Czasopismo

Widoki z wieży (1885)

„Na swej warcie będę stać, stanę na baszcie i będę się wpatrywać, aby zobaczyć, co Bóg będzie mówił” – Abak. 2:1.

Ponieważ ludzkość znajduje się w upadłym stanie, przejawia znaczną skłonność do przyjmowania skrajnych poglądów odnośnie każdego aspektu rozważanego zagadnienia. Podobnie jak wahadło zegara ludzie przechodzą od jednej skrajności do drugiej. Sposobem na określenie i upewnienie się co do słuszności naszego osądu jest konkluzja, że możemy poznać tylko to, co Bóg objawił, i podchodzić do Biblii jako Jego objawienia, a pozostawiając własne opinie, tworzyć nowe ściśle i całkowicie oparte na jej podstawie.

Ta skłonność do uciekania w skrajności często objawia się u tych, którzy od lat wierzą, że dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu członków rodziny ludzkiej jest na drodze do wiecznych tortur. Kiedy sobie oni uświadamiają, że miłość Boża niczego takiego nie usankcjonuje, ale że ostateczną karą za grzech jest zniszczenie bytu i że za zniszczenie (śmierć), które spadło na cały rodzaj ludzki z powodu grzechu Adama, Jezus złożył pełny okup, i że pełna RESTYTUCJA wszystkich utraconych praw, przywilejów i radości doskonałego życia ma przyjść dla wszystkich w Bożym ODPOWIEDNIM CZASIE – kiedy to wszystko zaczynają dostrzegać, stają się tak szczęśliwi, że popadają w przeciwną skrajność i dochodzą do wniosku, iż Bóg jest tak kochający, że nigdy nie byłby szczęśliwy, dopóki ostatecznie każdy człowiek nie zostałby zbawiony na zawsze. Ze skrajnego poglądu, że Bóg był całą SPRAWIEDLIWOŚCIĄ i bez MIŁOŚCI, nieświadomie popadają w przeciwną skrajność, że jest On cały MIŁOŚCIĄ i pozbawiony sprawiedliwości.

Umiłowani, ZRÓWNOWAŻMY nasze wypaczone, wykrzywione i niewyważone sądy świadectwami Słowa Bożego. Pamiętajmy, że ISTNIENIE jest dobrodziejstwem z nieba, którego nie można nikomu narzucić. Jest to łaska, błogosławieństwo przeznaczone tylko dla tych, którzy to docenią i którzy będą go używać w zgodzie z PRAWEM SPRAWIEDLIWOŚCI, prawem Bożym; inni nie mogą go posiadać i muszą przestać istnieć, nie tylko dla ich własnego dobra, ale dla dobra wszystkich i wiecznej czystości królestwa Bożego na ziemi i w niebie.

Oczywiście Bóg oznajmił nam wyraźnie, że sprawiedliwość i prawo są podstawą Jego tronu (Psalm 89:15), i nie tylko to, ale przez ponad cztery tysiące lat unaoczniał karę za grzech i nieubłagany, pozytywny charakter swej sprawiedliwości, która nie tylko skazała Adama (i całą rasę w nim reprezentowaną) na śmierć, zniszczenie, ale odmówił PRZEBACZENIA tego umyślnego grzechu, ponieważ Bóg nie mógł tego zrobić i być SPRAWIEDLIWYM (Rzym. 3:26).

Z pewnością taka demonstracja sprawiedliwości, jaką Bóg zamanifestował, dając swego Syna jako okup [„cena odpowiadająca”] za wszystkich, zanim ten grzech mógł zostać wymazany, świadczy o niezłomności i sprawiedliwości ze strony Boga, która jest po prostu wzniosła. Powinno to być nie tylko zapewnieniem dla nas, że ci, którzy kiedyś zostali usprawiedliwieni od winy Adama, nie mają się już czego obawiać (1 Jana 1:9), ale powinno nas to również upewnić ponad wszelką wątpliwość, że wszyscy, którzy są w pełni uwolnieni od kary Adama i winni, poddani osobistej próbie, byliby potraktowani w ten sam niezmiennie sprawiedliwy sposób jak Adam. Okażesz posłuszeństwo, masz zapewnione życie, jako nagrodę; jesteś nieposłuszny – czeka cię śmierć [tym razem druga śmierć], tak samo pewna jak w przypadku Adama. Takie same byłyby też warunki, w których nie co innego, tylko Sprawiedliwość nie mogłaby bardziej przebaczyć osobistych umyślnych grzechów, które spowodowały drugą śmierć, niż było to w przypadku grzechu Adama, który sprowadził pierwszą śmierć.

Ale ktoś zapyta: Czy Boża miłość się kiedyś zmieni? A jeśli nie, to czyż ta sama miłość, która zaplanowała okup przez Chrystusa i w rezultacie nadchodzącą restytucję, nie skłoni Boga do ponownego odkupienia kolejnym okupem tych, którzy pójdą na śmierć drugą?

Odpowiadamy: Bóg jest ten sam wczoraj, dziś i na wieki i zawsze będzie się litował i kochał każde ze swoich stworzeń, które nieświadomie lub bez własnej woli czy wyboru podlega karze Jego prawa; ale z samej natury rzeczy nie może mieć ani współczucia, ani litości dla tych, którzy – mając pełną znajomość obrzydliwości grzechu, pełne doświadczenie jego kary i pełną wiedzę o tym, ile kosztowało ich jednorazowe odkupienie, oraz pełną zdolność do przeciwstawienia się temu wszystkiemu – będą dobrowolnie i świadomie gardzić Jego dobrocią i miłością oraz łamać prawa, o których wiedzą, że Boża mądrość ustanowiła je dla trwałego dobra wszystkich – tacy nie mogą się Bogu podobać. Tak jak Bóg nienawidzi grzechu, ponieważ jest zły i sprawia zło, tak też musi „brzydzić się” i „gniewać” na takich ŚWIADOMYCH grzeszników, jakich właśnie opisaliśmy.

Nie; inne odkupienie nigdy nie nastąpi! Nigdy nie zostanie dana inna cena okupu! Z przekonaniem i stanowczo to stwierdzamy, ponieważ znajduje to poparcie i w Piśmie Świętym, i w logicznym rozumowaniu, które przedstawiamy poniżej.

