Zagraniczna podróż brata Russella
[List dostarczony z opóźnieniem]*
*[Podróż odbyła się w terminie 5.04-21.05.1910]
Do rodziny Bożej w Brooklyńskim Bethel oraz wszystkich innych rozproszonych:
Gdy ogłosiliśmy zamiar udania się do Wielkiej Brytanii, a następnie do Palestyny [zob. Straż 1/2010, R-4586], niektórzy przyjaciele sugerowali, że widocznie jest jeszcze coś do zrozumienia odnośnie Wielkiej Piramidy oraz związanych z nią nauk. Inni myśleli, że naszym celem było podjęcie szczególnego wysiłku w celu zwrócenia się do Żydów na okoliczność ich powrotu do Bożej łaski, do swej pozycji oraz do ich ziemi. My jednak od razu ucięliśmy te spekulacje stwierdzeniem, że udajemy się tam ze względu na gazety, w których publikujemy nasze kazania – by dzięki temu wzrosło jeszcze zainteresowanie nimi, a przez to także pogłębiło się zainteresowanie dobrą nowiną. Jednak naszym szczególnym celem, jak podaliśmy, było odwiedzenie, zachęcenie i wzmocnienie badaczy Pisma Świętego, szczególnie w Wielkiej Brytanii. Mamy nadzieję, że wszystkie te cele udało nam się osiągnąć, że Pan tak nadzorował, kierował i rządził naszymi krokami, by mogło być uwielbione Jego Imię, a Jego lud otrzymał pociechę i błogosławieństwo.
Po zapoznaniu się z naszym ogłoszeniem wielu przyjaciół z różnych części kraju wyraziło życzenie odbycia takiej podróży w tym samym czasie, jeślibyśmy sobie tego życzyli. Zapewniliśmy ich, że każdy ma takie same możliwości i że cieszylibyśmy się z ich towarzystwa, jeśli tylko Pańska Opatrzność zdawałaby się otwierać przed nimi taką możliwość. I tak się stało, że opuszczając Nowy Jork, grupa towarzysząca liczyła 21 osób, do tego z naszej strony było 17 osób, w tym br. Driscoll, reprezentujący Stowarzyszenie Prasowe, br. L. W. Jones, który miał służyć nam jako stenograf na Morzu Śródziemnym i który zamierzał odwiedzić przyjaciół w Danii, Szwecji oraz Norwegii w czasie, gdy my będziemy w Wielkiej Brytanii, gdzie miał też dojechać i wrócić do domu około miesiąc później niż my.
Przyjaciele, którzy nam towarzyszyli, to: braterstwo Davault z Illinois, braterstwo Ward z Maryland z synem, braterstwo Owens, siostry: Cobb i Noble z Nowego Jorku, siostry Frost, Paschal i Houston z Teksasu, br. Pierson z Connecticut, bracia Wilson i Young z Oklahoma, siostra Jackson z Kanady, br. Koetitz z Niemiec. Aż do Paryża mogliśmy się także cieszyć towarzystwem siostry Rutherford.
Gdy nasz statek opuszczał port w Nowym Jorku, ponad 150 osób z tutejszego zgromadzenia machało nam na pożegnanie i śpiewało kilka pięknych pieśni ze śpiewnika “Hymns of Dawn”. Była to wzruszająca chwila, tak dla nas, jak i dla pozostałych, i z pewnością służyła ona zacieśnieniu więzów chrześcijańskiej miłości, która łączy nasze serca. Podniosły wyraz twarzy u przyjaciół dowodził ich miłości, gorliwości i społeczności z Mistrzem oraz z nami. Nasze serca radowały się takimi przejawami chrześcijańskiej społeczności i zapewniliśmy zgromadzonych, że nie tylko o nich, ale też i o wszystkich innych, którzy nas tutaj nie żegnali, będziemy pamiętać w naszych modlitwach, ponieważ wiedzieliśmy, że w związku z opublikowaniem planu naszej podróży w THE WATCH TOWER z wielu serc w licznych krajach będą wznosiły się modlitwy do Boga za nas z prośbą o błogosławienie naszej podróży.
