą zrozumieć, w jaki sposób tak wiele osób może mieszkać z sobą w tak pięknej atmosferze – starając się przypisać to waszemu pokornemu słudze. Nie, to nie jest tak, odpowiadamy. Mamy jednego ducha i jesteśmy dziećmi Bożymi.

Jesteśmy szczęśliwi, że możemy już teraz zakosztować nieco z tych darów, a w miarę upływu dni coraz więcej. Zaś kiedyś, gdy nadejdzie czas przejścia za zasłonę do chwalebnego Królestwa, ufamy, że dane nam będzie osiągnąć taki stan rozwoju ducha Pańskiego i podobieństwa Jego charakteru, że będzie On mógł nam powiedzieć: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię” [Mat. 25:21 BT].

Radujemy się tą nadzieją, że wprowadzi nas On przed oblicze niebiańskiego Ojca i przedstawi jako nieskalanych i bez nagany. Jakże wspaniałej przemiany zamierzył dokonać w nas Bóg, w nas biednych, niedoskonałych stworzeniach, dzieciach gniewu podobnych do innych ludzi! To On sprawia w nas zarówno chcenie, jak i wykonanie tego, co jest dla Niego przyjemne, i to do takiego stopnia, że czyni nas Nowymi Stworzeniami w Jezusie Chrystusie. Pomyślmy tylko – Ten, który powołał do istnienia całą wspaniałość wszechświata, teraz pragnie stworzyć coś najcudowniejszego, coś, co dzieje się mocą ducha sprawującego swe dzieło w naszych sercach za naszym dobrowolnym przyzwoleniem, gdyż pragniemy Mu się podobać. Widzimy, jak dokonuje się obecnie to wielkie dzieło, a tym, który pracuje, jest sam Bóg, zgodnie z oświadczeniem Apostoła: „Albowiem czynem jego jesteśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie ku uczynkom dobrym, które przedtem Bóg zgotował, abyśmy w nich chodzili” [Efezj. 2:10]. To wszystko, gdy się temu przyglądamy, powinno wywierać ogromny wpływ na nasze życie. Sprawia to, że jeszcze bardziej pragniemy upodobnić się do Jego umiłowanego Syna. Możemy też być pewni, że Ten, który zaczął w nas to dobre dzieło, nie zaniedba kontynuowania go ze swej strony. Od nas zaś nie wymaga nic więcej ponad to, co moglibyśmy wykonać. Bądźmy przeto dobrej myśli i trwajmy w gorliwości, gdyż Ten, który jest za nami, większy jest od wszystkich, którzy mogliby być przeciwko nam.

Moim pragnieniem tego poranka jest, drodzy przyjaciele, abym mógł ostać się na tej drodze, abym wytrwał w biegu, naśladując Mistrza, żeby to nastawienie serca coraz bardziej kontrolowało moje słowa, działania, a nawet myśli, abym mógł stawać się coraz wierniejszą kopią Pana Jezusa, a przez to był przygotowywany do udziału z Nim i z wami wszystkimi w chwalebnych sprawach Królestwa”.

Z konwencji w Pertle Springs, Warrensburg,
1‑8 czerwca 1912, Convention Report Sermons, CR-286

Poprzednia strona