Jest zapowiedziane, że Chrystus będzie królował, dopóki nie podbije wszystkich wrogów. Grzesznicy są wrogami z powodu złych czynów, a ci, którzy nie chcą być POJEDNANI z prawami i zarządzeniami Bożymi, muszą zostać zniszczeni, jak jest napisane: „Pan [Bóg] (...) wytraci wszystkich NIEGODZIWYCH [dobrowolnie]” (Psalm 145:20). Niegodziwi zostaną [ponownie] zawróceni [hebr. szuw, zawróceni, zwróceni] do piekła [szeol – śmierć; stąd DRUGA ŚMIERĆ] (Psalm 9:18). Zgadza się to również z oświadczeniami Objawienia dotyczącymi wyników i zakończenia tysiącletniego panowania: Szatan i wszyscy, którzy w tym czasie próby będą chętnie i wytrwale podążać za jego przykładem i przez to będą jego współpracownikami w złym (jego posłańcami), zostaną razem wrzuceni do „jeziora ognia”, symbolu zniszczenia – drugiej śmierci (Obj. 20:14‑15).

Nikt też nie może spójnie twierdzić, że druga śmierć ma zostać zniszczona przez zmartwychwstanie tych, którzy w niej zostali uwięzieni, PONIEWAŻ jest powiedziane, że obecna śmierć – pierwsza (śmierć, która była wynikiem grzechu Adama), ma zostać zniszczona przez zmartwychwstanie WSZYSTKICH, którzy jej doświadczyli, ponieważ są odkupieni od jej mocy drogocenną krwią Chrystusa. Te dwie śmierci nie są tym samym; stąd też pierwsza może być zniszczona i będzie, podczas gdy druga na zawsze wymazuje z istnienia i w ten sposób wiecznie karze wszystkich, których dosięga. Ci, którzy nie potrafią zrozumieć więcej, powinni przynajmniej rozpoznać różnicę po tym, że jedna zostaje wrzucona do drugiej i jest zniszczona (Obj. 20:14). To, że owo zniszczenie wszystkich świadomych złoczyńców, którzy wobec sprzyjających sposobności Tysiąclecia odmawiają słuchania [zważania na] Proroka (Dzieje Ap. 3:23), będzie miało miejsce, wynika ze stwierdzenia, iż taki będzie koniec tego panowania (Obj. 20:7‑9) i że to, co następuje zaraz po nim, jest opisane jako czyste, święte i szczęśliwe – bez grzechu, a więc i bez żadnych jego skutków (Obj. 21:4,22).

Jedyna przypowieść Jezusa, która kreśli jasny zarys tej epoki (Mat. 25:31‑46), wskazuje na takie samo zakończenie owego wieku, w którym „Syn Człowieczy zasiądzie na tronie swojej chwały” i będzie sądzić świat. Pokazuje, że ci, którzy pod koniec tej próby będą należeć do klasy „kozłów”, ponieważ odmówili stania się Jego owcą, zostaną wydani na wieczną karę [ŚMIERĆ będąca karą lub zapłatą za grzech], przygotowaną lub przeznaczoną [tylko] dla diabła i [tych, którzy świadomie i uparcie postępują zgodnie z jego normami i przykładem] jego aniołów.

Domaganie się innego odkupienia i innej szansy, wykraczającej poza to, co niesie Tysiąclecie, w wyniku okupu złożonego przez Chrystusa, to nie tylko dodawanie do Słowa Bożego, ale także zaprzeczanie mu; ponieważ ono oświadcza, że ci, którzy grzeszą ŚWIADOMIE po poznaniu prawdy, okazują pogardę dla ofiary okupu i sprzeciwiają się duchowi ŁASKI, którą Bóg przezeń im okazał; i że dla takich „nie pozostaje już ofiara za grzechy, lecz jakieś straszliwe oczekiwanie sądu i żar ognia, który strawić ma przeciwników” Boga i Jego prawa. „Chrystus (...) więcej nie umiera”, a nawet gdyby to uczynił, powiedziane jest, że tacy, sprzeciwiając się Bożej, niegdyś objawionej dobroci i gardząc nią, stawiają siebie na takim stanowisku, że NIEMOŻLIWE JEST ODNOWIENIE ICH KU POKUCIE (zob. Hebr. 6:4‑8, Hebr. 10:26‑31 i Rzym. 6:9).

Rezultaty Wieku Tysiąclecia będą tak pełne i doskonałe, że żadna istota, która docenia łaski Boga i pragnie Mu się podobać, nie zostanie zniszczona w drugiej śmierci; i nie umknie jej nikt, kto w głębi serca, jak również na zewnątrz, nie sympatyzuje w pełni z Bożym rządem i jego dobroczynnymi prawami, wspierającymi sprawiedliwość, pokój i miłość. Chrystus wykona tę pracę tak gruntownie, że kiedy królestwo zostanie przekazane Bogu, Ojcu, nic, co mogłoby uczynić je doskonalszym, nie pozostanie do wykonania w następnych wiekach. On musi panować, dopóki nie położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. „Nie ustanie ani się nie zniechęci, dopóki nie UTRWALI sądu na ziemi” na trwałej podstawie (1 Kor. 15:26 i Izaj. 42:4).

Poza tym pomyślmy o takim przypadku: załóżmy, że ktoś, kto przeżył Tysiąclecie w pełnym świetle i nauce Chrystusa, ze wszystkimi jej lekcjami w pełni odciśniętymi na nim, żywiłby jednak tak wielką miłość do złego czynu, że kiedy złu zostanie udzielona większa swoboda działania pod koniec tego [przyszłego] wieku – jako próba nastawienia serca – podążyłby on za tym złem dobrowolnie, świadomie i ochoczo, to w wyniku oporu względem Chrystusa zostanie „wytracony spośród ludu” w drugiej śmierci (Dzieje Ap. 3:22). Przypuśćmy na chwilę, że ktoś taki zmartwychwstał z drugiej śmierci i spróbował ponownie; jakie można by dać zapewnienie, że mając TAKĄ SAMĄ wiedzę i wolność, znowu na swoje rozkazy, nie zrobi więcej TEGO SAMEGO? A jeśli ktoś sugeruje, że Bóg MÓGŁBY zmusić jego wolę i w ten sposób wymusić jego wieczne posłuszeństwo, odpowiadamy: Tak, ale Bóg oświadcza, że nie to jest Jego zamysłem. On nie szuka tego, kogo mógłby zmusić, bo mógłby zmusić wszystkich; ale „Ojciec szuka takich, którzy będą go czcić” oraz którzy będą Go „czcić w duchu i w prawdzie” (Jan 4:23‑24). Poza tym, jeśli Bóg miałby zamiar zmuszać kogoś do przestrzegania Jego praw, dlaczego nie uczynił tego na początku, bez „drugiej śmierci” i bez naruszania doskonałości i błogości przyszłych wieków, nieustannie próbując skłonić niektórych do wyrażenia zgody i oddania Mu czci w duchu i prawdzie, których w końcu musi zmusić? Na to nie da się odpowiedzieć.

