Czasopismo

In Memoriam - na 80. rocznicę śmierci

W uznaniu dla zmarłego polskiego przywódcy, brata R. H. Oleszyńskiego

Od poprzedniego razu, gdy spotkaliśmy się w tym miejscu, by wspomnieć brata Russella, inny wierny sługa zmarł w cierpieniu, nasz drogi brat R. H. Oleszyński, którego osobiście znaliśmy od ponad dwudziestu pięciu lat.

Przez wiele lat brat Oleszyński był wybitnym przywódcą Polaków na całym świecie i praktycznie każdy, kto przyszedł do światła “teraźniejszej Prawdy” ma wobec naszego drogiego brata bezpośredni bądź pośredni dług. Można powiedzieć, że był on prawą ręką brata Russella w ich wspólnym wysiłku służenia polskim braciom. Praktycznie wszystkie tłumaczenia Watch Tower, Wykładów Pisma Świętego oraz broszur z języka angielskiego na polski były wynikiem jego ciężkiej pracy. Zgodnie z wolą brata Russella był on również przez wiele lat wydawcą polskiej “Strażnicy”.

W świetle faktu, że tysiące polskich braci przeszło z głębokiej ciemności i niewiedzy do światła obecnej Prawdy, czujemy, że jest to stosowne i właściwe, przez szacunek dla jego pamięci, jak również w wyrazie uznania i wdzięczności, żebyśmy w imieniu polskich braci zamieścili w tej pamiątkowej relacji zdjęcie oraz biografię naszego drogiego brata.

ODDANY I WIERNY SŁUGA KRZYŻA

Niniejszym przedstawiamy zwięzły zarys życia naszego drogiego brata Oleszyńskiego, którego ziemska pielgrzymka zakończyła się 29 kwietnia bieżącego roku [1930]. Mimo, iż brat Oleszyński był znany jedynie starszym z naszych angielskich braci (jego działalność w Winnicy ograniczała się wyłącznie do polskich braci), jego biografia jest załączona do niniejszego Echa Konwencji, zarówno w uznaniu dla jego pracy, jak i w nadziei, że uważne jej przeczytanie posłuży wzmocnieniu pozostałych z Pańskiego Ludu.

Brat Hipolit Oleszyński urodził się w Warszawie w 1857 roku [12 sierpnia]. Jego rodzice byli prawowiernymi katolikami i wywodzili się z klasy średniej. Podobnie, jak było to w przypadku brata Russella, utracił on w dzieciństwie delikatną opiekę oraz uszlachetniający wpływ matki i odtąd całe jego życie było niezwykle ciężkie. Nauczono go całkowitego posłuszeństwa wobec religii rodziców, ale jego edukacja kończyła się na szkole podstawowej – było to zbyt mało dla człowieka posiadającego wewnętrzny głód wiedzy.

Mało wiemy o jego pierwszych religijnych uczuciach, ale przyjaźń, jaką nawiązał z księdzem ze swojej parafii, połączona z otrzymanym pozwoleniem na różne prace wokół kościoła, poczęła w nim pragnienie wstąpienia do pracy duchowej i w wieku piętnastu lat postanowił przygotowywać się do katolickiego stanu duchownego. Jednak jego podanie do szkoły zostało odrzucone, ponieważ należało spełnić przynajmniej jeden z trzech warunków: mieć wykształcenie, cechować się wyglądem i elokwencją lub być bogatym. Fakt, że nie spełniał żadnego z tych warunków, a jego ambicje zakończyły się fiaskiem, bardzo go zmartwił, ale niezrażony postanowił opuścić dom i podróżować po Europie w nadziei, że gdzieś w jakiś sposób zostanie przyjęty do służby w Kościele katolickim. Podróżując przez Niemcy, Austrię i Włochy, dorabiając tu i ówdzie, dotarł do “Wiecznego Miasta”. Był przekonany, że jego podanie o przyjęcie do kapłaństwa zostanie tutaj zaakceptowane, ale niestety, po raz kolejny został odrzucony. Mimo że później się z tego cieszył, to w tamtym czasie wydawało się to naprawdę okrutne dla młodej osoby, skłonnej poświęcić swe życie w służbie dla katolicyzmu – systemu religijnego, którego roszczenia do boskości były w jego umyśle bezdyskusyjne.

