Europejska podróż brata Russella (2)
(Kontynuacja z poprzedniego numeru)
ZEBRANIE W EDYNBURGU
Znów zostaliśmy powitani. Około dwudziestu przyjaciół z Edynburga spotkało się z nami, by nam towarzyszyć. Przed południem mieliśmy półprywatną rozmowę, po południu zebranie pytań oraz publiczne zebranie wieczorem. Popołudniowe pytania skupiały się głównie wokół tematu przymierzy oraz udziału Kościoła w cierpieniach Chrystusa. Z każdym dniem stawało się coraz bardziej jasne, że zdolność do zauważenia i zrozumienia „tajemnicy” członkostwa w Ciele Chrystusa przez społeczność w Jego cierpieniach staje się próbą tego czasu, jak i całego wieku. Nikt poza spłodzonymi z ducha nie może tego docenić. To poruszenie dobrze na nich działa – ukazując im coraz jaśniej warunki „społeczności w tajemnicy, którą jest Chrystus w was, nadzieja chwały”.
Wieczorne zebranie odbyło się w Hali Synodalnej, jednej z największych sal w Edynburgu. Oceniano, że było na nim obecnych blisko 2,5 tysiąca osób, w tym podobno dwudziestu duchownych z różnych kościołów. Z wielkim zainteresowaniem wysłuchano dwuipółgodzinnego wykładu na temat „Łotr w raju, bogaty człowiek w piekle i Łazarz na łonie Abrahama”. Przyjaciele musieli wykonać potężną pracę, by zgromadzić tak wielką i tak inteligentną publiczność na słuchanie Prawdy. Było znaczne zapotrzebowanie na darmową literaturę oraz niektóre książki i broszury, które były sprzedawane przy wyjściu.
Zostaliśmy bardzo wygodnie ugoszczeni przez drogą starszą siostrę Allen, która obecnie liczy sobie 78 lat. Ona i brat Montgomery byli praktycznie jedynymi w Prawdzie w czasie naszej pierwszej wizyty w 1892 roku. Byliśmy bardzo szczęśliwi widząc ich oboje, jak są niezachwiani i jak się radują.
Spora grupa spotkała się z nami w sobotę rano na stacji kolejowej, by powiedzieć nam do widzenia i „przyjedź znów do nas rychło”. Na świeżo uświadomiliśmy sobie jedność Ciała Chrystusowego i dziękowaliśmy za nią Bogu. Zaraz też udaliśmy się
W KIERUNKU NEWCASTLE.
Była to nasza pierwsza wizyta w tym mieście. Sprawiło nam wielką przyjemność spotkać niektóre nowe osoby, a także te, które widzieliśmy już wcześniej w innych miejscach. Zagościliśmy u brata i siostry Rutheford, którzy wyszli po nas na stację i towarzyszyli nam do ich domu, gdzie po posiłku mieliśmy serdeczną rozmowę z licznie zgromadzonymi braćmi (około 20 osób). Nasze rozmowy skupiały się na ogólnym planie i relacji przymierzy, a także na fakcie, że nasza Ewangelia, choć pełna łaski Bożej, wymaga ofiary życia i to aż do śmierci – według towarzyszącego jej przyjęcia wśród tych, którzy jej słuchają, w prawdziwym znaczeniu słowa słuchać jako rozumieć.
Dom Modlitwy w Londynie [London Tabernacle], europejska siedziba MSBPŚw |
Był to bardzo przyjemny czas społeczności i modlitwy przegrodzony posiłkami, po czym prawie wszyscy odprowadzili nas na statek, parowiec „Neptune”, którym udaliśmy się w kierunku Bergen w Norwegii, w sobotę, 14 maja, o godz. 19:00. Przyjaciele machali nam chusteczkami z mola, jakby wołając „Do widzenia i wróćcie znów”, aż do chwili, gdy nie mogliśmy już rozróżnić ich twarzy. Praktykują oni zwyczaj „cioci Sary” – machanie chusteczkami ku sobie na znak „wróć”, „przybądź znów”.
