Co stanowi Kościół
Od czasu ukazania się artykułu „Jeden prawdziwy Kościół” [zob. następny artykuł] otrzymaliśmy kilka listów z zapytaniami co do prawa i przywileju odłączenia się pewnej części zgromadzenia i urządzenia sobie oddzielnych zebrań, jako osobny i odmienny zbór. Wykazaliśmy już, że słowa naszego Pana informują nas o Jego gotowości uznawania nawet dwóch albo trzech wiernych i poświęconych, gdy tacy zejdą się razem w Jego imieniu, oraz że obecność Głowy z takimi członkami stanowi Kościół (zbór) w znaczeniu biblijnym.
Chociaż jest to prawdą, to jednak prawdą też jest, że nauki naszego Pana i Jego apostołów oraz wszystkie praktyki pierwotnego Kościoła zgodnie potwierdzają myśl, że nowe przykazanie, „abyście miłowali jedni drugich jakom Ja was umiłował”, oznacza tak bliską społeczność ducha pomiędzy ludem Pana, że będzie on pragnął jak najwięcej się jednoczyć, a nie rozdzielać na mniejsze grupy. Powinniśmy dobrze rozważyć słowa: „Jakom ja was umiłował”, że one oznaczają bardzo głęboką, szczerą miłość, a nie tylko tolerowanie jedni drugich. Pan umiłował nas aż do tego stopnia, że wydał za nas swoje życie, a apostoł wskazuje na Niego jako na nasz wzór, mówiąc: „I myśmy powinni kłaść duszę [życie] za braci”. Taką miłością umiłował nas Pan. Należy również pamiętać, że to nie jest miłość stronnicza, czyli sekciarska, którą żywi się tylko względem pewnej grupy lub stronnictwa w kościele. Ma to być miłość do wszystkich, którzy należą do Pana. Prawdą jest, że nie da się miłować wszystkich w jednakowym stopniu, lecz wszyscy mają być tak miłowani, by potwierdzała to gotowość wydania życia za nich, ponieważ nawet najmniejszy z Pańskich „maluczkich” ma pewne prawa względem najzacniejszych z nich. Czyż bowiem nie należy on do tej samej wielkiej armii odkupionych, którzy zaciągnęli się pod dowództwo Immanuela do boju przeciwko grzechowi, będących w przymierzu z ich Mistrzem, aby złożyć swe życie w Jego służbie? Jakżeż moglibyśmy nie miłować tych, co poświęcili wszystko temu samemu Panu, któremu i my służymy – a fakt, że Pan przyjmuje takich i nie wstydzi się ich nazywać braćmi, jest najważniejszym powodem, byśmy i my ich przyjmowali i nie wstydzili się ich, ale raczej miłowali i z radością służyli im aż do takiego stopnia, by ofiarować godziny lub dni naszego życia dla wspierania ich.
Wszystko, co ma styczność z duchem Pańskim i z pouczeniami Jego Słowa, sprzeciwia się myśli o podziałach pomiędzy członkami Jego Ciała. Piękna ilustracja tego może być zauważona w tym, że bracia i siostry, w miarę jak wzrastają w łasce i znajomości, odczuwają coraz większe pragnienie, aby zbierać się razem na jednodniowych lub większych, ogólnych konwencjach. A przy okazji wyrażana jest często myśl, że nasza tęsknota za społecznością z drugimi nie dozna zupełnego zadowolenia prędzej, aż zejdziemy się razem z naszym Panem i z wszystkimi wiernymi na ogólnym zgromadzeniu pierworodnych, „których imiona zapisane są w niebie”.
Pamiętamy, jak apostoł gromi podziały. A dobrze będzie też zauważyć, że zalicza on je do ducha stronniczości, z którym nie sympatyzował i o którym wyrażał się, że jest przejawem cielesności, a ci, co się nim odznaczają są duchowo niedojrzali. Oto jego słowa: „Albowiem gdy kto mówi: Jam jest Pawłowy, a drugi: Jam Apollosowy, azaż cielesnymi nie jesteście? Rozdzielonyż jest Chrystus?” (1 Kor. 3:3-4). Dalej mówi, że żaden z nich nie odkupił nas, tylko sam Chrystus i że my wszyscy jesteśmy ochrzczeni w ciało, a przeto spokrewnieni jedni z drugimi, ponieważ spokrewnieni jesteśmy z Nim, naszą Głową. Apostoł w dalszym ciągu mówi, że nie powinno być rozerwania w ciele, to znaczy – nie powinno być rozdwojeń, podziałów.
Czy zdajemy sobie z tego sprawę, drodzy przyjaciele, czy nie, prawdą niewątpliwą jest, że duch dążący do podziału zgromadzenia, (tam gdzie taki podział nie jest konieczny ze względu na zbyt wielkie odległości, które utrudniałyby wspólne zgromadzanie się), jest duchem sekciarstwa, czyli stronniczości. Niekiedy jest to spowodowane przez jakiegoś brata, który chce być wodzem i dąży do uzyskania pełniejszych możliwości użycia swych talentów jako sługa zboru. Innymi razy, tak jak rzecz się miała w wypadku wspomnianym przez apostoła, dzieje się to z powodu stronniczości pewnej części zboru, która chce iść za niektórymi wodzami, chociaż wodzowie ci wcale sobie tego nie życzą. Tak było w wyżej wspomnianym wypadku św. Pawła. W każdym razie byłoby dobrze, aby w podobnych okolicznościach każdy przeanalizował uważnie raczej swoje własne serce, zamiast sądzić drugich. Jest to zupełnie możliwe, że w pewnych miejscowościach, gdzie niektórzy zamierzają się odłączyć i urządzić sobie osobne zebrania, może być do tego pewna rzeczywista przyczyna, lecz o wiele lepszym sposobem byłoby naprawić daną trudność i pozostać razem. Niekiedy lud Boży bezwiednie zaczyna zbyt wąsko myśleć i stara się prowadzać sprawy zborowe nadmiernie według woli większości, zamiast starać się ułożyć taki program, który, o ile możliwe, byłby korzystny dla wszystkich, podobałby się wszystkim i wszystkich uszczęśliwiał.
