Charles Taze Russell
Jego życie i czasy – Człowiek, Millennium i posłannictwo
Fragmenty biografii autorstwa Fredricka Zydeka dotyczące śmierci i pogrzebu C.T. Russella
ROZDZIAŁ 22
TRAGEDIA W TEKSASIE
(1916)
Rok 1916 zaznacza się ważnymi wydarzeniami, które dzieją się po raz pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych. Prezydent Woodrow Wilson podpisuje w tym roku Child Labor Act [ustawę o pracy nieletnich], która ogranicza liczbę godzin, jaką mogą przepracować dzieci, oraz określa limit wieku zatrudnianych nieletnich. Dorośli mogą się cieszyć z podobnych zmian – ośmiogodzinny dzień pracy staje się normą prawną, nakładającą na pracodawców obowiązek płacenia za godziny nadliczbowe, gdyby jakiś pracodawca żądał pracy dłuższej niż osiem godzin dziennie. Wynagrodzenie dzienne zostaje teraz zastąpione stawką godzinową.
W tym roku rozpoczyna się praca nad tłumaczeniem I tomu [„Wykładów”] „Boski plan wieków” na języki koreański i ormiański. Już od kilku lat czasopismo Russella dostępne jest w językach: francuskim, niemieckim, szwedzkim i duńsko-norweskim.
Wydanie magazynu Russella z 1 stycznia publikuje entuzjastyczne raporty ze sprzedaży i rozprowadzania literatury we wszystkich misjach zagranicznych. Jako że Ameryka szykuje się do pełniejszego uczestnictwa w działaniach wojennych, gospodarka poprawia się jednostronnie w całych Stanach. Odpowiednio wzrasta produkcja przemysłowa i przedsiębiorczość Amerykanów. Polepsza się również sytuacja finansowa Watch Tower Bible and Tract Society.
(...)
Russell zaczyna rok 1916 tak, jak zaczynał każdy rok od wielu lat. Wyjeżdża na spotkania ze swymi zwolennikami i odwiedza zbory w całym kraju. 2 stycznia wygłasza wykład praktycznie na swoim podwórzu, bo w Nowym Jorku. 16 stycznia jest w Louisville w stanie Kentucky. Wraca na kilka tygodni do biura, przypuszczalnie po to, by poinstruować Akexandra Macmillana odnośnie różnych aspektów zarządzania złożonymi systemami, które zapewniają sprawne funkcjonowanie centrali ruchu i znajdujących się tam pomieszczeń mieszkalnych.
Gdy się pomyśli, że – choć samochód został już wynaleziony i pojawia się na drogach (których większość jest jednak wciąż błotnista i nieutwardzona) – samolot komercyjny to jeszcze liczona w latach przyszłość, że wszystkie pociągi napędzane są silnikami parowymi, a szybsze lokomotywy, jak Zephyr, mają się dopiero pojawić w projektach – plan podróży Russella na rok 1916 może przyprawić o zawrót głowy. Jest to trasa, która wyczerpałaby osobę o połowę młodszą niż Russell. Takiego harmonogramu można by się spodziewać w przypadku jakiegoś popularnego dwudziestowiecznego autora powieści, który jeżdżąc po całym kraju, podpisuje swoją książkę w księgarniach Borders albo Barnes&Nobles, ale nie od sześćdziesięcioczteroletniego, chorego na serce kaznodziei, i to w roku 1916.
Trasa konwencyjna Russella
styczeń – październik 1916
1. | 2 stycznia | New York City, Nowy Jork |
2. | 16 stycznia | Louisville, Kentucky |
3. | 6 lutego | New York City, Nowy Jork |
4. | 13 lutego | Charleston, Południowa Karolina |
5. | 20 lutego | Atlanta, Georgia |
6. | 5 marca | New York City, Nowy Jork |
7. | 19 marca | Brantford, Ontario |
8. | 26 marca | Roanoke, Wirginia |
9. | 2 kwietnia | New York City, Nowy Jork |
10. | 9 kwietnia | Trenton, New Jersey |
11. | 7 maja | Lowell, Massachusetts |
12. | 14 maja | Dayton, Ohio |
13. | 28 maja | Chicago, Illinois |
14. | 4 czerwca | New York City, Nowy Jork |
15. | 11 czerwca | Indianapolis, Indiana |
16. | 2 lipca | New York City, Nowy Jork |
17. | 9 lipca | Sioux City, Iowa |
18. | 18 lipca | New York City, Nowy Jork |
19. | 6 sierpnia | New York City, Nowy Jork |
20. | 13 sierpnia | Cleveland, Ohio |
21. | 3 września | Denver, Kolorado |
22. | 10 września | Los Angeles, Kalifornia |
23. | 17 września | Seattle, Washington |
24. | 22 września | Seattle, Washington |
25. | 24 września | Milwaukee, Wisconsin |
26. | 1 października | New York City, Nowy Jork |
27. | 8 października | Dayton, Ohio |
28. | 11 października | Brooklyn, Nowy Jork |
29. | 15 października | Providence, Rhode Island |
30. | 15 października | Fall River, Massachusetts |
31. | 17 października | London, Ontario |
32. | 18 października | Kalamazoo, Michigan |
33. | 19 października | Kansas City, Missouri |
34. | 21 października | Dallas, Teksas |
35. | 23 października | Galveston, Teksas |
36. | 23 października | Houston, Teksas |
37. | 24 października | San Antonio, Teksas |
39. | 29 października | San Diego, Kalifornia |
Ważne, by pamiętać, że każdy wyjazd do Nowego Jorku to dla Charlesa nie tylko przemawianie do wielkiego tłumu albo wygłaszanie wykładu, ale także praca w centrali, polegająca na instruowaniu Macmillana, pisaniu i redagowaniu czasopisma, dyktowaniu setek listów prywatnych i służbowych, czytaniu raportów, uczestniczeniu w zebraniach, udzielaniu okazjonalnych prywatnych porad i angażowaniu się w cały potok zajęć, jakich zawsze jest pełno w Bethel i w Domu Biblijnym. Nie należy więc zakładać, że gdy Charles znajdzie się z powrotem w Brooklynie, ma czas na odpoczynek, jakiego prawdopodobnie potrzebuje. Niektórzy uważają, że gdyby Charles Taze Russell żył w dzisiejszych czasach, byłby z sympatią nazywany pracoholikiem.
Rewolucja bolszewicka wybuchnie dopiero za dwa lata, ale zasady komunizmu są już spisywane i publikowane przez Władimira Iljicza Lenina, Lwa Trockiego i innych. Wielu chrześcijan postrzega ten ruch jako odzwierciedlenie sposobu życia, jaki obrały niektóre wczesne społeczności chrześcijańskie. Charles pisze i publikuje w edycji czasopisma z 1 lutego artykuł zatytułowany „Chrześcijański komunizm”. Z jego opracowania jasno wynika, że nie wierzy, iż komunizm jest właściwą formą rządów.
„Zauważamy, że niektórzy byli biedni; zamożni zaś, kierując się duchem miłości, pragnęli, by wszystkim biedniejszym wiodło się tak dobrze jak im. Najpierw, oceniwszy potrzeby innych, udzielali jeden drugiemu prywatnie. Potem sprawy poszły dalej i utworzono małą wspólnotę. Wielu spośród tych bogatszych sprzedawało swoje posiadłości i składało pieniądze do skarbca Pańskiego, pragnąc, żeby określona suma służyła utrzymaniu ich samych, jak też innych członków wspólnoty na zasadzie równego podziału. Pokazywało to bardzo pięknego ducha i w doskonałych warunkach byłby to mądry i właściwy kierunek postępowania. Mimo to wspólnota doznała niepowodzenia. Najwyraźniej jednak Pan dozwolił na ten sprawdzian i niepowodzenie w dobrym celu – żeby nam pokazać, iż w obecnym czasie taka wspólnota między Jego ludem nie jest możliwa. Zasady wspólnoty będą dobrze funkcjonować, kiedy tylko zostanie ustanowione Królestwo Mesjasza, ale w obecnych czasach są one nie do zrealizowania, podobnie jak w czasach apostolskich”.
Im bardziej świat angażuje się w wojnę, tym bardziej Charles jest przekonany, że oto przed jego oczyma realizuje się biblijne proroctwo.
„Dotknięte wojną, doprowadzone do bankructwa, zawiedzione – narody będą przez wiele lat naprawiać straszne szkody, jakie sobie teraz wzajemnie wyrządzają. Co więcej, Biblia nas zapewnia, że gdy w rewolucji i anarchii nastąpi punkt kulminacyjny ich ucisku, świat zostanie wybawiony ze swego szaleństwa poprzez ustanowienie Królestwa Mesjasza. »Kładzie kres wojnom aż po krańce ziemi« (Psalm 46:10). Opętane wojną narody »przekują swoje miecze na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy (...) i nie będą się już uczyć sztuki wojennej’ (Izaj. 2:4; Mich. 4:3)«.