Znowu, gdyby tacy byli zmuszeni do posłuszeństwa, czy nie degradowałoby ich to do poziomu poniżej dojrzałości? Czyż główną chwałą człowieka nie jest jego wola, jego moc moralnego wyboru? I czyż taka zmiana nie pozbawiłaby go tej wolności wyboru, nie pozbawiłaby go człowieczeństwa i nie uczyniłaby jedynie maszyną? A jeśli tak, to czy nie byłoby o wiele bardziej na chwałę Bożą, aby wymazać takie niegodne istoty i stworzyć „nowe maszyny” wedle Jego woli – jeśli chciałby mieć zwykłe maszyny, a co najwyraźniej nie jest Jego zamiarem?

Problemem tych, którzy popadają w takie błędne myślenie, jest to, że nie doceniają w pełni możliwości Wieku Tysiąclecia i szczodrego zarządzenia, które zapewni Boża mądrość. Myślą o tym tak, jakby grzech nieposłuszeństwa miał być jednym aktem, spowodowanym być może pewną miarą ignorancji, braku doświadczenia lub słabości. Ale nie; Boskie postanowienie zostało spełnione: człowiek nie zostanie nagle doprowadzony do doskonałości, a następnie nagle wystawiony na próby, które mogą unicestwić jego zdolność osądzania spraw i, przezwyciężając jego przeszłe doświadczenia, strącić go w otchłań zła; ale będzie stopniowo do tego doprowadzany w tym [przyszłym] wieku, jak w szkole. Otrzyma pomoc do pokonania słabości upadku i odzyskania najwyższego punktu człowieczego stanu; uzyska pomoc Odkupiciela, który nabył dla niego prawo powrotu do tego stanu. Chrystus, przywracając człowiekowi „to, co zginęło” (Łuk. 19:10 i Dzieje Ap. 3:21), uczyni to w taki sposób, jaki przyniesie człowiekowi najwięcej korzyści. Ujawni mu jego zalety i możliwości [doprowadzi go do „poznania prawdy”], jednocześnie ratując go od śmierci Adamowej (1 Tym. 2:4). W tej szkole człowiek nauczy się, czym jest umyślny grzech oraz pewność kary i będzie w pełni zaznajomiony z faktem, że u schyłku wieku wszyscy będą musieli mieć serce, wolę, świętość i harmonię ze świętym Bogiem, w przeciwnym razie zostaną skazani na śmierć – wieczne zniszczenie – jako świadomi przestępcy, niegodni Bożego błogosławieństwa i nienadający się do wieków doskonałości, jakie mają być wprowadzone.

Trudno byłoby przypuszczać, sądząc po naszych własnych uczuciach, że WIELU zgrzeszyłoby w ten sposób ROZMYŚLNIE i pogardziło Bożymi dobrami; niemniej jednak fakt, że Szatan czynił to przez ostatnie sześć tysięcy lat i że po „uwolnieniu” pod koniec następnego wieku będzie miał takie samo usposobienie, niezależnie od wszystkiego, czego będzie świadkiem z zakresu Bożej miłości itd. (jak wyraźnie stwierdza Słowo Boże), dowodzi, że znajomość dobroci Boga nie skłania niektórych do pokuty i słusznie prowadzi nas do wniosku, że może być taka część ludzkości, którą tak samo „niemożliwe będzie ponownie odnowić ku pokucie” jak Szatana. I ten wniosek Pismo Święte podtrzymuje wyraźnymi oświadczeniami.

Z miliardów ludzi, którzy żyli i będą mieli próbę, nie będzie to wielu. Niechby nawet JEDEN MILION okazał się niepoprawny i powrócił do szeolu – zgładzony w wiecznym zniszczeniu drugiej śmierci; ale dla argumentacji przypuśćmy, że tylko tysiąc należałby do tej niepoprawnej klasy. Przypuśćmy, że niektórzy sugerują teorię, iż ci, którzy pójdą na drugą śmierć, zostaną z niej wykupieni przez „okup” [odpowiednią cenę], ponieważ cała rasa została odkupiona ze śmierci Adamowej. W takim przypadku byłoby konieczne, żeby tysiąc doskonałych istot umarło, aby „odkupić” ten tysiąc świadomych grzeszników. Jeden Zbawiciel nie mógłby dać okupu [odpowiedniej ceny] za nich wszystkich, tak jak Jezus uczynił to za całą rasę Adamową liczącą miliony, ponieważ każdy z tego tysiąca byłby ŚWIADOMYM grzesznikiem, podczas gdy w przypadku rasy Adamowej próbie poddano tylko JEDNĄ doskonałą osobę; JEDEN tylko świadomie zgrzeszył, a zatem JEDNA doskonała istota, ofiarowana dobrowolnie, była pełnym okupem – odpowiadającą ceną (zob. Rzym. 5:17‑19 i 11:32).

Ale kontynuując domniemany przypadek i wykazując dalszą niekonsekwencję, przypuśćmy, że u schyłku Tysiąclecia tysiąc ludzi z doskonałej rasy miałoby się stawić jako okup za tysiąc niepoprawnych – jaka to byłaby scena: tysiąc Kalwarii naraz. A kto by ich zabił? Nie święci i sprawiedliwi; nie powinni i nie mogliby zabijać swoich braci, jak i przecież nie apostołowie ukrzyżowali Jezusa. Następnie musielibyśmy założyć, czyniąc to niewiarygodne przypuszczenie, że JEDEN TYSIĄC NIEPOPRAWNYCH doda do swoich umyślnych grzechów i to, że zabiją swoich odkupicieli. I z pewnością nie można sobie wyobrazić lepszego dowodu ich niepoprawności niż chęć przelania niewinnej krwi. Jezus mógł modlić się za swoich morderców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” [Łuk. 23:34], ponieważ zostali zaślepieni przez diabła i zdeprawowani upadkiem; ale takiej modlitwy niemożna by było wypowiedzieć w intencji tej klasy – doprowadzonej do pełnego poznania prawdy.

