Interesujące pytania
C H R Y S T U S O R Ę D O W N I K I E M W I E L K I E G O L U D U
Pytanie: Czy Chrystus jest również Orędownikiem dla “wielkiego ludu”, tak jak dla “maluczkiego stadka”? A jeśli tak, to czy będzie Orędownikiem dla “wielkiego ludu” w czasie ucisku, aż wybieli on szaty i obmyje je we krwi Baranka?
Odpowiedź: Tak, “wielki lud” stanowi część Kościoła Pierworodnych. W obrazie ci, którzy “przeszli”, Kościół Pierworodnych, byli następnie reprezentowani przez całe pokolenie Lewiego. Zajęli oni miejsce izraelskich pierworodnych, którzy zostali zachowani przez krew baranka. Utrzymujemy nasze szaty niesplamione dzięki krwi pozaobrazowego Baranka, gdyż “krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” [1 Jana 1:7]. Z całą pewnością “wielki ucisk”, przez który przejdzie “wielki lud”, odbędzie się, zanim Pośrednik obejmie swoje Królestwo, stąd też nie jest On dla nich Pośrednikiem, ale nadzoruje ich sprawy jeszcze jako obecnie urzędujący Orędownik.
“Wielki lud” nigdzie nie pojawia się oddzielnie, a jedynie jako postaci towarzyszące. Na przykład, gdy Rebeka ma zostać żoną Izaaka, towarzyszą jej dwie służące, które również mają się stać członkami rodziny. Nie mamy jednak na ich temat żadnych dokładniejszych informacji. W nawiązaniu do Kościoła powiedziane jest, że ci, którzy będą mu towarzyszyć, będą jego sługami. Jest to w szczególny sposób pokazane w obrazie Psalmu 45.
(Fragment “Interesting Questions” R-4760)
P O Z Y C J A K O B I E T Y W K O Ś C I E L E I W D O M U
Pytanie: W obliczu faktu, że św. Paweł, wymieniając starożytnych bohaterów, nie wspomina żadnej innej kobiety poza Rahab (Hebr. 11), w jaki sposób może kobieta mieć równe szanse w ubieganiu się o nową naturę i nagrodę „wysokiego powołania”?
Odpowiedź: Nie znajdujemy żadnego miejsca w Piśmie Świętym, które dyskryminowałoby kobiety. W obecnym Wieku Ewangelii mają one możliwość zostania współdziedziczkami wraz z Chrystusem, w czym nie ma żadnego rozróżnienia ze względu na płeć, kolor skóry czy rasę.
Nie ma w Piśmie Świętym niczego takiego, co przemawiałoby przeciwko kobietom. To, że Pan wybiera mężczyzn na swych rzeczników w Kościele, jest odrębnym zagadnieniem. Nikt nie ma prawa kwestionować praw naszego Pana w tym zakresie – niezależnie od tego, czy życzyłby On sobie, by reprezentowali Go mężczyźni po sześćdziesiątce, czy młodzi mężczyźni, czy kobiety w pewnym wieku, czy w ogóle nikt. Bóg może ze swoją własnością czynić, co chce. Rozumiemy jednak powód, dla którego dokonuje On takiego wyboru. Kobieta jest obrazem Kościoła, zaś mężczyzna – Głowy Kościoła. W ten sposób zostaliśmy poinformowani, że kobieta nie powinna być nauczycielem w Kościele, zaś mężczyzna może nim być.
Także w sprawach pozabiblijnych, w zagadnieniach ogólnoludzkich nie widzimy, żeby w jakiejkolwiek mierze prawa kobiet były zagrożone. Każda kobieta jest bowiem albo siostrą, albo matką, albo córką jakiegoś mężczyzny. Dlatego obydwie płci są ze sobą tak blisko spokrewnione, że nie zachodzi potrzeba, by cała rodzina chodziła do wyborów, jako że jest reprezentowana przez mężczyznę, a w ten sposób wszyscy mają udział w decydowaniu o tym, co dzieje się w osadzie, mieście czy kraju.
Gdyby było inaczej, doprowadziłoby to do bardzo niepożądanej sytuacji. Oznaczałoby to bowiem, że mężczyzna utracił najważniejszy ze swych przywilejów, który jest składową częścią jego męskości. Z drugiej zaś strony skutkiem byłoby zaniedbanie ze strony kobiety. Apostoł przypomina nam o sferze kobiecości. Każda kobieta, która nie jest szanowana przez swego syna, powinna zamilknąć. Była ona z tym dzieckiem przez cały okres jego dzieciństwa i młodości. Jeśli w tym okresie nie zapanowała nad dzieckiem tak, by okazywało jej szacunek, to sama sobie jest winna.
Uważamy, że gdyby kobiety miały właściwe spojrzenie na to zagadnienie, to zakończono by wreszcie dyskusję o prawach wyborczych dla kobiet. Odczuwałyby one, że mają obowiązki w domu. Od każdej reguły są wyjątki. Jednak chrześcijańscy rodzice mówili nam: Jeślibym wcześniej poznał Prawdę, wiedziałbym, jak być lepszym ojcem, lepszą matką; jednak nie nauczono mnie, na czym polega odpowiedzialność spoczywająca na mnie jako na rodzicu i co oznacza właściwe wychowanie dziecka. Pewna matka powiedziała mi: „Gdy moje dzieci były jeszcze malutkie, bardzo pochłaniało mnie zarabianie pieniędzy. Harowałam razem z mężem, żeby coś osiągnąć. Zarobiliśmy trochę grosza, ale straciłam sposobność wychowania moich dzieci. Gdybym zaś chciała teraz dopiero wychowywać je inaczej, to musiałabym chyba praktycznie je zabić”. „Tak” – odpowiedzieliśmy jej – „uwzględniając to, będziesz musiała być bardzo rozważna względem swoich dzieci i starać się oddziaływać na nie raczej przykładem i zasadami niż siłą, by skłonić je do właściwej postawy”. Powiedzieliśmy jej, że gdyby próbowała wymusić na nich swoje zdanie, to raczej tylko doprowadzi je do buntu.
Jednym z jej szczególnych problemów było to, że gwałtownie sprzeciwiała się małżeństwu swych dzieci. Powiedzieliśmy jej, że w ten sposób osiągnie prawdopodobnie całkowicie przeciwny skutek, że powinna raczej zgodzić się na to, by dzieci miały sympatie itd., ale żeby starała się je zachęcić do tego, by przychodziły do niej i szukały porady itd. Ale nie, ona postąpiła inaczej. Skutek był taki, że jedna z jej córek poślubiła mężczyznę, który później znalazł się w więzieniu. Wtedy dopiero pomyślała, że powinna była zająć bardziej umiarkowane stanowisko i tak już postępowała z innymi dziećmi.
Poprzednia strona | Następna strona |