Wrześniowe wydanie czasopisma Russella odnotowuje, że konwencja w okolicach wodospadu Niagara była „najbardziej udaną ze wszystkich dotychczasowych w tym roku pod względem liczby uczestników”. Zdumiewająco dużo, bo aż 1500 osób, przybyło, aby go posłuchać. Russell podaje również, że z kolei w Nashville w stanie Tennessee około 2500 osób obejrzało pokaz „Fotodramy stworzenia”. Na całym świecie sprawy dla organizacji przebiegają pomyślnie, mimo problemów związanych z wojną.
1 października Charles pisze nowe przedmowy do kolejnego wydania wszystkich tomów [„Wykładów”]. W tym szczególnym momencie w historii w obiegu znajduje się 4,5 mln jego książek.
Bez zakłóceń przebiega podróż Russella na konwencję w Dayton w stanie Ohio, 8 października. Nie czuje się najlepiej, ale też nie gorzej niż w ciągu ostatnich paru miesięcy. Wraca do Brooklynu, zakasuje rękawy i nadal pracuje. 11 października, w środę, ma wykład w zgromadzeniu nowojorskim. Ani Charles, ani nikt ze słuchających nie są świadomi, że będzie to jego ostatnie przemówienie do zboru w Nowym Jorku.
Kilka następnych dni Charles spędza odpisując na listy, rozmawiając z Alexandrem Macmillanem o ogólnym funkcjonowaniu budynków centrali i przygotowując się do drugiego wyjazdu na Zachodnie Wybrzeże. W poniedziałek, 16 października, o godzinie 17.00, rozgląda się po pokoju, czy czegoś nie zapomniał, zamyka drzwi i po raz ostatni opuszcza swoje biuro. Jego prywatny sekretarz i pomocnik, Menta Sturgeon, spakował ich torby i wysłał je już na stację kolejową razem ze zwyczajowym ładunkiem książek i broszur. O 17.15 Menta i Charles wychodzą z budynku Bethel i jest to ostatni raz, gdy Russell przechodzi przez bramę siedziby swego ruchu.
Docierają na stację Lehigh Valley o 17.30. O godzinie 18.00 pociąg rusza ze stacji. Charles udaje się na spoczynek znacznie wcześniej niż zwykle, odstępując od zwyczaju dyktowania sekretarzowi listów lub myśli. Wstaje wcześnie rano i opowiada Sturgeonowi, że nie mógł zasnąć i że nie czuje się tak dobrze, jak zazwyczaj. Przyznaje też, że od kilku dni nie ma apetytu. Menta zaleca, by wygospodarował czas i jak najszybciej skonsultował się z lekarzem.
Co najmniej jeden z autorów utrzymuje, że Charles cierpiał na bóle głowy wskutek upadku, jaki mu się przytrafił w dzieciństwie, że stale zmagał się z hemoroidami i często dopadało go zapalenie pęcherza. Jeśli to prawda, to można przypuszczać, że Sturgeon miał lepszą świadomość stanu zdrowia Russella niż większość jego współpracowników. Prawdopodobnie nie pierwszy raz zachęcał Charlesa do skorzystania z pomocy lekarskiej.
We wtorek, 17 października, docierają do Londynu w prowincji Ontario [Kanada], gdzie przesiadają się na inny pociąg. Zatrzymują się najpierw w Detroit. Tam spotykają się z pewnymi członkami zboru, którzy toczą spór. Charles wysłuchuje skarg jednego z nich i robi, co może, żeby pojednać obydwóch zwaśnionych. Z powodu braku połączeń tramwajowych inne umówione wizyty w Detroit się nie odbywają. Podróżnicy wsiadają do pociągu Pere Marquette i jadą do Lansing w stanie Michigan, gdzie Charles przemawia do sporego grona uczestników publicznego spotkania. Przypuszczalnie w tym mniej więcej czasie konsultuje się z lekarzem.
W środę, 18 października, ich plany znów zostają pokrzyżowane, gdy wykolejony pociąg towarowy przez kilka godzin blokuje torowisko. Charles nie może dotrzeć do Chicago, jak zamierzał. Zostają skierowani na boczny tor do Kalamazoo w stanie Michigan. Ponieważ w pociągu nie ma wagonu restauracyjnego, Charles i Menta ratują się spożywając kanapki z masłem orzechowym, jakie dano im, gdy odjeżdżali z Brooklynu, i popijając je zimnym mlekiem. Jest to jedna z ulubionych przekąsek Russella. W końcu docierają do Chicago z siedmiogodzinnym opóźnieniem, przez co nie udaje im się złapać połączenia do Springfield w stanie Illinois, gdzie Charles ma tego wieczora przemawiać. Postanawia więc wysłać depeszę z przeprosinami do swoich zwolenników w Springfield i decyduje się wsiąść w ostatni w środę wieczorem pociąg do Kansas City. Okoliczności sprawiają, że wraz z Mentą muszą iść pieszo kilka mil, aby na niego zdążyć.
19 października o 11. rano pociąg Russella przybywa do Kansas. Znowu muszą się przesiąść, ale natrafiają na takie trudności z dostaniem biletów, że dosłownie muszą biec, by się nie spóźnić na połączenie do Wichita. Docierają tam w porę na popołudniowe spotkanie. Menta spostrzega się, że w samochodzie, który ich wiózł ze stacji, została walizka Charlesa. Zamieszczają w lokalnych gazetach ogłoszenie, z nadzieją, że zguba się odnajdzie. Postanawiają zostać w Wichita na noc i wynajmują pokój w miejscowym hotelu.
Następnego ranka Charles wygląda na bardzo zmęczonego, ale po śniadaniu aż do południa pracuje z Mentą nad tekstami i korespondencją. Kupują potrzebne Charlesowi rzeczy i, nie mając już nadziei na odzyskanie bagażu, udają się pociągiem do Dallas. Gdy tam docierają, Charles dowiaduje się, że konwencję w Teksasie zaplanowano w powiązaniu ze stanowymi targami. W hotelu nie ma ani jednego wolnego pokoju. Ostatecznie Russell i Sturgeon znajdują zbiorowe zakwaterowanie w pokojach, gdzie zatrzymało się już kilkoro innych uczestników konwencji. Nocują tam z soboty na niedzielę. Nie są to warunki, które pozwoliłyby Charlesowi odpocząć w takim stopniu, jak w pokoju hotelowym. Robi, co może, żeby na nowo wzniecić w sobie właściwy poziom energii.
Charles nie czuje się na tyle dobrze, żeby przemawiać na konwencji w sobotę, ale uczestniczy w niej i bierze udział w nieformalnych rozmowach ze swoimi zwolennikami w czasie przerw oraz w trakcie lunchu. Jednak w niedzielę, 22 października, zakańcza konwencję tzw. ucztą miłości, a wieczorem wygłasza trwający dwie i pół godziny wykład dla publiczności. Na dodatek, tak jakby było to jeszcze nie dość wyczerpujące dla osłabionego Russella, nie udaje mu się złapać taksówki na stację kolejową, gdyż wszystkie są akurat wykorzystywane przez uczestników targów. Po raz pierwszy, odkąd pamięta, zorganizowanie konwencji Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego równocześnie z innym znacznym wydarzeniem w mieście przysparza mu więcej kłopotów niż korzyści. Charles zmuszony jest udać się na stację pieszo.
Gdy wsiada do pociągu, jest całkowicie wyczerpany i, zażywszy lekarstwo, szybko udaje się na odpoczynek. Menta okrywa go kocem, a Russell jest tak zmęczony, że zasypia, siedząc. Zanim pociąg dociera do następnej stacji, Menta dostaje wiadomość, że walizka Charlesa z jego rzeczami i dokumentami została znaleziona w Wichita i przewieziona do Dallas; teraz jest już w ich pociągu.
23 października rano przybywają do Galveston w Teksasie. Charles nie zdążył wypocząć i nie czuje się dobrze, ale wyraża zgodę na rozmowę z grupą swych zwolenników o 11.30, po wykładzie wygłoszonym przez Mentę. Na kartce zapisuje jako swoje życzenie werset biblijny i numer pieśni – o ile wiadomo, nigdy wcześniej tego nie robił. Po zebraniu ktoś ze współwyznawców zabiera go na przejażdżkę nadmorskim bulwarem Sea Wall i wydaje się, że sprawia mu to przyjemność. Wraz z dwunastoma innymi osobami zjada obiad w restauracji hotelu Gavez. Mówi dużo, ale je niewiele. Jest to ostatni pełny posiłek, jaki próbuje spożyć. O 15. wygłasza mowę do tłumu zgromadzonego w Galveston Auditorium. Menta jest jedyną osobą, która zauważa, że Charles więcej siedzi podczas tego wykładu, niż stoi.