Napomnieniem apostoła jest, abyśmy „przyglądali się jedni drugim ku pobudzaniu się do miłości i do dobrych uczynków”. To znaczy, że mamy uważać nie tylko na upodobania tych lepiej uczonych albo z natury zacniejszych, bogatszych lub więcej ogładzonych, ale że powinniśmy brać pod uwagę wszystkich drogich członków ciała. Stosunkowo łatwo jest miłować ogładzonych, lepiej wykształconych i bardziej rozwiniętych duchowo, lecz miłowanie tylko takich jest czymś, co i poganie czynią, jak to powiedział nasz Pan: „Jeżeli miłujecie tylko tych, co was miłują, jakąż łaskę macie? Izali celnicy i grzesznicy tego nie czynią?” Miłość, jaką miał na względzie apostoł, gdy mówił: „Wiemy, żeśmy przeszli z śmierci do żywota, iż miłujemy braci” – nie jest tylko miłowaniem ogładzonych, eleganckich, wytwornych i umysłowo zacniejszych. Wielu miłuje tych, co nie przeszli z śmierci do żywota, lecz świadectwem naszego przejścia z śmierci do żywota jest to, gdy miłujemy braci, o których powiedział apostoł, że niewielu z nich jest zacnych, a nawet dodał, że „podłego rodu i wzgardzone u świata wybrał Bóg”. Gdy dojdziemy do takiego stanu, by miłować braci, co z natury są „podłego rodu”, to mamy świadectwo, że umysł nasz znajduje się pod kontrolą nowej natury. Miłujemy ich nie dla ich przeciętności, nieumiejętności, ciasnoty umysłowej ani nie dla ich ubóstwa, ale z tego powodu, że należą do Pana, a wszyscy którzy są Jego, są i naszymi, ponieważ zaciągnęli się są pod ten sam sztandar, do tego samego boju co my. Miłujemy ich także i dlatego, że Ojciec uznał ich za swoje dzieci, spłodziwszy ich z ducha świętego. Te powody skłaniają nas do wzajemnej miłości, sympatii i do wspomagania jedni drugich we wspinaniu się na górę Syjon.
Nasz Pan daje do zrozumienia, że nasza miłość ku Niemu będzie mierzona naszą miłością do braci, a apostoł wykazuje, że jak Pańskie litości i łaski są udzielane każdemu z nas w proporcji do naszych potrzeb, tak i nasza sympatia i miłość powinny być okazane drugim według ich potrzeb. Starać się o towarzystwo tylko z takimi, którzy znajdują się na naszym poziomie umysłowego lub duchowego rozwoju, jest podobaniem się samemu sobie, a apostoł wykazuje, że mamy miłować drugich i służyć im, a nie podobać się samym sobie. Wykazuje również, że i Chrystus nie podobał się samemu sobie. Apostoł wykazuje jeszcze, że tak jak w ciele naszym niekiedy otaczamy szczególniejszą opieką zdeformowaną rękę lub nogę, starając się przykryć takie upośledzone członki więcej aniżeli normalne, tak samo mamy czynić w Ciele Chrystusowym. Ci, co są w największej potrzebie naszej sympatii, pomocy i społeczności, powinni takowe otrzymać, aby całe ciało Chrystusowe mogło być zbudowane i spojone razem związkami miłości, jako członkowie Chrystusa pod Nim, który jest Głową.
Każdy członek Ciała jest potrzebny, jak zaznacza to apostoł, a w miarę jak czasy prób, jakie są przed nami, stają się coraz trudniejsze, potrzeba nam wszystkim rzeczywistej współpracy, oraz wzajemnej pomocy, sympatii i miłości. Przeto unikajmy schizmy lub jakiegokolwiek „-izmu” i starajmy się mieć ducha jedności, jaki przystoi w ciele; albowiem wszyscyśmy jednym w Chrystusie Jezusie, będąc również członkami jedni drugich. Starajmy się, abyśmy coraz wyraźniej mogli widzieć „oko w oko” w tych wszystkich sprawach.
Pytanie: – Czy właściwym jest wybrać na starszego takiego brata, który nie uczynił symbolicznego chrztu w wodzie?
Odpowiedź: – Chociaż zachęcamy, aby wszyscy poświęceni i przyznający się do wiary w okup i w zupełne ofiarowanie się Bogu byli uważani i traktowani jako bracia i członkowie zboru, pomimo że jeszcze nie poddali się ceremonii wodnego chrztu, to jednak nie myślimy, że byłoby mądre i zgodne z nauką naszego Pana obranie kogoś takiego na starszego w zborze. Nie moglibyśmy uznać go za utwierdzonego „w wierze raz świętym podanej”. Chociaż przyjmujemy go za brata, to jednak nie moglibyśmy uważać go za dobrze rozwiniętego w Prawdzie. Przeto nie moglibyśmy uważać go za odpowiedniego, aby był specjalnie obrany do nauczania drugich planu Bożego i innych prawd biblijnych.
Zion's Watch Tower, 1 października 1908, R-4251, Straż 1/1939
Poprzednia strona | Następna strona |