Połączmy serca wraz
I wznieśmy w niebo wzrok;
Bo miłość bratnia wzmacnia nas,
Prowadzi wspólnie krok. [PBT 23]
Do Cherbourga dotarliśmy bez większych trudności, choć momentami było nieco mgliście, a morze trochę wzburzone. Mimo to Bóg uchronił nas od kłopotów żołądkowych, a do brzegu dotarliśmy szczęśliwie i dobrze, tyle że dzień później, niż było to zaplanowane, spędzając noc na statku zamiast w Paryżu. Paryż jednak nie był dla nas wielką atrakcją. Odtąd aż do końca podróży byliśmy dobrze pilotowani przez Agencję Turystyczną T. Cook & Son, za pośrednictwem której nabyliśmy nasze bilety.
W Bern spotkaliśmy się z niektórymi przyjaciółmi z Francji i Niemiec, do których przemówiliśmy na temat łaskawości Bożego Planu. Zwróciliśmy uwagę na Przymierze Łaski, pod którym rozwija się Kościół jako Ciało Chrystusa, jako duchowe nasienie Abrahama, na izraelskie Przymierze Zakonu oraz na Nowe Przymierze, które go zastąpi w czasie słusznym na błogosławienie Izraela, a przez niego – wszystkich narodów ziemi. Po blisko dwugodzinnym wykładzie, który, jak ufamy, okazał się dla nich pomocą, pociechą i radością w Panu, udaliśmy się do Zurychu, gdzie mieliśmy bardzo miłą społeczność z około sześćdziesięcioma przyjaciółmi z Niemiec i Szwajcarii, do których również przemawialiśmy przez około dwie godziny. Opuszczając ich, zabieraliśmy z sobą wiele wspomnień ich pełnego miłości starania i miłych słów, które mogliśmy zrozumieć dzięki tłumaczowi, ale znacznie więcej wyczytywaliśmy w ich oczach oraz ogólnym sposobie zachowania.
NASZA WIZYTA W PIRAMIDZIE
W środę szybko przemierzyliśmy piękne Włochy aż do Neapolu, by zaokrętować się na nasz statek. Spędziliśmy przemiłe chwile odpoczynku i odświeżenia na morzu w drodze do Aleksandrii, a następnie do Kairu. Naszym głównym przedmiotem zainteresowania była Piramida [Wielka Piramida w Gizie]. Od czasu, gdy odwiedziliśmy to miejsce osiemnaście lat temu, wiele kamieni licówki zostało odnalezionych u podstawy Piramidy podczas usuwania gruzów, które pokrywały je przez stulecia. We wnętrzu Piramidy również zauważyliśmy zmiany. Bracia Edgar ze Szkocji odwiedzili Piramidę w zeszłym roku i sprawdzili pomiary jej przejść. Przy tej okazji udało się oczyścić dolny korytarz z zalegającego gruzu, który zgromadził się u wejścia do niego, całkowicie go ukrywając. Dolne przejście, od połączenia z pasażem wznoszącym się, jest obecnie zagrodzone żelazną bramą dla bezpieczeństwa wchodzących do Piramidy. Dzięki uprzejmości dr Edgara, który przedstawił nas arabskiemu szejkowi (Judah Fide) tej okolicy, mieliśmy przywilej przekroczenia owej bramy i wejścia do komory podziemnej.
Przeszliśmy jeszcze raz przez całą budowlę, choć nie mieliśmy zamiaru dokonywać ponownych pomiarów, ufając, że te, które zostały już dokonane, były znacznie dokładniejsze, niż te, których moglibyśmy dokonać przy pomocy posiadanych przez nas instrumentów. Przejrzeliśmy jedynie raz jeszcze to wielkie “świadectwo Panu zastępów” [Izaj. 19:20] i przypomnieliśmy sobie jego znaczenie, które zaprezentowaliśmy naszym czytelnikom w ostatnim rozdziale trzeciego tomu WYKŁADÓW PISMA ŚWIĘTEGO. Ponownie z podziwem zauważyliśmy dokładność konstrukcji owego wspaniałego “słupa w ziemi Egipskiej”. W wielu miejscach ogromne kamienie są tak starannie złączone, że trudno znaleźć linię styku. Kamieniołom, z którego najprawdopodobniej dostarczano owe ogromne bloki wapienne, położony jest na południowy wschód od Kairu, w pobliżu starego miasta i cytadeli. Jednak ogromne bloki z czerwonego granitu użyte do budowy komory króla oraz pomieszczeń ponad nią pochodzą z miejscowości odległych o setki kilometrów w górę Nilu [Asuan].