Razem z Mentą łapią potem pociąg do Houston, gdzie Charles przez dwie i pół godziny przemawia do rzeszy ludzi w Houston Auditorium. Wyczerpany, wyrusza późnym wieczorem do San Antonio i po całonocnej podróży przybywa na miejsce wcześnie rano we wtorek. Zostaje podjęty przez panią Frost, członkinię zboru w San Antonio, i u niej nocuje. Nie potrafi już dłużej skrywać silnych boleści i tego, że jest ciężko chory. Odrzuca propozycję sprowadzenia do domu lekarza, ale prosi Mentę, żeby go zastąpił w usłudze o 11. i o 15. Nigdy tak wcześniej nie robił. O ile nam wiadomo, Charles nigdy nie rezygnował z powodów zdrowotnych, pozwalając komuś innemu stanąć za mównicą zamiast niego.
Tego wieczora, 24 października, Charles będzie miał swoje ostatnie publiczne wystąpienie – w największym i najbardziej eleganckim teatrze w San Antonio. Zacznie swój wykład o 20.10, ale z powodu choroby będzie musiał trzykrotnie zejść z podium na jakieś pięć do dziesięciu minut. Menta Sturgeon, znający wszystkie jego wykłady, wypełnia ten czas za każdym razem. Gdy Charles po raz trzeci wraca na scenę, finalizuje swoje przesłanie i przewodniczy zgromadzonym w pieśni „All Hail the Power of Jesus’ Name”, po czym kończy wieczorną społeczność modlitwą.
Późno wieczorem wsiada do pociągu, który zmierza do Kalifornii. Pani Frost daje mu tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na opłacenie salonki w pociągu do Los Angeles, z wygodnym miejscem do spania. Kładąc się do łóżka, Charles prosi Mentę o pomoc przy zdjęciu obuwia i skarpetek. Noc ma niespokojną. Menta odnotowuje, że budzi się trzydzieści sześć razy w ciągu siedmiu godzin. Rano jest bardzo chory. W środę przez cały czas pozostaje w swojej kuszetce. Menta przesiaduje obok niego na sofie większą część dnia.
„Obserwowałem każdy jego ruch, głaskałem jego głowę i rozmyślałem o potężnej pracy, jaką wykonał ten umysł. Ująwszy jego miękką, delikatną prawą dłoń i pozwoliwszy jej spocząć na mojej lewej dłoni, gładziłem ją lekko swoją prawą ręką i myśląc o jego wykładzie z San Antonio, jaki wygłosił poprzedniego wieczora, i o tych wielu razach, kiedy widziałem, jak z gracją używał tej ręki, gdy objaśniał błędy ludzkich wierzeń przeciwnych Słowu Bożemu, powiedziałem do niego: »Jest to najwspanialsza ręka rozprawiająca się z ludzkimi wierzeniami, jaką kiedykolwiek widziałem!«. Odparł, iż nie sądzi, że jeszcze się z jakimiś rozprawi.”
Gdy docierają do Del Rio w Teksasie, pociąg zostaje zatrzymany z powodu odbudowy mostu, który wcześniej spłonął. Menta sugeruje, aby poszukać lekarza i zasięgnąć jego porady, ale Russell odpowiada, że nie czuje, by to było konieczne. Cztery pociągi z amerykańskimi żołnierzami również stoją unieruchomione przez remont. Awanturują się i złoszczą z powodu upału, a to jeszcze bardziej utrudnia Russellowi sen i odpoczynek. Jedyną jego skargą są słowa: „Jestem tak bardzo zmęczony, taki zmęczony”.
W czwartek, 26 października, Charles jest zbyt słaby, by podnieść szklankę wody. Trzeba mu pomagać, gdy usiłuje coś zjeść lub wypić. Jest w stanie przełknąć zaledwie kilka łyżeczek jajka na miękko i kilka łyków soku. Nie wiemy, dlaczego Menta nie bierze sprawy w swoje ręce i nie posyła po lekarza, musimy więc przyjąć, że Charles dalej nalega, by nikogo nie wzywać.
W piątek w nocy, 27 października, pociąg dociera do węzła komunikacyjnego w Kalifornii i wszyscy pasażerowie proszeni są o przejście do innego składu. Jakimś sposobem Russell znajduje siłę, by się ubrać i przesiąść do innego pociągu. Gdy znajdują się już w takim, który jedzie na Zachodnie Wybrzeże, Charles jest tak słaby, że znowu musi prosić Mentę o pomoc w zdjęciu butów i skarpetek, po czym wraca do łóżka, by pozostać w nim przez resztę podróży do Kalifornii.
Przez całą sobotę, 28 października, bardzo cierpi fizycznie, ale przez cały dzień pracują z Mentą nad sprawami służbowymi. Jego ciało sprawia mu kłopot, ale umysł skupia się nad potrzebami prowadzonej działalności. Pije tylko odrobinę wody i z ledwością skubie kilka kęsów lekkiej przekąski, przygotowanej dla niego przez Mentę. Jednak z chwilą, gdy pociąg wjeżdża na stację Santa Fe w Los Angeles, w niedzielę, 29 października, Charles jakby ożywa. Narzuca płaszcz, przeczesuje włosy i brodę i udaje się na peron, gdzie wita go wielki tłum, z którym już za chwilę się modli i śpiewa wspólnie kilka pieśni. Wielu zwolenników jest zaskoczonych jego wyglądem, ale nie są świadomi, jak poważny jest jego stan. Charles zostaje odprowadzony przez Mentę do hotelu; potrafi iść bez pomocy, ale na obiad zjada tylko część lekkiego posiłku, na który składają się sadzone jajka, tost i sok. Po obiedzie udaje się do swojego pokoju, by się położyć.
Po południu Charles wstaje, ubiera się bez pomocy i o 16.30 jedzie samochodem wraz z Mentą i kilkoma współpracownikami do Los Angeles Auditorium. Prosi Mentę i tych, którzy wiedzą o jego chorobie, żeby nic o niej nie wspominali. Cały czas siedzi na scenie, gdy wygłaszane są wstępne, powitalne uwagi, a także podczas śpiewu, odczytywania wersetów oraz zapowiedzi jego osoby. Tylko na początku przemowy stoi parę minut, zwracając się do licznie zebranych, po czym prosi o krzesło i przeprasza zgromadzenie i słuchaczy za to, że będzie siedział w trakcie wykładu. Mówi tylko przez czterdzieści pięć minut. Jest to niezwykle krótki wykład. Charles ma zwyczaj przemawiania przez ponad godzinę – do tego przyzwyczajeni są także jego słuchacze. Po wykładzie Charles zostaje, by odpowiadać na pytania, także w skróconym wymiarze czasowym, i opuszcza scenę o godzinie 18.05. To również jest niezwykłe. W przeszłości pozostawał zawsze tak długo, aż odpowiedział na wszystkie pytania albo gdy zbyt późna pora uniemożliwiała dalsze nauczanie. Russell uświadamia sobie w końcu, że jego stan się nie poprawia.
Jest to ten punkt, w którym Charles ostatecznie zdaje sobie sprawę z tego, że nie da rady kontynuować tej trasy konwencyjnej. Prosi Mentę o odwołanie wszystkich zaplanowanych przemówień i o zakupienie biletów na najbliższy pociąg jadący na wschód; postanawia jak najszybciej wracać do Brooklynu. Menta prosi kogoś o podstawienie samochodu pod audytorium i Charles zostaje odwieziony na stację. Pociąg rusza ze stacji Santa Fe w Los Angeles o godzinie 18.30, w niecałe pół godziny po zakończeniu jego przemówienia do zboru w Los Angeles. Jest jeszcze niedziela, 29 października, kiedy Charles Taze Russell i Menta Sturgeon opuszczają miasto pociągiem linii Atchison, Topeka i Santa Fe. Pociągiem nr 10 wyruszają w kierunku Teksasu.