Niektórzy jednak mogą chcieć kontynuować to przypuszczenie: Przypuśćmy, że po tym wszystkim zdadzą sobie oni sprawę z wielkiej ofiary, jaką ci odkupiciele złożyli za nich. Czy nie zmusi ich to do miłości i posłuszeństwa? Odpowiadamy: nie, jest to „niemożliwe, by odnowić TAKICH ku pokucie”. Po pierwsze, nie mogliby oni „sobie tego nie uświadamiać”, ponieważ jeśli byli doskonali i robili to świadomie, musieli przez cały czas zdawać sobie sprawę ze swojego wykroczenia. Po drugie, jeśli miłość i cierpienia Chrystusa ich nie poruszyły, nie poruszyłaby ich żadna miłość i żadne cierpienia, bowiem „nikt nie ma WIĘKSZEJ miłości niż ta”. Gdyby dzięki doskonałemu poznaniu miłości Boga do ludzi, przejawionej w Tym, który będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, abyśmy przez Jego ubóstwo mogli zostać wzbogaceni, jeśli ta miłość Chrystusa ich nie powstrzymuje, nie uczyni tego nic. Absolutnym absurdem z naszej strony byłoby myśleć o Bogu w ten sposób, że próbuje On prześcignąć swoją własną, niezwykle wielką demonstrację miłości (Jan 15:13).

Daleka od opłakiwania swojej straty reszta rodzaju ludzkiego tak będzie się wstydzić za nich, że ulży im ich całkowite wymazanie z życia. Tak, wszyscy sprawiedliwi, od Boga począwszy aż po Jego najskromniejsze inteligentne stworzenie, muszą się radować, gdy po pełnej sposobności do reformacji wszechświat zostanie oczyszczony z niepoprawnych. Ich zniszczenie będzie miłosierdziem dla nich samych, jak również przyczyni się do trwałego szczęścia wszystkich sprawiedliwych.

Korygujmy nasze osądy świadectwem Słowa Bożego i zważajmy na to, by wytyczać proste ścieżki dla naszych STÓP, aby to, co kulawe, nie zawróciło z drogi – niech raczej będzie uleczone.

Zion’s Watch Tower, lipiec-sierpień 1885, R-769


PAŹDZIERNIK 1885

Ogłoszenie w naszym ostatnim numerze, że mamy na uwadze plan, zgodnie z którym gorliwi w służbie mogliby prawdopodobnie wykorzystać tyle czasu, ile zdołają odzyskać z absolutnych potrzeb życiowych, zaowocował deszczem kart pocztowych, jakie spłynęły do naszego biura. Nawet jeśli nie prowadziłyby one do niczego więcej, to już okazały się błogosławieństwem dla waszego współsługi, Redaktora, pokrzepiając jego serce, gdyż dostrzegł on w waszych szczerych słowach, jak głęboko prawda zawładnęła waszymi sercami i umysłami.

Kiedy serce jest pochłonięte prawdą, nie tylko szuka wszelkich środków i każdej ofiary, aby ją ogłosić, aby inni mogli być nią pobłogosławieni, ale będzie szukało owoców swojej pracy – nie będzie umiało się przeciwstawić tej potrzebie. W ten sposób wy i ja, pracując dla sprawy, którą kochamy, pragniemy, jak to wyraża apostoł, przekonać się, że „nasza praca nie okazała się daremna” [1 Tes. 3:5] – zobaczyć pewne jej owoce. Musimy jednak nauczyć się wytrwale pracować, niezależnie od tego, czy owoc się pojawia, czy też nie, wiedząc, że chociaż kiełkowanie jest żmudne, a wzrost i dojrzewanie powolne, ostateczny sukces pracy jest zapewniony przez wszechmądrego Mistrza, w którego służbie się angażujemy. Jeśli będziemy gorliwi w służbie i całkowicie poświęceni, z pewnością nas użyje, a praca wykonana tylko dla Niego nie może pójść na marne. „Kto wychodzi z płaczem [odczuwając wagę i koszt własnej ofiary], niosąc drogie ziarno, powróci z radością, przynosząc swoje snopy” (Psalm 126:6).

Czasami błogosławieństwo przychodzi w nieoczekiwany sposób, nawet tak jak w tym przypadku, gdy wasze karty były dla nas odświeżającymi posłańcami. I znowu błogosławieństwo poświęconej służby z pewnością będzie większe dla nas niż dla innych. Kto „podlewa” innych, sam zostanie obficie pokrzepiony. W zakresie, w jakim byłeś robotnikiem dla Mistrza i poświęciłeś cokolwiek dla szerzenia Jego prawdy, jesteśmy pewni, że otrzymałeś odpowiednie wynagrodzenie, jak również prześladowania (2 Tym. 3:12), oprócz nadziei i obietnic „zachowanych dla was w niebie”.

To twoje i moje doświadczenie było doświadczeniem innych przed nami w służbie. Jednak nam podobnie jak im Bóg czasami daje przebłysk owocu pracy, kiedy czujemy się słabi i zniechęceni. Tak było z Panem. Po wielu trudach i nauczaniu „wielu zawróciło” i już nie chodzili za Nim jako uczniowie, a Jezus rzekł do dwunastu: „Czy i wy chcecie odejść?”. Potem przyszedł pokrzepiający dowód, że prawda ugruntowała się u niektórych, kiedy Piotr odpowiedział: „Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego, a my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego” (Jan 6:66‑69). Gorliwość Piotra nie tylko rozweseliła serce Jezusa, ale Piotr również został pobłogosławiony: „Błogosławiony jesteś, Szymonie” (Mat. 16:16‑17).

Eliasz czuł się samotny, a jego wysiłki, by odeprzeć fałszywych nauczycieli Baala, nie przyniosły żadnego owocu i modlił się, aby mógł umrzeć. Ale Bóg, który wszystko o tym wiedział, dodawał mu otuchy, zapewniając, że wiernych prawdzie jest nadal siedem tysięcy Izraelitów, którzy niewątpliwie zostali wsparci i wzmocnieni przez pracę Eliasza.