W okolicy nie było dla nas nic innego, co mogłoby być przedmiotem naszego zainteresowania. Odbyliśmy jedynie krótką podróż nieco dalej na południe, w okolice starożytnego Memfis, dawnej stolicy Egiptu, której ruiny zostały częściowo odkryte. W tej też okolicy położone było miasto On, z którego pochodziła żona Józefa. Tam też jest miejsce jego srogiego doświadczenia, próby i wywyższenia. Przypomnieliśmy sobie, że jest to symboliczne wyobrażenie cierpień Chrystusa oraz zbliżającego się wywyższenia Go jako Głowy wraz z Jego członkami w Królestwie Ojca.
Wsiadając znów na statek w Aleksandrii, nasze myśli wybiegały już do Jaffy, starożytnej Joppy, oraz do Jerozolimy. Jednak w Jaffie spotkało nas wielkie rozczarowanie. Wiatr poprzedniej nocy spowodował spore wyniesienie terenu przy brzegu, co sprawiło, że odprawa łodzi pasażerskich była bardzo niebezpieczna. Skaliste wybrzeże stanowiło dodatkowe zagrożenie. Potężne fale zdawały się rozbijać łodzie o skały, niezależnie od stopnia umiejętności przewoźników, a przewoźnicy z Jaffy uchodzą za najbardziej wprawnych na świecie. Przybywszy przed południem, czekaliśmy bardzo długo, ale żadna łódź nie podjęła ryzyka. Sygnały z wybrzeża wskazywały, że rząd nie zgadza się na ryzykowanie życiem i nie zezwala na lądowanie pasażerów. Kapitan naszego statku stwierdził, że prawdopodobnie nie będzie mógł czekać z wypłynięciem do następnego portu dłużej niż do godz. 18:00, a nie było widać żadnych oznak, by w tym czasie mogła nastąpić poprawa pogody.
Z pewnością wywołało to spore rozczarowanie, jako że szczerze pragnęliśmy i oczekiwaliśmy obchodzenia Pamiątki Wieczerzy Pańskiej w Świętym Mieście, gdzie nasz Mistrz pierwszy złamał chleb i pił z kielicha, który podał uczniom. Gdy już myśleliśmy, że sprawa jest rozstrzygnięta, okazało się, że Pan doświadczał naszą wiarę, a w szczególności posłuszeństwo – czy będziemy szemrać i narzekać, gdyby nie dozwolił nam wylądować, czy też bylibyśmy zadowoleni ze wszystkiego, co nas spotka, widząc w tym Jego opiekuńczą rękę, czy nauczymy się lekcji, którą nam zadał. Rozpuściliśmy wieść między naszą grupą dziewiętnastu osób, a do nich jako dwudziesty dołączył br. Hall z Orientalnego Towarzystwa Handlowego, który spotkał się z nami i bardzo pomagał w naszej podróży na prośbę niektórych naszych bliskich przyjaciół z Londynu, którzy specjalnie do niego napisali w naszej sprawie. Wszyscy udaliśmy się do Pana w modlitwie, mówiąc Mu, że chociaż rzeczywiście bylibyśmy bardzo rozczarowani, to jednak gotowi jesteśmy okazać uległość i ani nie szemrać, ani nie narzekać, niezależnie od tego, jaka byłaby decyzja Jego Opatrzności. Gdyby jednak Mistrzowi upodobało się dozwolić nam na wylądowanie, przyjęlibyśmy to jako szczególny znak Bożej interwencji i łaski, okazując stosowną wdzięczność. Z jakąż ulgą dowiedzieliśmy się, że około 17:00 kapitan otrzymał sygnał z brzegu, że jeśli się nieco zbliży, to łodzie wyjdą po nas. I tak o 18:10 bezpiecznie znaleźliśmy się na łodziach, a pół godziny później pewnie dotarliśmy do brzegu. Wszyscy okazaliśmy Panu jak najszczerszą wdzięczność i z pewnością jeszcze bardziej doceniliśmy nasze przywileje z powodu owej niewielkiej próby uległości.
The Watch Tower, 1 czerwca 1910, R-4621
Ciąg dalszy relacji z podróży do Jerozolimy
oraz ziemi Goszen w numerze 4/2010.
![]() |
Następna strona![]() |