Charles prosi Mentę o przygotowanie różnych artykułów i notatek, które mogłyby mu być potrzebne w czasie bezsennej nocy, i położenie ich obok łóżka, tak by potrafił łatwo po nie sięgnąć bez wstawania lub proszenia o pomoc. W którymś momencie w nocy Sturgeon budzi się, słysząc, że Russell puka i wzywa go po imieniu. Gdy Menta wchodzi do jego kuszetki, Charles skarży się na dokuczliwe zimno. Menta przykrywa go pięcioma kocami, które są na wyposażeniu pociągu Pullmana, i otula go nimi, ale Charles nadal ma dreszcze. Nad ranem prosi Mentę o sporządzenie mu takiego okrycia z prześcieradła i koca, żeby mógł na chwilę usiąść. Pomyślawszy, że rodzaj kaptura ograniczyłby nieco u Russella poczucie chłodu, Menta otula jednym z prześcieradeł głowę Charlesa, a drugim jego ramiona. Gdy owo okrycie zostało sporządzone, Charles woli położyć się na kanapie niż siedzieć albo wrócić na posłanie. Po kilku godzinach narzeka, że prowizoryczny strój jest za ciężki. Wstaje i mówi Mencie, żeby zrobił mu coś w rodzaju rzymskiej togi. Sturgeon nie rozumie, o co Russellowi chodzi. W końcu Charles udziela mu szczegółowych wskazówek, jak ma złożyć prześcieradła, żeby powstało coś na kształt rzymskiej togi udrapowanej z prześcieradeł spiętych agrafkami. Jest to dość niezwykła prośba i nie mamy żadnego wyjaśnienia, dlaczego Russell domagał się takiego specyficznego rodzaju okrycia. Może luźniejsza szata ułatwiała mu oddychanie albo po prostu była wygodniejsza. Przez chwilę Charles siedzi z Mentą, a potem wraca do łóżka. Nie śpi dobrze. Zapada w płytki sen i ciągle się z niego budzi, aż do wczesnych godzin porannych następnego dnia.
W poniedziałek, 30 października, jest jeszcze gorzej. Przeczuwając, że koniec Charlesa jest bliski, Menta uważa, że musi go zapytać o kilka rzeczy. Pyta o siódmy tom (Charles często mówił o napisaniu siódmego tomu swojej serii „Wykłady Pisma Świętego” i wyjaśnieniu w nim proroctw z Księgi Objawienia dotyczących czasu ostatecznego). „Ktoś inny może to napisać” – brzmi jego odpowiedź.
Tego dnia Menta spełnia kilka próśb swego chorego przyjaciela i próbuje go zachęcić, żeby coś zjadł albo wypił trochę wody, obydwaj bowiem martwią się, że zaczyna się odwadniać. Charlesowi udaje się jednak przełknąć zaledwie kilka łyków wody i spożyć odrobinę przekąski, którą przyniesiono, by zachęcić go do jedzenia. Większą część dnia i wieczoru przesypia bardzo niespokojnym snem. Menta sugeruje, żeby pociągiem dojechali do Galveston, a tam przesiedli się na statek oceaniczny do Nowego Jorku, żeby przyspieszyć tę podróż, ale Charles jest przeciwny temu pomysłowi.
We wczesnych godzinach wieczornych Russell ma znowu silne dreszcze. Ułożone na nim warstwy koców nie łagodzą poczucia zimna. W końcu Menta właściwie kładzie się na nim, przytulając swoją twarz do twarzy Russella, aż wreszcie zaczyna czuć, że Charlesowi robi się cieplej. Menta chce wezwać lekarza, ale Charles się temu przeciwstawia. Około północy nie chce już zażywać lekarstw ani napić się wody. Od tej chwili nie skarży się na ból, pragnienie, gorączkę lub cokolwiek. Wydaje się, że po prostu odpoczywa.
Wcześnie rano we wtorek Charles nie może uleżeć płasko na łóżku. Zaczyna zwracać flegmę lub resztki pokarmu i kilkakrotnie bliski jest zadławienia. Za każdym razem, gdy tak się dzieje, Menta podnosi go do pozycji siedzącej, aby mu ulżyć w cierpieniu, i kładzie ponownie na łóżku, gdy atak mija. Powtarza się to z rosnącą częstotliwością przez siedem męczących godzin. Charles jest coraz słabszy. W końcu nie jest już w stanie poprosić o cokolwiek.
Menta zwraca się do konduktora, żeby telegraficznie wezwał lekarza na stację w Panhandle w Teksasie. Lekarz wsiada do pociągu, ale obejrzawszy Russella i stwierdziwszy, że prawdopodobnie nic się już nie da zrobić, opuszcza pociąg przed odjazdem. Przez cały dzień Menta stara się, najlepiej jak potrafi, zaspokajać każdą potrzebę Charlesa, wciąż mając nadzieję, że Russell pozostanie przy życiu, aż dojadą do Brooklynu. Od czasu do czasu towarzyszy mu jakiś bagażowy albo ktoś inny z obsługi pociągu. Charles słabnie coraz bardziej, ale dopiero późnym wieczorem Menta się poddaje, godząc się z faktem, że są to ostatnie godziny Russella.
„(...) doszliśmy do przekonania, że umrze przed północą i wystosowaliśmy do przyjaciół w Brooklynie następujący telegram: »Zanim skończy się październik, nasz drogo umiłowany brat Russell będzie w chwale z Panem. Jesteśmy sami w wagonie Roseisle pociągu nr 10 z Santa Fe; planowy przyjazd do Kansas City o godz. 7.35, w środę rano; umiera jak bohater...«.”
O pierwszej po południu Menta wyprasza załogę pociągu z przedziału i zamyka drzwi. Siedzi sam z Charlesem i patrzy, jak jego przyjaciel i mentor jest coraz bliższy śmierci. Menta spostrzega, że paznokcie Russella zrobiły się sine. Obserwuje, jak Charles podciąga stopy w łóżku, i słyszy, że jego spokojny oddech staje się coraz słabszy i rzadszy. Unosi Charlesa nieco wyżej na poduszce, sądząc, że w pozycji siedzącej będzie mógł lepiej oddychać. Czuje się bezradny, nie może zrobić nic, jak tylko patrzeć. Jest przybity widokiem umierającego człowieka. Charles waży 84 kg, tylko 9 kg więcej, niż wynosiła jego pełna waga w wieku osiemnastu lat. Menta siedzi u boku Charlesa i trzyma go za rękę. Można się tylko domyślać, jaki odczuwa smutek oraz jakie pytania przepełniają jego umysł, pozostając bez odpowiedzi. Czy nie powinien był nalegać, żeby wcześniej sprowadzić doktora? Czy nie powinien był domagać się umieszczenia Charlesa w szpitalu? Co stanie się z Watch Tower Bible and Tract Society bez jego założyciela? Czy mógł zrobić coś, co by zapobiegło temu, co i tak najwyraźniej było nieuchronne?
Po kilku minutach zapadnięte oczy Russella otwierają się szeroko i wydobywa z siebie jedno krótkie, szybkie tchnienie, po czym przestaje oddychać. Jest godzina 14.30. Właśnie minęli Pampę w Teksasie. Charles Taze Russell, najczęściej publikowany i najchętniej czytywany teolog tamtych czasów nie żyje. Człowiek, który zaczynał swoją karierę kaznodziei od zapisywania kredą krótkich przesłań teologicznych na chodnikach i murach i któremu udało się stworzyć jeden z najbardziej popularnych religijnych koncernów wydawniczych w Ameryce, zakończył życie „po tej stronie zasłony” w wagonie sypialnym na trakcie kolejowym w pobliżu Pampy w stanie Teksas.
Lata później toczyć się będą spekulacje, dlaczego Charles nie zgodził się, by zbadał go lekarz, skoro wiedział, że jest ciężko chory. Niektórzy będą się upierać, że poczytywał sobie za punkt honoru, by wyjść naprzeciw oczekiwaniom koncernów prasowych, które tak szeroko rozpowszechniały jego kazania i artykuły. Inni będą twierdzić, że Charles po prostu nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i w istocie wierzył, że kiedy wróci do Brooklynu, zobaczy się ze swoim własnym lekarzem i trochę odpocznie, wtedy poczuje się lepiej. Jeszcze inni wierzą, że Charles wiedział, iż jego serce go znowu zawiedzie, więc każdy dzień, który pozwalał mu kontynuować pracę, postrzegał jako dar od Boga. Kilkoro romantyków będzie później utrzymywać, że Charles Taze Russell nigdy się emocjonalnie nie pozbierał po rozstaniu z Marią i przestało mu zależeć na życiu już lata wcześniej. Co będzie sądzić historia na temat śmierci tego nadzwyczajnego człowieka, prawdopodobnie nie zaprzątało myśli Menty Sturgeona tego popołudnia. Jedyną rzeczą, z jakiej zdawał sobie sprawę, było to, że jego ukochany przyjaciel i duchowy przewodnik nie żyje, że Królestwo nie zostało jeszcze na ziemi założone, a on nie ma pojęcia, co przyszłość przyniesie jemu samemu, a także tym, którzy związali swój duchowy los z prorokiem z Pittsburgha. Menta całuje Russella na pożegnanie i wychodzi z wagonu sypialnego, by zawiadomić konduktora o jego śmierci.