Paweł, wielki apostoł, którego pisma były i ciągle są Bożym skarbcem mądrości i pouczenia, stanowiącego dla wiernych na przestrzeni wieków źródło „pokarmu w odpowiednim czasie”, napisał, jak się wydaje, prawie wszystkie swoje listy z zamiarem skorygowania pewnych doktrynalnych błędów, w które, jego zdaniem, różne grupy dzieci Bożych mogłyby popaść, lub aby pomóc im porzucić błędy, w które już popadli. Nie przypuszczał prawdopodobnie, że jego gorliwość i wysiłki, by pomagać świętym i strzec ich prawdą, miały być tak rozległe w swym wpływie jako Boże drogowskazy dla pielgrzymów na kolejne osiemnaście stuleci.

Tak samo też, drodzy przyjaciele, rzecz ma się i z nami. Nie wolno nam oceniać naszych ofiar i wysiłków na podstawie tego, jak mało możemy zobaczyć rezultatów, ale musimy iść naprzód. W rzeczywistości, chociaż zainteresowanie pracą jest w dużej mierze częścią naszej ofiary, musimy uważać i pamiętać, że nasza ofiara została złożona Bogu, a nie w jakimś naszym własnym interesie czy dla samej pracy. A kiedy okazujemy wielkie zainteresowanie pracą w ramach rozwijania Jego planów, powinniśmy pamiętać, że nasze poświęcenie było dla Pana, że uznając to, Pan nie obiecał nam, iż nam pokaże jakiekolwiek owoce pracy. A zatem czymkolwiek cieszymy się w tym zakresie, jest to tylko Bożą łaską, większą niż została nam obiecana. Pragnąc zawsze odczuwać własną niedostateczność i aby cała moc i mądrość potrzebna do pracy była w Tym, który stoi u steru, „który dokonuje wszystkiego według rady swojej woli” [Efezj. 1:11], nie spodziewamy się oglądać wielu owoców z naszej własnej pracy. W przeciwnym razie sukces w Jego pracy mógłby rozpalić dumę i poczucie naszej samowystarczalności, a przez to uczynić nas niezdolnymi do dalszej służby. Ale dziękujemy Bogu, że otrzymaliśmy jednak tak jasny obraz wspaniałych rezultatów wypracowanych przez różne czynniki działające pod Boskim nadzorem.

Dostrzeganie ostatecznych rezultatów przedstawionych w Słowie Bożym powinno nas prowadzić do pilności i poświęcenia, jakie tylko w tym czasie możemy znaleźć, aby z łaski Bożej nasze trudy i łzy, znużenie i wytrwałość, wraz z urąganiami Chrystusowymi (Łuk. 6:22‑23) nie poszły na marne i żebyśmy w osiągniętych rezultatach mieli jakiś udział; a wtedy bardziej niż teraz docenimy przywilej bycia współpracownikami Boga i naszego Pana Jezusa w największym i najwspanialszym dziele Bożym – odkupieniu, pojednaniu i restytucji rodzaju ludzkiego.

O tak, Mistrz widział niewiele owoców swojej ofiary, kiedy umierał, a ty i ja musimy spodziewać się podobnego doświadczenia. Ale o Nim jest napisane: „Z udręki swojej duszy ujrzy owoc i nasyci się” (Izaj 53:11). Wspaniałe rezultaty obficie udowodnią mądrość Bożą, a koszt, choć wysoki, nie okaże się zbyt wielkim, gdy spojrzy się na niego tak, jak Bóg to przewidział. Wtedy także wszyscy, którzy teraz poświęcają się dla Chrystusa i cierpią z Chrystusem, będą w pełni usatysfakcjonowani. Jeśli trudzili się i składali ofiary nie dla błędu, lecz prawdy, nie dla sekt, ale dla Chrystusa, otrzymają wielką nagrodę (Mat. 5:11‑12) i zostaną nasyceni, gdy wejdą do radości swego Pana.

 Przeglądając ostatnio naszą listę angielskich czytelników, stwierdziliśmy, że było ich niewielu. Liczby wskazują, że każdy z około trzystu pozyskanych kosztował około czterdziestu dolarów. (Nakłady, z których są to jak dotąd jedyne owoce, wyniosły blisko 11 tys. dolarów, nie licząc związanej z tym dobrowolnej pracy). I przyszła nam do głowy myśl: Ilu z nich docenia prawdę? Ilu, zauważając, że trzymanie się prawdy wiąże się z utratą poważania, żałuje, że kiedykolwiek ją otrzymali? Ilu – jakże niewielu – docenia prawdę za czterdzieści dolarów – tyle bowiem kosztowało dostarczenie jej do ich uszu? [Siła nabywcza dolara przy końcu XIX w. była co najmniej 30 razy większa, co oznacza, że podane liczby należy mnożyć razy trzydzieści – przyp. red.].

To były zniechęcające myśli. Ale potem pomyśleliśmy o wielkim koszcie – ofierze Mistrza – o tym, jaki był koszt naszego zbawienia, liczony nie w srebrze i złocie, ale w postaci drogocennej krwi Chrystusa, a także o innej wysokiej cenie, jaką było samozaparcie się Tego, który pozbawił się reputacji i chociaż był bogaty, stał się ubogim dla nas, aby mógł nas odkupić i pobłogosławić. Widząc, jak niewielu docenia ten pierwszy wielki koszt lub usiłuje zrobić krok w tym samym kierunku, powiedzieliśmy sobie: Ach! dzieje się tak, ponieważ oni i my – wszyscy widzimy, ale niedoskonale. Świat, ciało i przeciwnik malują rzeczy w fałszywych kolorach przed ludzkimi umysłami i tylko wtedy, gdy prawda jaśnieje w nas i bierze nas w posiadanie, jesteśmy w stanie docenić jej wartość, i też tylko w przybliżeniu.

Poczta dostarczyła nam wtedy trzy angielskie listy: jeden od nowego czytelnika, który właśnie otrzymał egzemplarz „Pokarmu dla myślących chrześcijan”, i dwa od dawniejszych czytelników, z których jeden, od drogiego brata Rileya, doszedł w samą porę na ostatni numer „Watchtower”, w którym opublikowaliśmy kilka jego fragmentów. Zapytaliśmy samych siebie, czytając list brata R. i widząc, jak mocno pochwyciła go prawda, ile jest wart taki owoc? Nasza odpowiedź, kiedy rozważaliśmy naszą własną ocenę wartości prawdy, brzmiała: Jest bezcenny! Oddalibyśmy za niego miliony w pieniądzach i oceany szacunku czy wpływów. Takie jedno serce, radujące się i bliskie Panu oraz ożywione Jego chwalebnym planem, o czym przekonać się można, czytając jego pogłębione rozważania na temat słowa prawdy, warte jest całego wydatku poniesionego w Anglii, całego czasu, pracy i pieniędzy. Jeśli miałoby się okazać, że nikt inny nie zostałby poruszony i pobłogosławiony, to bez wątpienia br. R. odmówiłby takiej ceny za otrzymanie prawdy. Ale któż może powiedzieć, ilu jeszcze uwierzy dzięki słowom i wysiłkom tych, którzy już zostali pobłogosławieni.