Mieliśmy bardzo spokojną niedzielę, odpoczywając przed kolejnymi wykładami, na ile tylko warunki na „Neptune” na to pozwalały. Morze było spokojne, ale „Neptune” toczył się po nim, jakby chciał zanurzyć swoje burty najgłębiej jak to możliwe. Przewidując potrzebę odpoczynku, pozostawiliśmy brata Huntsingera (naszego ochotniczego stenografa) w Anglii, mając nadzieję na jego współpracę w drodze powrotnej przez Atlantyk.
Czy można się dziwić, drodzy czytelnicy [Watch] Tower, że nasze serce przepełnione jest wdzięcznością dla Boga, gdy piszemy te kilka wersów na Morzu Północnym, zbliżając się do Bergen? Jakże przyjemna jest służba dla naszego Króla – przez niesławę i dobrą sławę, jakoby zwodziciele, wszakże prawdziwi; jako nieznajomi, wszakże znajomi [2 Kor. 6:8-9].
Chciałbym, abyście wszyscy wiedzieli, że modlę się za Wami wszystkimi, drodzy członkowie Jego Ciała, uczestnicy cierpień w przygotowaniach do udziału w Jego chwale, czyniąc swoje powołanie i wybranie pewnym.
Wasz brat w naszym Odkupicielu,
16 maja 1909, C. T. Russell
The Watch Tower, 15 czerwca 1909, R-4415
W SKANDYNAWII
Nasz parowiec Neptun dopłynął do Bergen w Norwegii w poniedziałek 17 maja [1909] około 14:00. Na nabrzeżu stał nasz drogi brat Luttichau, przedstawiciel Stowarzyszenia, który przybył z Kopenhagi, by być naszym tłumaczem. Wraz z nim witało nas około 20 drogich przyjaciół. Po serdecznym powitaniu o godz. 15:00 mieliśmy zgromadzenie. Było na nim dość sporo braci, około 50, a goście przybyli w liczbie około 400. Wykład mieliśmy na temat „Obalenie królestwa Szatana”, który trwał około dwóch godzin. Następnie udaliśmy się na posiłek, po którym mieliśmy jeszcze jedno zgromadzenie – zebranie pytań dla zainteresowanych, które trwało trzy godziny. Byliśmy mile zaskoczeni wysokim poziomem zadawanych pytań. Oczy i ręce wyrażały serdeczną radość w Panu i w Prawdzie, potwierdzaną przez słowa wypowiadane za pośrednictwem tłumacza.
We wtorek rano udaliśmy się pociągiem do Christianii. O 20:00 dotarliśmy do Glucken, gdzie latem podróż może być kontynuowana parowcem na dwudziestoośmiokilometrowym odcinku przez jezioro. Ponieważ jednak wody ciągle jeszcze były zamarznięte, a żegluga nie była możliwa, pojechaliśmy dalej dość wygodnym dwukołowym pojazdem konnym, zawijając się w futrzane okrycia, specjalnie wypożyczone na tę okazję przez naszych przyjaciół. Około drugiej w nocy cała nasza grupa (około 10 przyjaciół z Bergen oraz brat Luttichau i ja) dotarła ponownie do linii kolejowej i około 10 rano byliśmy w Christianii.
Tutaj znów zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci przez brata i siostrę Lindquist, którzy byli naszymi gospodarzami, oraz wszystkich innych z miłego domu wiary – wszystkich, którzy są jednego ducha, ponieważ mają jedną wiarę i jeden chrzest w Chrystusa. Ludność Norwegii z wyglądu i obyczajów przypominała nam trochę Szkotów. I rzeczywiście okazało się, że ci, którzy znali trochę angielski, rozumieliby nas lepiej, gdybyśmy mieli trochę szkockiego akcentu.