W pewien sposób pasuje, by człowiek, który poświęcił tyle swego życia na podróżowanie celem krzewienia swego religijnego poselstwa, umarł w trakcie prowadzenia swojej misji.
ROZDZIAŁ 23
WIELKIE POŻEGNANIE
(1916)
Ciało Russella ma zostać zabalsamowane w zakładzie pogrzebowym w Waynoka w stanie Oklahoma, znajdującym się na zapleczu sklepu meblowego. Do miasteczka docierają około godziny siódmej wieczorem 31 października.
„Była to smutna, niezwykła scena. Wydawało się, jakby całe miasto zebrało się na stacji, usłyszawszy, że w tym miejscu ciało pastora Russella ma być zabrane z pociągu. Gdy kilku wysokich, silnych mężczyzn przenosiło je do trumny i wynosiło na zewnątrz, zapadała właśnie noc; wkrótce znaleźliśmy się na tyłach sklepu meblowego, gdzie miało się odbyć zabalsamowanie i przygotowanie ciała do dalszej podróży.”
O trzeciej nad ranem kilku przyjaciół z pobliskiego miasteczka przyszło, by pomóc Mencie przetransportować ciało z powrotem do pociągu. Podziękowawszy im za pomoc, Menta Sturgeon wraz z ciałem Charlesa Taze’a Russella udaje się znowu w drogę do Kansas City. Później Menta napisze:
„Jakże wszystko wydawało się odmienione i uroczyste! Ci dwaj, którzy podróżowali cały czas razem tak blisko siebie, zostali rozdzieleni. Brat Russell był teraz wieziony w wagonie bagażowym w całkowitym spokoju, podczas gdy jego towarzysz został sam w małym, zajmowanym do tej pory przez nich obu przedziale wagonu sypialnego, by modlić się i medytować”.
Ciało dociera do Kansas City w stanie Missouri 1 listopada i zostaje po raz drugi zabalsamowane i przygotowane do podróży powrotnej do Brooklynu. Niektórzy wysuwali przypuszczenie, że Menta Sturgeon był nieugięty co do tego, aby trumna Charlesa pozostała otwarta, dlatego wykonano drugie balsamowanie zwłok, dla pewności, że ciało Russella dotrze do celu w jak najlepszym stanie. Dr Leslie W. Jones, zwracając się w niedzielę, 12 listopada, do zboru Badaczy Pisma Świętego w Chicago, powiedział: „Jego ciało zostało przewiezione do Brooklynu, ale gdy pociąg zatrzymywał się w Kansas City i Chicago, w obu tych miejscach wiele osób przychodziło je obejrzeć”.
Media informacyjne bardzo szybko przekazują wiadomość o śmierci Russella. Między 1 a 3 listopada poranne i wieczorne gazety w całej Ameryce Północnej zamieszczają ogłoszenie o zgonie pittsburskiego proroka. W miastach, w których Charles przemawiał rok po roku, jego śmierć jest nierzadko anonsowana wytłuszczonymi literami na pierwszej stronie, wraz ze zdjęciem lub ryciną jego sławnej już twarzy. Wiele gazet zamieszcza nekrolog opracowany przez ekipę redakcyjną na podstawie ich własnych archiwalnych informacji o życiu Russella. 2 listopada zdjęcia Charlesa i nekrologi pojawiają się w całej Wielkiej Brytanii, w Europie, Azji, na Bliskim Wschodzie, w Afryce, w Południowej Afryce, na Wyspach Pacyfiku i na Karaibach. Od Islandii po Australię, od Argentyny po Alaskę żadna prawie gazeta, duża czy mała, nie pomija informacji o śmierci najpopularniejszego i najbardziej kontrowersyjnego przywódcy religijnego Ameryki. Do wielu jego bardziej odizolowanych zwolenników informacje o jego śmierci docierają wyłącznie poprzez te źródła i często dopiero kilka tygodni po fakcie. Niektórzy z wyznawców jego idei są tak biedni, że jedyną literaturę, jaką otrzymują, stanowią dwa bezpłatne czasopisma Russella wysyłane do „ubogich Pana”. Oni dowiadują się o jego zgonie przeważnie jako ostatni.
Większość informacji, jakie zamieszczają gazety, wspomina o jego słynnych sześciu tomach, znanych jako „Wykłady Pisma Świętego”, o jego cudzie kinematograficznym, czyli „Fotodramie stworzenia”, a kilka z nich – co było do przewidzenia – zawiera też wzmianki o starych kontrowersjach związanych z cudowną pszenicą, z jakością i zastosowaniem świeżego powietrza na Florydzie i wyświechtaną, ale zabawną historyjką o meduzie. Kilka przypomina nawet o dawnym rozgłosie, jaki towarzyszył Russellowi w związku z alimentami dla Marii oraz sporami dotyczącymi ich rozwodu. Przeważnie jednak wiadomość o śmierci Russella przekazywana jest w sposób pełen szacunku, jako coś zaskakującego, a komentarze najczęściej zawierają pochwałę największych jego osiągnięć. Był przecież najpopularniejszym religijnym przywódcą w owych czasach.
Zasmucony Menta Sturgeon wraz z kilkoma towarzyszącymi mu osobami jedzie pociągiem przez cały dzień 2 listopada, przewożąc szczątki swego duchowego przywódcy.
„Gdy ciało dotarło do Chicago, na stacji zgromadziło się wielu przyjaciół i gdy konieczne okazało się przewiezienie trumny z jednego dworca na drugi, utworzyła się długa kolumna samochodów, która przejechała przez miasto, wioząc opłakujące go osoby. Trumna była przez ten czas otwarta i wielu przyjaciół mogło po raz ostatni popatrzeć na tego, którego tak dobrze znali i tak bardzo kochali. Z Chicago ciału towarzyszyła delegacja, a po drodze do Nowego Jorku przyłączały się do niej kolejne z innych miast.”
Przybywają do Brooklynu późnym popołudniem w piątek, 3 listopada. Wita ich duża grupa personelu głównej siedziby ruchu, stwierdzając, że Menta i pozostali przyjezdni są wyczerpani, zdezorientowani i bardzo potrzebują pociechy, pokrzepienia i odpoczynku. Co ciekawe, ciało Russella zostaje przesłane do lokalnej kostnicy i po raz trzeci zabalsamowane.
New York Temple – miejsce uroczystości pogrzebowych
W sobotę rano, 4 listopada, ciało Charlesa Taze’a Russella znajduje się już w mieszkaniu, które kiedyś Charles dzielił ze swoim personelem; jeszcze raz powraca do miejsca, któremu nadał nazwę Bethel. Można sobie wyobrazić żal, jaki odczuwają jego współtowarzysze i współpracownicy w siedzibie ruchu, gdy jego trumna wnoszona jest po schodach do budynku i do sali zgromadzeń.
Przez całą sobotę ciało pozostaje w Bethel. Tysiące zwolenników z Brooklynu, Nowego Jorku i okolicznych zborów przewijają się przez budynek, by okazać swój szacunek wobec zmarłego i przekonać się na własne oczy, że wiadomość o śmierci ich pastora to rzeczywiście prawda. W rzeczywistości wielu spośród jego współwyznawców spodziewało się, że pozostanie on z Kościołem na ziemi aż do końca dzieła „żniwa”. Dla wielu jego śmierć jest czymś niemożliwym i nie do pomyślenia. Mówi się, że żal po stracie założyciela ruchu jest dla niektórych (kobiet i mężczyzn) tak przygniatający, że mdleją albo słabną, gdy po długim staniu w kolejce zatrzymują się wreszcie przed otwartą trumną i patrzą na jego szczątki.
Pociągi Ameryki są pełne ludzi udających się do Brooklynu; będą próbowali dostać się na przygotowywane właśnie uroczystości pogrzebowe. Przedstawiciele zborów z terenów na wschód od Mississippi, z Kanady i właściwie z całego kraju odbywają długą podróż na Wschodnie Wybrzeże. Wielu z nich zatrzymuje się u członków organizacji; inni znajdują sobie zakwaterowanie w pensjonatach i hotelach. Dla wszystkich jest oczywiste, że pogrzeb Charlesa Taze’a Russella jest głównym wydarzeniem w mieście. Jego nekrolog znajduje się w każdej nowojorskiej gazecie oraz w wielu z tych, które przez tyle lat publikowały jego kazania.