Potem przyszły nam na pamięć ofiary, o których wiedzieliśmy, że niektórzy złożyli (a wiemy prawdopodobnie tylko o nielicznych ofiarach i ofiarodawcach – tylko Bóg zna ich wszystkich). Pewna chora siostra, nie mogąc ofiarować czasu ani pieniędzy, wrzuciła do Pańskiego skarbca dwa długie kosmyki swoich włosów na sprzedaż z przeznaczeniem na szerzenie prawdy. Inna siostra w tej samej intencji sprzedała złoty łańcuszek do zegarka, z którego kiedyś była dumna. Pod wpływem prawdy pycha ustąpiła miejsca gorliwości dla prawdy. Przypomnieliśmy sobie również brata z Kentucky, który nie mając pieniędzy, przysłał zegarek, oraz siostrę, która z tych samych motywów przysłała złoty pierścionek. Również inni, o których wiemy, odmawiają sobie wielu rzeczy, które przedstawiały dla nich kiedyś wartość, takich jak kosztowna odzież itp., aby mieć środki, których mogliby użyć, i których używają, w błogosławionej służbie. Niech wszyscy tacy pamiętają, słysząc o sercach radujących się prawdą, że mieli udział w dziele ich błogosławienia.

Nawet jeśli nie widzimy wielu owoców naszej indywidualnej pracy, dziękujmy Bogu za to, co możemy zobaczyć jako owoc naszych wspólnych wysiłków. Gdy pamięć przywoływała te i inne ofiary oraz wiele osób, o których wiemy, że wykorzystują wolne chwile i święta na głoszenie prawdy lub usiłowanie jej szerzenia (co jest równie wysoko cenione przez Tego, który patrzy w nasze serca i akceptuje nasze wysiłki, a nie nasze wyniki), kiedy zauważyliśmy liczne i żarliwe odpowiedzi na proponowany nowy plan pracy, wspomniany w naszym ostatnim numerze – które nadeszły i wciąż się pojawiają – podziękowaliśmy Bogu i na nowo nabraliśmy odwagi.

Nie potrzebujemy wam mówić, że „księga pamięci” – specjalny zapis – jest sporządzana w naszym biurze, by gorliwość takich osób dla Mistrza i Jego Słowa została w ten sposób potwierdzona. A przecież nikt nie wątpi, że Mistrz prowadzi takie i znacznie doskonalsze zapisy. Osoby takie są Jego własnością i znajdują się po Jego stronie w tym dniu, kiedy wybiera On swoje klejnoty. Czy możemy wątpić, że gdy poddaje każdego z nich próbie, to mierzy ich miłość do siebie według ducha ofiary za prawdę, który ich pobudza? Zatem coraz bardziej doceniajmy nasz przywilej okazywania Mu miłości przez radosne znoszenie urągań, hańby, zmęczenia i niedogodności na rzecz prawdy – w Bożej sprawie.

Te myśli, dodające nam otuchy i wzmacniające nas, przekazujemy wam, aby i dla was okazały się pożyteczne.

Prawda! Jakże święty to skarb!
Pozwól, Panie, poznać jej wartość,
Daremne są bowiem nadzieje
I krótko trwają przyjemności
Płynące z innych źródeł.

Gdybyśmy potrafili właściwie oszacować wartość prawdy, uczyniłoby to nas ostrożnymi, aby jej nie stracić. Powinniśmy też mniej zwracać uwagę na jej cenę w samozaparciu, a bardziej doceniać przywilej przekazywania jej innym, nawet kosztem dalszego samozaparcia. Poświęcenie czasu, pieniędzy i reputacji powinno być uważane za „lekki ucisk”, który „przynosi nam przeogromną i wieczną wagę chwały” [2 Kor. 4:17], podczas gdy w tym samym czasie jesteśmy przez to przygotowani, aby nie patrzeć na rzeczy, które są widzialne, nasze ofiary itd., ale na to, czego nie widać – niezmiernie wielką nagrodę zagwarantowaną dla zwycięzców.

Zion’s Watch Tower październik 1885, R-0785


GRUDZIEŃ 1885

Niektórzy z naszych drogich czytelników w Anglii i Szkocji, zwracając uwagę na treści „Widoku” w naszym październikowym numerze, napisali do nas, że tamtejsza praca i zainteresowanie prawdopodobnie znacznie wykraczają poza nasze oceny czy liczbę nazwisk na naszej liście; w środowiskach klasy średniej jest bowiem w zwyczaju, że kilka osób wspólnie korzysta z czasopism, czytając kolejne numery jedna po drugiej. Pewien brat, który odbiera siedem kopii, zgłasza spore zainteresowanie wśród wielu czytelników, którzy jeden od drugiego przejmowali zaciekawienie, tak jakby przekazywali sobie światło. Również wielu w tym kraju spieszy z doniesieniami o dobrych wynikach wysiłków i wyrzeczeń na rzecz szerzenia prawdy oraz budzenia tych, którzy zasnęli na Syjonie.

„Nowy plan” dzieła żniwa jedenastej godziny, o którym jest mowa w naszym wrześniowym wydaniu TOWER, funkcjonuje pomyślnie, chociaż niektórzy są zniechęceni, ponieważ tak niewielu ma „uszy do słuchania”, co duch mówi do Kościoła w tym okresie Laodycei (Obj. 3:14‑22). Nie powinni oni zapominać, że trudno byłoby oczekiwać czegoś innego; że według Słowa Bożego tylko nieliczni, „malutkie stadko”, mogą ujrzeć prawdę w otaczającej ciemności, jaką bóg tego świata ogarnął serca i umysły ludzi. Czasem, w którym prawda stanie się popularna i kiedy wszyscy będą mogli widzieć światło i nim się cieszyć, jest nadchodzący wiek, kiedy uprzedzone ślepe oczy zostaną otwarte, a świecące „słońce sprawiedliwości” rozproszy ciemność, błąd i zakłamanie. Wasza praca i poświęcenie są możliwe tylko teraz, a w tych niekorzystnych warunkach dokonuje się próba waszej wiary i wierności. Musimy zwyciężyć, jeśli jako zwycięzcy mamy zasiąść na tronie tysiącletniej chwały z Jezusem, wielkim zwycięzcą, naszą Głową i Wzorem, a także naszym Odkupicielem.

