Wywiad dla „Kansas City Weekly Post”
Tak wiele bogów, tak wiele dróg,
Tak wiele wierzeń na wiatr, na wiatr...
A wszak jednego potrzebuje świat –
By człowiek człowiekowi nie był jak wróg.
[Ella Wheeler Wilcox, Poems of Power]
Pastor Russell jest dobrotliwym, bezwyznaniowym pasterzem, który objeżdża świat, by dbać o dobro swej trzody – a także czasami dopilnować swoich spraw.
Ów dobry pasterz odwiedził Kansas City w niedzielę [prawd. 25 maja 1913], zaspokajając pragnienia dusz tysięcy słuchaczy. Wkrótce uda się on do Londynu, światowej metropolii, by usługiwać potrzebom swej trzódki na Wyspach Brytyjskich. Niedawno był też w Chinach, gdzie pokochali go mali, żółci ludzie, biegając za nim po ulicach. I nie ma znaczenia, gdzie Pastor się udaje – wszędzie jest tak samo. Powiada on, że ludzie poszukują prawdy, a światło jest wszędzie takie samo, niezależnie od koloru skóry, narodowości czy języka.
Wiele razy słyszałem o pastorze Russellu z Brooklyńskiego Domu Modlitwy, a także czytałem jego kazania, ale zawsze uważałem go jedynie za porządnego, dobrego, zadbanego duchownego. Nigdy nie wydał mi się kimś, kto wyróżniałby się spośród tysięcy innych głosicieli zakładających fraki i białe krawaty. Ale tak było tylko dlatego, że nigdy go nie spotkałem osobiście i nie usłyszałem go, jak przemawia.
W zeszłą niedzielę rano udałem się do Hotelu Baltimore w Kansas City i odbyłem z pastorem Russellem godzinną rozmowę. Zwykle, gdy wchodzę do dużego hotelu i chcę zapytać o gościa, kieruję się od razu do recepcjonisty. Tym razem jednak nie było to konieczne, gdyż ludzie stojący grupami w hotelowym lobby patrzyli wszyscy w jednym tylko kierunku. Słyszałem uwagi w rodzaju: „Czyż nie jest on dobrze wyglądającym dżentelmenem?”. Ktoś inny stwierdził: „Nie jestem zbyt religijny, ale założę się, że ten kaznodzieja przypadnie mi do gustu”.
Tak więc podszedłem prosto do pastora Russella i przedstawiłem mu się. Chociaż nie jestem bardzo obyty w środowisku duchownych, to jednak ani przez moment nie poczułem się niewygodnie. Miałem do czynienia z człowiekiem, który nie reprezentuje żadnego credo. Nie należy do żadnego wyznania. Powiedział, że nie ma nic przeciwko żadnemu kościołowi i życzy im wszystkim razem dobrze, ale sam woli należeć do tego samego kościoła, do którego należał Jezus z Nazaretu. Na pytanie, jaki to kościół, odpowiedział: „Żaden z obecnie istniejących”.
Rozmawialiśmy o życiu, ja i pastor Russell. I to był dobry temat. Miałem przed sobą nauczyciela, proroka Bożego, którego książki osiągnęły nakład 8 milionów i zostały przetłumaczone na dziewiętnaście różnych języków, wliczając w to chiński. Jego parafią jest świat, a mimo to jego poglądy na życie były takie same jak moje, człowieka z tego świata. To była rewelacja.
Oto zarys tego, w co wierzy pastor Russell: Jest jeden Bóg, Ojciec wszystkich, który jest miłością. Religie, creda, wyznania są interpretacjami Bożej woli. Wszystkie mają w sobie coś dobrego i coś złego.
Biblia jest najwspanialszą księgą i jest prawdziwa. Świat nie może się bez niej obejść, a ona pomoże każdemu, kto ją studiuje. Nasza cywilizacja jest na niej ugruntowana i niech jej wrogowie spróbują, jeśli potrafią, skonstruować lepszą cywilizację niż ta, którą mamy.
Obowiązkiem i przywilejem wszystkich, którzy wierzą w Biblię, jest współdziałanie, sprawiedliwe postępowanie oraz, ponad wszystko, okazywanie życzliwości.
Pastor Russell jest przekonany, podobnie jak tysiące członków Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego, którego jest prezesem, że pewnego dnia wszystkie wyznania złączą się w jedną grupę, by uczynić ten świat lepszym. A osiągnięcie tego celu powinno być pragnieniem każdego uczciwego człowieka.
Na całym świecie trudno byłoby znaleźć człowieka tak dobrego jak pastor Russell, patrząc na poglądy, które wyznaje. Ma 61 lat. Jest jeszcze na tyle młody, by dostrzegać radości życia, ale na tyle stary, by mieć zdrowy osąd spraw. Jego twarz promienieje uprzejmością i dowodzi, że jego życie zostało dobrze przeżyte. Żadnych śladów nadmiernego używania życia. Jego delikatna biała broda nie jest brodą szarlatana, których mamy tak wielu, ale brodą patriarchy, ojca. Sprawia, że odczuwa się zaufanie. Nie ma człowieka, który wątpiłby w szczerość pastora Russella.
I tak objeżdża on świat, uszczęśliwiając ludzi. Nie zapytał mnie, do jakiego należę kościoła. Nie dba o to; do każdego odnosi się w taki sam sposób. I tak opuściłem hotel w przekonaniu, że nawet jeśli Pismo Święte nie dokonałoby niczego więcej, to okazało się wartościowe choćby tylko dlatego, że pobudziło takiego dobrego pasterza z Brooklynu. Gdy go opuszczałem, serdecznie uścisnął mi dłoń i klepiąc mnie po ramieniu powiedział: „Niech Bóg Cię błogosławi, młody człowieku, bądź prawy i życzliwy, i oddaj szacunek Panu, a nie będziesz miał wielu kłopotów”.
W sali, gdzie przemawiał pastor Russell w niedzielę, nie było żadnej demagogii i nie zbierano pieniędzy. Ani pastor Russell, ani jego „stadko” nie szukają pieniędzy. Jeśli będziecie mieli szczęście spotkać się kiedyś z tym dobrym człowiekiem z Long Island, sami się przekonacie, tak jak ja, że ktoś, kto uważa, iż wszyscy dobrzy ludzie wymarli, musi mieć jakiś problem z samym sobą.
Leslie Earl Claypool
Redaktor [Kansas City Weekly Post]
Convention Report Sermons 1913, str. 336
Hotel Baltimore w Kansas City (ok. 1909)
![]() |