Testament Russella zawiera wskazówki odnośnie pogrzebu, jaki był jego życzeniem. Szczegóły pozostawia w gestii swojej siostry, Mae Land, i jej córek, prosząc jedynie, żeby jego szczątki zostały pochowane w części cmentarza Rosemont United, będącej własnością Towarzystwa, oraz żeby przemawiało kilku jego pielgrzymów zamiast jednego, prowadzącego całą usługę.
„Zalecenia odnośnie pogrzebu: Życzę sobie być pochowany na będącej własnością naszego Towarzystwa części cmentarza Rosemont United, zaś wszystkie szczegóły dotyczące organizacji usługi pogrzebowej pozostawiam w gestii mojej siostry, pani M.M. Land, i jej córek, Alice i May, lub tych, które mnie przeżyją, przy wsparciu, doradztwie i współpracy braterstwa, o ile będzie to ich życzeniem. Zamiast jednego, jak zazwyczaj bywa, wykładu pogrzebowego, proszę o to, by przemawiało kilku braci przyzwyczajonych do publicznych wystąpień i żeby każdy powiedział kilka uwag, tak by usługa była bardzo prosta i niedroga oraz żeby odbyła się w Kaplicy Domu Biblijnego albo w innym miejscu, które będzie równie lub nawet jeszcze bardziej stosowne.”
Nie wiemy, czy pani Land i jej córki mają swój udział w realizacji niektórych szczegółów pogrzebu Russella, wiadomo natomiast, że w niedzielę rano, 5 listopada, jego ciało zostaje zabrane z domu Bethel do New York City Temple. Z fotografii zrobionych na pogrzebie dowiadujemy się, że setki ogromnych, strojnych bukietów wypełniają pomieszczenie i otaczają jego trumnę, sprawiając, że wygląda na bardzo małą w tym morzu kwiatów i wieńców. Z opowiadań wynika, że tak dużo wiązanek, wieńców i roślin zielonych wypełniło podium Temple, że z ledwością było na nim miejsce na trumnę Russella i dla mówcy. Nawet frontalna strona balkonów i prywatnych lóż w Temple była bogato przystrojona paprociami, bluszczem i kwiatami. Wiele wieńców przesłali redaktorzy gazet z całej Ameryki, w których stale ukazywały się kazania i artykuły Russella. Są nawet stroiki kwiatowe od właścicieli i dyrektorów oper i audytoriów z całego kraju, w których Charles kiedyś przemawiał lub prezentował swoje kinowe osiągnięcie. Wyraźnie śmierć założyciela Watch Tower Bible and Tract Society jest faktem wiadomym od wybrzeża do wybrzeża.
Zwłoki Charlesa Taze’a Russella pozostają w New York Temple do godziny dziesiątej wieczorem. Dosłownie tysiące ludzi ze wszystkich etapów jego życia, wielu nie będących nawet jego zwolennikami, stoi w długiej kolejce, by po raz ostatni spojrzeć na szczątki proroka z Pittsburgha. Mówi się, że kilkakrotnie w ciągu dnia kolejka na zewnątrz New York Temple ciągnie się wzdłuż ulicy aż za drugą przecznicę. Wiele osób przychodzi, by popatrzeć na zmarłego Russella, ale nie zostają na pogrzeb, gdyż pomieszczenie jest przepełnione na długo przed rozpoczęciem ceremonii.
Trumna podczas uroczystości pogrzebowych w New York City Temple 5 listopada 1916
„W Temple przewidziano dwie usługi – jedną po południu dla przyjaciół, drugą wieczorem dla publiczności. Jednak ze względu na gwałtownie rosnącą ilość zainteresowanych komitet organizacyjny postanowił urządzić dodatkowe nabożeństwo w niedzielę rano.”
Przed rozpoczęciem popołudniowej usługi zawoalowana kobieta wchodzi na salę, podchodzi do trumny i kładzie na niej bukiet konwalii, ulubionych kwiatów Charlesa. Na wstędze dołączonej do kwiatów widnieje napis: „Dla mojego drogiego męża”. Większość obecnych zakłada, że jest to Maria. Oficjalna historia Watchtower potwierdza to przypuszczenie:
„Była to pani Russell. Nigdy się nie rozwiedli i było to publiczne potwierdzenie tego faktu”.
Nawet jeśli była to dawna żona Russella, nie zostaje ona na uroczystości pogrzebowej ani nie rozmawia z nikim podczas tego krótkiego pojawienia się. Później niektórzy będą twierdzić, że Maria posłała kwiaty przez bliską przyjaciółkę albo współpracowniczkę. Przynajmniej jedno z pisemnych źródeł sugeruje, że był to ktoś, kto udawał Marię ze względu na reputację Russella. Są nawet i tacy, którzy podejrzewają, że pojawienie się tajemniczej kobiety jest wymysłem historii rewizjonistycznej. Inni podtrzymują przekonanie, że była to Maria, pragnąca osobiście złożyć ostatni hołd człowiekowi, który był jej mężem.
Szczątki Russella są wystawione na widok publiczny jeszcze przez mniej więcej godzinę po pojawieniu się tajemniczej kobiety. Później, o godzinie czternastej, odbywa się usługa pogrzebowa, podczas której wielu spośród najbliższych Russellowi, najważniejszych i najbardziej znanych współpracowników wygłasza mowy pochwalne lub dzieli się ze zgromadzonymi opowieściami i osobistymi przeżyciami. W ceremonii pogrzebowej w Nowym Jorku uczestniczy tak wiele ludzi, że setki osób siedzą w niżej położonej sali wykładowej i czekają, aż każdy mówca powtórzy swoje komentarze. Mimo dwóch pomieszczeń, ludzie są też w korytarzach na zewnątrz obu sal.
„Praktycznie dwie usługi odbywały się równocześnie, dając wszystkim możliwość usłyszenia każdego, kto zabierał głos przy tej okazji. Każdy mówca, skończywszy swoją mowę przy trumnie w głównym audytorium, przechodził do sali wykładowej poniżej i powtarzał jeszcze raz to samo dla przyjaciół tam zgromadzonych.”
Podobno „każdy kawałek przestrzeni był zajęty od parteru po galerię”.
Uroczystość rozpoczyna się od solowego wykonania pieśni „Bądź wierny aż do śmierci”. Każdy z mówców przedstawia zebranym swoje refleksje i wspomnienia, po czym na zakończenie zebrani śpiewają wspólnie jedną z ulubionych pieśni Charlesa Taze’a Russella: „Słońce mej duszy, Ojcze mój drogi”. Hymn ten śpiewali wszyscy jego zwolennicy razem z nim przy wielu okazjach, gdyż Charles zawsze prosił o tę pieśń na konwencjach i innych zebraniach. Teraz po raz ostatni zaśpiewają ten ulubiony hymn Russella, będąc razem z nim w jednym pomieszczeniu. Jest to niewątpliwie moment wielkiego smutku dla tych, którzy go znali i kochali.
Po zakończeniu usługi jeszcze przez kilka godzin ludzie, przechodząc, mogli po raz ostatni popatrzeć na ciało ich zmarłego religijnego przywódcy.
Gdy w końcu o godzinie dziesiątej wieczorem drzwi do budynku zostają zamknięte, na zewnątrz nadal stoi kolejka tych, którzy ciągle mają nadzieję zdążyć wejść do środka. Niechętnie się rozchodzą. Wielu z nich postanawia złapać najbliższy pociąg do Pittsburgha, gdzie jeszcze raz spróbują oddać zmarłemu ostatnią posługę. Mija prawie godzina, zanim ci, co byli już w środku, kiedy zamknięto drzwi, będą mogli wreszcie podejść i pożegnać zmarłego.
Następnie szczątki Russella zostają zabrane przez Mentę Sturgeona i kilku towarzyszy i nocnym pociągiem przewiezione do Pittsburgha. Dwa wagony sypialne pełne są jego zwolenników i przyjaciół, którzy im asystują. Witani są przez setki kolejnych, gdy pociąg wjeżdża na stację w Pittsburghu. Podczas wjazdu pociągu na peron tłum zaczyna śpiewać pieśń.
Następna uroczystość pogrzebowa odbywa się w wielkim audytorium Carnegie Music Hall o 14. w poniedziałek, ale drzwi do budynku zostają otwarte o 9. rano, by wpuścić kolejną falę ogromnego tłumu ludzi chcących popatrzeć na ciało swojego mentora, przyjaciela i religijnego wodza i po raz ostatni go pożegnać. Setki wciskają się do wielkiej sali w Allegheny, gdzie dr W.E. Spill, członek największego z pittsburskich zgromadzeń, prowadzi ceremonię.