Pracując nad dowolnym przedmiotem, powinniśmy starać się postępować mądrze, aby osiągnąć najlepsze rezultaty, a w tej służbie prawdzie mądrość jest szczególnie potrzebna i proporcjonalnie do tego, na ile dostrzegamy i zdajemy sobie sprawę z wielkości i znaczenia tej prawdy, będziemy starać się przedstawiać ją z większą mądrością, a być może kogoś pozyskamy. Zawsze należy pamiętać i praktykować słowa Jezusa: „Bądźcie więc roztropni jak węże i niewinni jak gołębice” [Mat. 10:16]. Mówiąc słowami Pawła [2 Tym. 2:15], powinniśmy się starać „stanąć przed Bogiem jako wypróbowany pracownik, który nie ma się czego wstydzić i który dobrze rozkłada słowo prawdy” i mądrze przedstawia je w taki sposób, aby uniknąć „zadławienia niemowląt” w Chrystusie (1 Kor. 3:2; Hebr. 5:4), a jednocześnie dawać im wtedy, gdy trzeba i tyle, ile są w stanie przyjąć „pokarm o właściwej porze” (Mat. 24:45).

Jeśli komuś poświęconemu brakuje mądrości, niech prosi Boga, szukając jej w modlitwie i w studiowaniu, a będzie wzrastał w łasce proporcjonalnie do zwiększania się jego wiedzy i miłości. Pomnażamy naszą efektywność, gdy codziennie studiujemy, aby okazać się wypróbowanymi u Boga, i praktykujemy to, czego się uczymy. Niektórzy skłonni są myśleć, że prawdy żniwa dotarły do wszystkich prawdziwie poświęconych w różnych sektach, ale tak nie jest. Mamy na to ciągle nowe dowody każdego dnia, gdy ta czy inna osoba z radością przyjmuje światło i serdecznie przystępuje do służby prawdzie.

Nie, umiłowani, prawda będzie nadal docierała do osób poświęconych i przygotowywała ich do przyszłej chwały. Niech więc nikt nie umieszcza swojego światła pod korcem ani nie zawija swojego jedynego talentu w chusteczkę. Uczynienie tego znamionuje niewiernego szafarza i oznacza odrzucenie jako niegodnego należenia do oblubienicy, małżonki Baranka.

Tak więc z pewnością, o ile niektórzy zawiodą podczas próby bycia „ZWYCIĘZCAMI”, ktoś inny musi zostać obudzony i wypróbowany, aby zająć miejsce niewiernego, który trzyma swoje światło pod korcem ze strachu przed odrzuceniem czy kosztami i popada w obojętność i zewnętrzną ciemność. Jakże trafne są zatem słowa naszego Pana: „Trzymaj to, co masz, aby nikt nie wziął twojej korony” [Obj. 3:11]. Uważajcie, aby będąc na torze wyścigowym, z celem i wieńcem w zasięgu wzroku, nie pozwolić, by wygoda lub jakiekolwiek światowe interesy przeszkodziły w waszej pełnej i serdecznej ofierze i by tym samym nie przegrać w próbie zostania zwycięzcą. Wzrastając w wiedzy, powinniśmy wzrastać w wierności.

Dana nam radosna misja polega na szerzeniu dobrej nowiny. Swoją wiernością okazujemy wdzięczność i w swojej własnej próbie otrzymujemy dowody, że kochamy Pana i prawdę bardziej niż wszystko inne. W ten sposób Bóg przesiewa i bada swoje dzieci, aby sprawdzić zwycięzców, aby wybrać tych, którzy będą uznani za godnych współdziedzictwa z Jezusem, wielkim zwycięzcą. Łaska, wystarczająca, aby uchronić nas od upadku i stawić nas nienagannymi przed Jego obliczem, nawet w tym „złym dniu”, jest zapewniona, ale w taki sposób, aby w pełni wypróbować szczerość naszego poświęcenia.

Jako ilustrację tego, że do niektórych jeszcze nie dotarliśmy, przytoczymy przypadek brata Ottona von Zech z naszego miasta [Pittsburgha]. Przez wiele lat br. Z. pracował jako pastor niemieckiego Kościoła ewangelicko-luterańskiego i naprawdę myślał, że służył Bogu, a jego przejście od błędu do prawdy i od służenia błędowi do służenia prawdzie było prawie tak samo nagłe, choć nie tak cudowne, jak brata Pawła. Listopadowy numer [The Watch] TOWER był narzędziem Bożym w dotarciu do oczu jego zrozumienia i wpuszczeniu do nich odrobiny uzdrawiającej oczy maści prawdy, która wkrótce przyniosła wyrazistość wizji, ponieważ stosował ją szczerze, z miłości do prawdy.

Około rok temu zdecydowaliśmy, że będziemy regularnie wysyłać kopię [The Watch] TOWER do sług wszystkich wyznań w Allegheny i br. Z. regularnie otrzymywał kopię tak jak inni. Mając jednak dużo lektury i będąc bardzo zajęty obowiązkami swojego biura, pozwolił, by nasze czasopismo niebacznie trafiało do kosza, aż do ostatniego numeru, na który, jak sądzi, opatrznościowo zwrócono jego uwagę. Myśli, które tam znalazł, były czynnikiem wyjściowym, a rezultat dobrze oddaje werset: „Początek twoich słów oświeca” [Psalm 119:130].

Brat Z. ucieszył się, że nasze biuro znajduje się w jego własnym mieście i pośpieszył do dalszej lektury, która przyjęta do dobrego i uczciwego serca, szybko zakiełkowała i przyniosła owoc ofiary. Brat Z. wyjaśnił, że przez kilka lat odczuwał zainteresowanie biblijnymi naukami dotyczącymi tysiącletniego panowania Chrystusa, ale przeszkodził mu fakt, że nie widział sposobu na zharmonizowanie ogólnego poglądu dotyczącego panowania Tysiąclecia z innymi faktami rozumowymi i Pismem Świętym. Dostrzegał, że założenie, iż Jezus przyjdzie ponownie w ciele – jako człowiek, i zasiądzie na ziemskim tronie itd., byłoby całkowicie sprzeczne z ogólnym duchem i treścią Słowa Bożego, a to, wraz z przeszkodami, jakie stanowiły dla niego ciasne zasady i doktryny luteranizmu, wystarczyło, by powstrzymać jego postęp w tym kierunku.