W środę i w czwartek cieszyliśmy się miłą usługą dla „braci” i dla naszego wspaniałego „starszego Brata” oraz dla „Ojca wszystkich nas”. Niektóre nasze zgromadzenia miały także publiczny charakter i uczestniczyło w nich bardzo wielu rozumnych i uważnych słuchaczy w liczbie około 500-600. Inne spotkania, a wśród nich zebranie pytań, przeznaczone były szczególnie dla zainteresowanych. Zaproszeni przez jednego z przyjaciół, mieliśmy też społeczność przy wieczornym posiłku. Uczestniczyło w nim ponad sto osób – wszyscy głęboko zainteresowani teraźniejszą prawdą.
OREBRO I SZTOKHOLM W SZWECJI
Naszych drogich norweskich przyjaciół opuściliśmy w czwartek o 18:00, a do Orebro dotarliśmy w piątek o 8:23. Kilka stacji wcześniej dosiadło się do nas czworo przyjaciół, a gdy razem dojechaliśmy do Orebro, na peronie czekało na nas być może sto pięćdziesiąt osób śpiewając i powiewając chusteczkami oraz kapeluszami. Znów powitani zostaliśmy kwiatami, a wśród uścisków dłoni przekazywaliśmy nasze pozdrowienia korzystając z pomocy tłumacza, brata Lundborga, który jest przedstawicielem Stowarzyszenia na Szwecję. Dowiedzieliśmy się, że niektórzy z przyjaciół przebyli odległość ponad półtora tysiąca kilometrów, by uczestniczyć w duchowych przywilejach konwencji. Nasze serca łączyły się w miłości Bożej pomimo bariery językowej, czego nie zrozumie nikt, kto nie jest spłodzony z ducha.
Czas mieliśmy bardzo wypełniony. O godz. 10 wygłosiliśmy wykład na temat przymierzy, który trwał nieco ponad dwie godziny. Następnie mieliśmy wspólny obiad w trzech restauracjach. Od godz. 15:00 do 17:00 nauczaliśmy na temat chrztu i jego znaczenia, po czym 53 osoby zostały zanurzone, świadome tego, co czynią. Wśród nich był były duchowny baptystyczny.
Na wieczorny wykład publiczny wynajęta została aula Uniwersytetu Państwowego. Wypełniła się ona po brzegi, a wiele osób stało przez pełne dwie godziny. Przybyło 800 osób. Naszym tematem było „Obalenie imperium Szatana”.
Sobota także pełna była błogosławionej społeczności i usługi. O godz. 10 rano mieliśmy zebranie pytań, które trwało do godz. 12:15. Potem był wspólny obiad w restauracjach. Po południu odbyło się zebranie kolporterów i jak zwykle dotyczyło ono ogólnie dzieła żniwa oraz przywileju każdego z dzieci Bożych, by prowadzić działalność w jego różnych obszarach, jako pod-żniwiarze – kolporterzy, łowcy, ochotnicy. Ponieważ wieczorne zebranie miało mieć publiczny charakter, było to jednocześnie zakończenie konwencji. Śpiewaliśmy więc wspólnie „Zostań z Bogiem”, a w trakcie pieśni wszyscy starsi zgromadzeń byli wywoływani, by stanąć obok nas (było ich w sumie około 20), zebrani zaś śpiewając przechodzili obok nas, żegnając się słowami i uściskiem dłoni. Zebranie wieczorne było powtórzeniem poprzedniego, z wyjątkiem tego, że było jeszcze więcej osób stojących, być może około 160, a tematem naszego wykładu było pytanie: „Gdzie są umarli?”
Po dobrym wypoczynku nocnym, wyspani, w niedzielę o 6 rano wsiedliśmy do pociągu, który zawiózł nas do Sztokholmu dokładnie na godz. 11:30, kiedy to rozpoczynało się nabożeństwo poranne. Bylibyśmy się spóźnili, gdyby nasi przyjaciele nie zorganizowali transportu automobilami. Sala była wypełniona do ostatniego miejsca jeszcze przed naszym przybyciem, a dodatkowo niektóre osoby, których już nie wpuszczono, zgromadziły się koło drzwi, kiedy przybyliśmy. Na sali było 700-800 miejsc siedzących i może jeszcze 100 osób stało. Naszym tematem było „Obalenie imperium Szatana”. Zakończyliśmy o godz. 13:30 i spotkaliśmy się z przyjaciółmi w Prawdzie. Ci sami bracia, którzy gościli nas 6 lat temu, podstawili dorożkę, która zawiozła nas na posiłek.