Podwójny kwartet wokalny śpiewa kilka chrześcijańskich pieśni, po czym Robert Bricker, także członek zboru w Pittsburghu, odczytuje fragment z Pisma Świętego. Dr Spill wygłasza pierwszą mowę pożegnalną pod adresem Charlesa Taze’a Russella, a po nim zabiera głos Menta Sturgeon, który jako ostatni spośród przyjaciół, powierników i naśladowców Russella widział religijnego przywódcę żywego.
Na zakończenie ceremonii w Nowym Jorku oraz tej w Allegheny możliwość pożegnania swego zmarłego lidera mają także najbardziej liczące się postaci w kaznodziejskiej działalności i strukturach organizacyjnych Watch Tower Bible and Tract Society. Alexander Macmillan, który odczytywał w Bethel telegram z wiadomością o zgonie Russella i który od kilku miesięcy załatwiał sprawy służbowe w organizacji, przemawia w niedzielę rano podczas ceremonii w Nowym Jorku. Na początku przyznaje, że każdy jest w smutku, ale następnie zwraca uwagę na to, co nazywa „naszą chwalebną nadzieją”, i kończy wezwaniem do działania.
„A teraz, drodzy przyjaciele, co mamy myśleć o tym wszystkim? Pan zabrał naszego ziemskiego przywódcę i niektórzy bardziej bojaźliwi pracownicy mogą pomyśleć, że nadszedł czas, by odłożyć nasze narzędzia żniwiarskie i czekać, aż Pan wezwie nas do siebie. To nie czas, by do głosu doszli próżniacy. Jest to czas działania – jeszcze bardziej zdeterminowanego działania niż dotąd! Postanówmy sobie, że przy łasce Bożej podejmiemy pracę tam, gdzie nasz drogi pastor ją pozostawił, i w tym określonym celu trzymajmy wysoko w górze sztandar prawdy, aż wody Jordanu zostaną uderzone i rozdzielone, a ostatni członkowie klasy Eliasza wzięci będą do niebiańskiej chwały. Niech Pan nam wszystkim pomaga w naszych staraniach, by Mu służyć!”
Słowa Macmillana mają uciszyć burzę niepokojów szerzących się wśród zwolenników Russella. Wielu z nich zastanawia się, czy śmierć ich przywódcy zapowiada koniec ruchu. Krąży wiele pogłosek o tym, kto przejmie funkcję przewodniczącego organizacji. Pewna część najbliższych współpracowników Russella stanowi grono uzdolnionych kandydatów. Paul Johnson i Joseph Rutherford wymieniani są jako najbardziej prawdopodobne opcje. Obaj są charyzmatycznymi mówcami, obaj mają solidnie ugruntowane zrozumienie teologii Russella i obaj też są dobrze znani i lubiani przez tysiące członków ruchu. Nazwisko Macmillana również pojawia się wśród tych, o których mówi się, że najlepiej nadawaliby się na stanowisko przewodniczącego Towarzystwa. Przecież samodzielnie zarządzał sprawami biura centrali już od jakiegoś czasu i dopuszczenie go do decyzyjnej pozycji w organizacji jest przez wielu uważane za znak, że Charles przygotowywał go do roli przewodniczącego. Kwestia tego, kto zastąpi Russella na jego stanowisku, jest przedmiotem skrywanego zmartwienia wielu jego zwolenników, szczególnie tych, którzy pracują w głównej siedzibie ruchu.
Przemówienie Menty Sturgeona rozpoczyna popołudniową część ceremonii pogrzebowej w Nowym Jorku. Opowiada on zebranym o ostatnich dniach i godzinach życia Russella, dzieląc się z nimi nawet wspomnieniem samego momentu jego śmierci. Jest to przejmujące spojrzenie z bliska na ostatnie chwile ich czcigodnego przywódcy.
„O godzinie pierwszej wyprosiliśmy wszystkich z pokoju, zamknęliśmy drzwi i w ciszy czuwaliśmy nad nim, aż wydał ostatnie tchnienie. Zauważyliśmy oznaki zbliżającej się śmierci, zanim wezwaliśmy obsługę pociągu. Jego paznokcie zaczęły sinieć, zimny pot osiadł na jego szlachetnym czole, jego ręce i stopy stały się zimne, twarz była zmieniona, podciągał stopy na łóżku jak pradawny Jakub, jego spokojny oddech był coraz rzadszy, jego opadające powieki otworzyły się jak płatki kwiatów i odsłoniły te oczy, te zdumiewające oczy, w całej swej wspaniałości – nigdy tego nie zapomnimy! Zaraz potem już nie oddychał; złożyliśmy pocałunek na jego zacnej skroni i wiedzieliśmy, że odszedł, by na zawsze być z Panem i takim jak Pan, którego tak bardzo miłował.”
Nie ulega wątpliwości, że szczegółowa relacja Menty Sturgeona z ostatnich dni i godzin Russella bardzo przybliżyła zebranym te chwile cierpienia i śmierci ich przywódcy. Nikt inny nie nadawałby się lepiej do tego, by opowiedzieć tę historię. Można podejrzewać, że nie było to łatwe zadanie, jak i przypuszczać, że gdy Menta kończy opowiadać uczestnikom ceremonii o ostatnich dniach, godzinach i minutach z życia Russella, wśród zebranych niewiele jest osób, których oczy nie byłyby mokre od łez.
Paul S.L. Johnson wygłasza krótki wykład wychwalający pracę Russella, jaką wykonywał wspólnie z tymi, którzy są znani w organizacji jako pielgrzymi, oraz jego relacje z nimi.
„Poproszono mnie, abym opowiedział o relacjach pastora Russella z pielgrzymami. Miał do nich dwojaki stosunek – oficjalny i osobisty. Jego oficjalny stosunek do pielgrzymów można zrozumieć, gdy uznajemy jego urząd, na który upodobało się Panu go powołać, by pełnił funkcję specjalnego kanału służącego do udzielania »pokarmu na czas słuszny« oraz organizowania i zarządzania pracą Domu Wiary. Pielgrzymi zatem odnosili się do niego jako współtowarzyszący mu słudzy tego samego Boga. Stąd też, jako przedstawiciele Boga, i w pewnym sensie jako przedstawiciele brata Russella, podróżowali po świecie, głosząc »dobrą nowinę«. (...) On pozwalał pielgrzymom na tyle swobody, ile dopuszczało dobro sprawy i ich samych. Pozwalał im wybierać tematy i wykorzystywać ich własne sposoby prezentowania poselstwa, nie chcąc stawać na drodze ich indywidualności i wierząc, że Pan kieruje każdym z nich.”
Wydaje się, że Johnson przykłada szczególną wagę do wolności, jaką Russell zostawiał swoim pielgrzymom i zborom. Jego wykład może być bardzo dobrą wskazówką dla zebranych odnośnie drogi, jaką obrałby Johnson, gdyby został wybrany na przewodniczącego organizacji.
Dr Leslie W. Jones zwraca uwagę na lojalność Russella względem przyjaciół oraz na jego wspaniałego ducha współpracy. Co ciekawe, Jones, który odegrał główną rolę w historii ruchu i był tak samo bliski Charlesowi jak Rutherford i Johnson, nie znalazł się w gronie tych, których brano pod uwagę jako możliwych kandydatów na przewodniczącego Watch Tower Bible and Tract Society.
Joseph F. Rutherford przemawia w trakcie wieczornej usługi pogrzebowej dla publiczności w Nowym Jorku. Wychwala życie i dzieło Russella w długim, uroczystym przemówieniu, trwającym blisko godzinę. Na wstępie dokonuje szybkiego przeglądu biografii zmarłego lidera, po czym odczytuje kazanie, które Charles przygotował i zamierzał wygłosić w tym samym audytorium, w którym odbywa się ceremonia pogrzebowa.
„Według zapowiedzi miał przemawiać w tej świątyni dziś wieczorem. Bóg pokierował inaczej! Brat Russell przygotował dla was kazanie i jestem pewien, że chętnie go posłuchacie. Cielesne usta, którymi się posługiwał na tej ziemi, zamilkły, ale jego słowa nadal przemawiają. Z łaski Bożej mam przywilej być dzisiaj tutaj użyty, by przekazać dalej to przesłanie, jakie on zostawił. Moi przyjaciele, słuchajcie, proszę, z uwagą, gdy będę czytał to poselstwo dla Kościoła i dla świata. Zauważcie, jakże stosowny to temat.”
Jest to genialne posunięcie ze strony Rutherforda. Odczytując kazanie zamierzone przez Russella, sprawia, że ostatnie słowa pouczenia na pogrzebie pochodzą od samego Charlesa. Może to być również ważne zagranie także pod innym względem. Rutherford wie, że jest wśród tych kilku mężczyzn zaproponowanych na stanowisko przewodniczącego organizacji. Odczytując kazanie Russella na pogrzebie, dosłownie zajmuje miejsce zmarłego lidera. Zebrani słuchają wprawdzie słów Russella, ale to głos Rutherforda je przekazuje.