Kiedy zetknął się z prawdą przedstawioną w publikacjach WATCH TOWER, dostarczyły mu one tych ogniw, których tak długo na próżno poszukiwał, a jeden węzeł po drugim splątanego wcześniej i zawiłego sznura prawdy stawał się prosty, mocny i użyteczny.

Klucz, który wydawał się prostować wszystko, przyszedł do niego, gdy dostrzegł różnice między Kościołem a światem, Boże postanowienia dotyczące obu, a także dwie natury, które te dwie klasy będą miały, nawet gdy każda z nich będzie doskonała. Wtedy mógł ujrzeć ziemskie Jeruzalem z jego ziemskim blaskiem, złożone z pierwocin ludzkości, i duchowe Jeruzalem, znacznie wyższe, duchowy rząd z jego chwałą, która przewyższa ziemskie i widzialne blaski – złożony z chrześcijańskiego Kościoła zwycięzców, pierwocin tych, którzy osiągną stan istot duchowych.

Co zatem zrobi? – zapytacie. Czy porzuci cały swój dawny „sprzęt wędkarski” i stanie się samotnym naśladowcą Pana, który uczyni z niego rybaka ludzi? Owszem, nie opuści on Kościoła luterańskiego, bo... już to zrobił. Podobnie jak Paweł, „natychmiast nie radził się ciała i krwi” [Gal. 1:16], ale szybko działał zgodnie ze swoimi przekonaniami, uznając w Chrystusie jedyną Głowę i Władcę prawdziwego Kościoła, który jest Jego ciałem, w przeciwieństwie do fałszywych głów i praw, którym ludzie nieświadomie i bezwiednie się podporządkowują – Luter, Wesley, synody, prezbiteria itp.

Uznał, że nie może już kropić niewierzących niemowląt i nazywać to chrztem w Chrystusie, o którym jest mowa w Rzym. 6:3‑4. Nie może już nauczać ani w żaden sposób sankcjonować nauczania o błędach, które przez długie lata krępowały jego serce i utrudniały mu wzrost w łasce, poznaniu i miłości Boga, a wręcz przeciwnie, czuł, że jeśli ma się okazać godny światła, nie może zmarnować ani chwili, ale musi wykorzystać każdy talent, by zrównoważyć swój dawny wpływ i nauczanie oraz przekazać innym błogosławione prawdy, na które jego oczy zostały niedawno otwarte.

Zastanawiając się, co powinien zrobić, doszedł do wniosku, że nie może, podobnie jak Luter, wyjść z domu i odważnie ogłosić prawdę swojemu zgromadzeniu ani przybić swoich artykułów wiary do drzwi kościoła, żeby je odczytano; jako że córka luterańska wyciągnęła lekcję z doświadczeń matki papieskiej w tamtym czasie i związała swoich sług ciaśniej i dokładniej, tak że podczas gdy przysięgą Lutra było nauczanie PISMA ŚWIĘTEGO, przysięga brata Z. jako sługi, podobnie jak innych służących sektom, zamiast do służenia tylko Bogu, zobowiązała go do nauczania nie Pisma Świętego, ale tylko takich doktryn, jakie popiera luteranizm. Dlatego jedynym wyjściem dla brata Z. była rezygnacja z wysokiego stanowiska PRZEWODNICZĄCEGO Synodu, do którego należał. Zrobił to i przyjął zlecenie głoszenia dobrej nowiny od znacznie wyższego autorytetu niż prezbiteria, rady, konferencje czy synody i ich głowy – od Tego bowiem, którego Bóg dał za głowę Kościołowi, który jest Jego ciałem. Wszystkim swoim poświęconym naśladowcom dał On upoważnienie do głoszenia dobrej nowiny o Nowym Przymierzu, kolejnej szansie dla całej ludzkości na życie wieczne. Pierwsza szansa została utracona przez ich ojca Adama, druga jest zapewniona przez śmierć Chrystusa. To Nowe Przymierze, zapieczętowane Jego krwią, wszyscy naśladowcy Pana Jezusa mają głosić: „Idźcie na cały świat i głoście ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mar. 16:15).

Brat Z. przygotował krótkie oświadczenie o swoim przebiegu opuszczania Synodu i jego aktualnych poglądach, które zostało wydrukowane i przesłane do jego współpracowników usługujących w Kościele luterańskim oraz przekazane jego kongregacji. Jest ono sformułowane w języku niemieckim, a ponieważ wydrukowaliśmy dwadzieścia tysięcy egzemplarzy do wykorzystania jako broszurę wśród naszych niemieckojęzycznych przyjaciół, zapraszamy tych, którzy potrafią z niej rozsądnie skorzystać, aby natychmiast do nas napisali, podając, ile mogą mądrze i rozsądnie wykorzystać. Być może jest to ruch ze strony Pana w kierunku przygotowania niemieckiej wersji [The Watch] TOWER. Tam, dokąd On prowadzi, będziemy starali się podążać, skoro otwiera takie możliwości.

Droga żona naszego brata chętnie uczestniczy w ofiarach, jakie pociąga za sobą ten jego krok, i razem pragną uczynić swoje powołanie i wybór pewnym. W ten sposób szybko podążając za dobrym Pasterzem, którego głos oboje rozpoznają, rezygnują z wszelkich widocznych środków utrzymania dla siebie i pięciorga małych dzieci, polegając po prostu i wyłącznie na obietnicy Pana i własnych uczciwych sercach oraz dłoniach chętnych do zaspokojenia swoich potrzeb w jakikolwiek wskazany przez Niego sposób, w przekonaniu, że Jego obietnice nigdy nie zawodzą.

Niech Pan obdarzy ich i wszystkich pomazańców łaską i siłą, aby mogli z cierpliwością biec do końca krótkiego biegu ofiarowania, by potem mogli zostać ukoronowani wieczną chwałą.

Zion’s Watch Tower, grudzień 1885, R-0806

Poprzednia strona Następna strona