Spotkanie z zainteresowanymi zostało przeprowadzone o godz. 15:00 i trwało do 16:15, kiedy to otworzono drzwi dla słuchaczy publicznego wykładu o godz. 16:30 na temat: „Gdzie są umarli?” I znów sala była przepełniona, a wiele osób stało do godz. 18:20. Przerwa na śpiew dała publiczności możliwość opuszczenia sali, my zaś odbyliśmy jeszcze jedno zebranie z zainteresowanymi, trwające aż do godz. 20:15, kiedy to odjeżdżał nasz pociąg. Żegnało nas blisko stu przyjaciół, którzy też zapraszali, byśmy wkrótce przyjechali znów. Brat Lundborg towarzyszył nam w drodze do Kopenhagi.
W poniedziałek rano znaleźliśmy się w Kopenhadze. Tam spotkaliśmy się z około 30-40 drogimi przyjaciółmi na stacji. Grupie tej przewodził brat Luttichau, który opuścił nas w Christianii, aby przygotować nasz pobyt w Kopenhadze. Dorożka prędko zawiozła nas do biura naszego Duńsko-Norweskiego WATCH TOWER, utrzymywanego przez nasze Stowarzyszenie. O godz. 10 zgromadziło się tam około 100 zainteresowanych, dla których wygłosiliśmy dwugodzinny wykład na temat: „Przymierza”. Następnie zjedliśmy wspólny obiad przygotowany przez przyjaciół w górnym pomieszczeniu. Miejsce dla nas przygotowane było na początku stołu, a po obu stronach zasiedli bracia Luttichau i Lundborg. Obok siedziała dziesięcioletnia dziewczynka, o której powiedziano nam, że poświęciła się cztery lata wcześniej. Przeczytała ona wszystkie tomy. Teraz zaś przebyła odległość około 500 km, wykorzystując do tego skromne sumy, które otrzymała w gwiazdkowym prezencie, by tylko się z nami spotkać i ucieszyć duchową ucztą.
Po południu 100 osób ustawiło się do zdjęcia, po zrobieniu którego mieliśmy dwugodzinne zebranie pytań.
Zebranie wieczorne przeznaczone było dla publiczności. Dom był przepełniony, wiele osób stało. W sumie przybyło około 600 osób. Przez dwie godziny uważnie przysłuchiwano się słowom wykładu. Szczery śpiew przekonał nas, że nasi słuchacze należeli do grona osób poświęconych, choć nie stowarzyszonych z nami w Prawdzie. Doprawdy wszystkie nasze przeżycia w Skandynawii bardzo podniosły nas na duchu. Ludzie w ogólności wydali nam się znacznie bardziej pobożni niż to powszechnie widać w Ameryce. Wydaje nam się, że Bóg ma wśród mieszkańców Skandynawii wielu przyjaciół. Możemy spodziewać się tutaj wielkich dokonań w ciągu tych kilku następnych lat.
Nasz pociąg odjeżdżał krótko po północy i może około 60 przyjaciół zostało po zebraniu, by wypić z nami filiżankę herbaty, a potem towarzyszyć nam w drodze na stację kolejową. Tam zaśpiewali dla nas specjalnie na tę okoliczność przygotowaną pieśń po angielsku. Przekazali też za naszym pośrednictwem pozdrowienia do przyjaciół, z którymi mieliśmy się jeszcze spotykać w Niemczech, Wielkiej Brytanii oraz Ameryce. Zachęcali nas też do rychłego powrotu.
The Watch Tower, 1 lipca 1909, R-4422
(Trzecia część relacji z podróży w następnym numerze.)
Poprzednia strona | Następna strona |