Podczas trzech części nowojorskiej uroczystości przemawia siedemnaście osób. Usługa w Allegheny trwa tyle samo co te w Nowym Jorku. Obfituje w wyrazy uznania, pochwały i szczere przejawy smutku i żalu po zmarłym religijnym przywódcy. Po jej zakończeniu kolejne osoby mają czas na ustawienie się w kolejce, by po raz ostatni spojrzeć na szczątki Charlesa Taze’a Russella. Wreszcie trumna zostaje ostatecznie zamknięta, trzeba bowiem zdążyć dojechać na cmentarz przed zapadnięciem zmroku. Wysocy rangą członkowie ruchu przenoszą ją na powóz, którym zostanie odwieziona na Rosemont United Cemetery.
Orszak pogrzebowy składa się ze 101 samochodów i ciągu wagonów tramwajowych. Dociera na cmentarz Rosemont o zmierzchu. Aleją wyznaczoną przez rzędy kwiatów żałobnicy z odkrytymi głowami niosą w skupieniu trumnę z ciałem Russella na jego ostatnie miejsce przeznaczenia. Jakieś pięćset osób zbiera się na zboczu wzgórza, by być świadkami ceremonii przy grobie i opuszczenia trumny do mogiły. Obramowanie grobu przystrojone jest paprociami i białymi chryzantemami. Gdy trumna jest już na miejscu i gdy szczątki Russella opuszczane są do grobu, zebrani śpiewają kolejną z jego ulubionych pieśni.
Allegheny Carnegie Hall, widok współczesny
Tak jak określa to testament, Charles zostaje pochowany na Rosemont Cemetery, na działce należącej do rodziny Bethel. Wprawdzie nie prosił o jakieś specjalne potraktowanie swego ciała ani o żadne środki ostrożności mające zapewnić, że pozostanie ono nienaruszone po jego pogrzebaniu, ale pewne odpowiedzialne za pogrzeb i pochówek osoby decydują, że muszą być podjęte specjalne działania w celu zabezpieczenia nienaruszalności szczątków ich zmarłego przywódcy. Czy Charles wiedział, że dla jego trumny zostanie przygotowany betonowy grobowiec, gdyż ci, których zadaniem było pochowanie go, obawiali się, że pewne elementy ze społeczeństwa mogą próbować rozkopać grób i wydobyć jego szczątki – tego nie potrafimy stwierdzić. Wiemy jednak, że ich obawy nie są wcale bezpodstawne. Nie było to bowiem w tamtych dniach niczym niezwykłym, że podrzędne domy rozrywki i gabinety strachu w wesołych miasteczkach ogłaszały i utrzymywały, iż posiadają szczątki sławnych osób. Rabowanie grobów jest w XX wieku nadal dość intratnym, acz odrażającym przestępstwem. Jest też prawdą, że jeszcze na początku owego stulecia zwłoki wydobywa się nielegalnie z grobów, by dostarczyć medycznych i anatomicznych informacji w świeżo powstałych szkołach medycznych, wśród których są i takie, które kupują zwłoki, o nic nie pytając. Z tego powodu trumna zostaje zaplombowana w podziemnym grobowcu na Rosemont United Cemetery.
„Trumna została umieszczona w podziemnym grobowcu o solidnych, betonowych ścianach grubości 60 cm, który został starannie zaplombowany. Wszystko po to, by upiory nie mogły »przyjść w nocy i wykraść ciała« dla celów eksperymentalnych. W sensie naukowym owa czaszka miałaby wielką wartość, tak że ktoś mógłby nie pożałować pieniędzy, by ją nabyć. Komitet uznał, że lepiej nie wodzić na pokuszenie podłych i ciekawskich egoistów, dlatego poczyniono odpowiednie zabezpieczenia, by ochronić grób przed sprofanowaniem.”
Kiedy tylko trumna została opuszczona, a grobowiec zaplombowany, położono na grobie bloki z torfu oraz ogromny wieniec. Pomnik nagrobkowy Russella zrobiony jest z granitu. Zawiera zdjęcie Russella zamknięte pod szkłem, jego nazwisko, datę urodzenia i śmierci oraz napis: „Posłaniec Laodycejski”. Słońce zaszło, ale będący w pełni księżyc rzuca łagodne światło na cmentarz Rosemont, gdy żałobnicy udają się z powrotem do automobili i trolejbusów, aby wrócić do swoich domów, pensjonatów czy hoteli.
Dopiero w edycji czasopisma z 15 listopada do Russellowskich zwolenników zostało rozesłane oficjalne zawiadomienie o śmierci ich duchowego przywódcy.
ŚMIERĆ CHARLESA T. RUSSELLA
„Nagła śmierć pastora Charlesa Taze’a Russella, wydawcy The Watch Tower, odcisnęła głębokie piętno na wielu spośród jego przyjaciół na całym świecie. Setki otrzymanych listów i telegramów dodatkowo dowodzą miłości i poszanowania, jakim go darzono, oraz wyrażają zdecydowane pragnienie współpracy w kontynuowaniu wielkiej sprawy, jakiej był on oddany przez tak wiele lat.
Brat Russell opuścił Brooklyn wieczorem 16 października, by uczestniczyć w umówionych spotkaniach na Zachodzie i Południowym Zachodzie, ale był zmuszony do podróży powrotnej przed zaplanowanym terminem ze względu na problemy zdrowotne.
Umarł w pociągu Santa Fe w pobliżu Pampy w Teksasie. Brat Menta Sturgeon, który mu towarzyszył w tej podróży jako sekretarz, przesłał telegram do siedziby głównej Watch Tower Bible and Tract Society w Brooklynie, dodając, że »umarł on jak bohater«.
Ciało pozostawało przez całą sobotę w domu Bethel, a przez niedzielę w Temple. O godzinie drugiej po południu odbyła się usługa pogrzebowa dla kongregacji, a wieczorem ceremonia dla publiczności.
Około północy ciało zostało zabrane do Allegheny w Pensylwanii, gdzie w Carnegie Hall o drugiej po południu w poniedziałek odbyła się usługa zorganizowana przez zgromadzenie w Pittsburghu, gdzie Pastor zamieszkiwał przez wiele lat.
Pochówek miał miejsce na Zjednoczonym Cmentarzu Rosemont [Rosemont United Cemeteries] w Allegheny, na terenie należącym do rodziny Bethel, zgodnie z prośbą zmarłego.
Cieszymy się, wiedząc, że nie zasnął on snem śmierci jak dawni święci, lecz jest zaliczony do tych, których »uczynki idą za nimi«. »W powietrzu« spotkał drogiego Pana, którego kochał tak bardzo, że położył swoje życie, wiernie Mu służąc.”
Charles Taze Russell zostawia po sobie spuściznę duchowych wartości i ideałów, które zaniósł z Allegheny w Pensylwanii do każdego zakątka globu. Gdy umierał, jego książki były już przetłumaczone na każdy ważniejszy język na ziemi, a jego czasopismo mogło się poszczycić ilością prawie stu tysięcy prenumeratorów. Russell pracował jako przywódca religijny i przewodniczący Watch Tower Bible and Tract Society przez trzydzieści dwa lata, chociaż można by też powiedzieć, że jego duchowa droga zaczęła się, gdy jeszcze był chłopcem.
Jego dokonania byłyby imponujące w każdej epoce. W czasie gdy na świecie można było podróżować jedynie koleją parową lub statkami, Russell przemierzył ponad milion mil, wygłaszając przemówienia i wykłady. Powiedział około trzydzieści tysięcy kazań i „zapisał ponad pięćdziesiąt tysięcy stronic”. Jak dowiadujemy się z przekazów, nie było niczym nadzwyczajnym dla Russella podyktować miesięcznie tysiąc listów z odpowiedziami na pytania religijne, zarządzać każdym oddziałem jego ogólnoświatowej działalności ewangelicznej i nadzorować około siedmiuset mówców udających się do każdego miejsca na ziemi z jego wyjątkowymi i kontrowersyjnymi interpretacjami zapisów biblijnych.
Z chwilą śmierci Russella jego książki sprzedają się już w milionach egzemplarzy. Są one drukowane także dzisiaj, przenosząc jego idee dalej, w nowe tysiąclecie.
Grób C.T. Russella (po lewej) oraz wzniesiony później pomnik na United Cemetery w Pittsburghu
Fredrick Zydek „Charles Taze Russell” (fragmenty)
Poprzednia strona |