Nie można powiedzieć, żeby w tamtym czasie brat Oleszyński miał chociażby podstawową znajomość Prawdy, ponieważ Biblia nie była dostępna dla szerokich rzesz, a katechizm był uważany za wystarczający dla prawowiernych dusz. Szukając sposobu na zbliżenie się do Boga pod skrzydłami swego macierzystego kościoła, doznał odtrącenia, które było dla niego trudne do zrozumienia; wówczas było dla niego szokiem. Jednak właśnie w Rzymie spotkało go dziwne doświadczenie, które otworzyło mu oczy na faktyczny stan rzeczy w “winnicy ziemi” [Obj. 14:19]. Gwałtownie zepchnęło go to w przeciwne ekstremum – w niedowiarstwo do takiego stopnia, że mimo iż wciąż wierzył w istnienie Wszechmocnej siły, zaprzeczał prawdziwości objawionej religii.

W takim stanie umysłu powędrował do Paryża, gdzie jako dwudziestotrzylatek zajął się socjalizmem, który nie zaspokajał wprawdzie jego religijnego głodu, ale z braku pokarmu dla ducha “pragnął napełnić brzuch swój omłotem” [Łuk. 15:16]. Tutaj przystąpił do klasy, której radykalne nauki nie kończyły się na bluźnierstwach, ale były okrutnymi psychicznymi torturami dla kogoś, kogo wychowano w duchu szacunku dla religii i kogo umysł wciąż poszukiwał Boga w nadziei, że może Go odnajdzie. Jednak być może nawet te doświadczenia posłużyły ku dobremu, ponieważ w ten sposób “doświadczał duchów” [1 Jana 4:1], co okazało się pomocne w późniejszych latach w odróżnianiu dobra od błędu. Tak została złamana gałązka, by mógł się ukształtować konar.

Po kilku latach pobytu we Francji powrócił do Polski. Tu poznał baptystę, który podarował mu pierwszy w jego życiu Nowy Testament. Ta przyjaźń oraz dalsze badanie i dyskusje trwały przez 3 lata, które spędził w wojsku – służba ze względu na narodowe prawo wojskowe była obowiązkowa. Brat Oleszyński często spoglądał wstecz na te wszystkie lata, gdy różne wychowawcze doświadczenia pomagały mu kształtować swój charakter.

W czasie gdy mieszkał w domu swojego brata, po raz pierwszy wszedł w kontakt ze spirytyzmem. Spotykała się tam mała grupa i eksperymentowała z działaniem tabliczki Ouija. Brat Oleszyński, którego umysł był otwarty na wszystko, co mogło przypominać prawdę, znalazł się na bardzo niebezpiecznym gruncie, z czego później sam zdał sobie sprawę. Na jednym z tych spotkań po spektakularnej manifestacji w jego umyśle zrodziło się pytanie co do źródła tej mocy i padły słowa “zły duch”, a następnie usłyszał: “Mogę uczynić cię bogatym, znanym i sprawić, cokolwiek sobie zażyczysz, jeśli mi się poddasz”, na co brat Oleszyński odpowiedział: “Nie jestem głupcem”. Jego kolejną myślą było: “Czy możesz mnie skrzywdzić?”, a odpowiedź brzmiała: “Zobaczysz”. Był wstrząśnięty tym doświadczeniem, ale znalazł pocieszenie w myśli, że jeżeli są złe duchy (ponieważ za takie je instynktownie brał), muszą zatem istnieć i dobre duchy. W późniejszych latach miał powód, by pamiętać groźbę złego ducha.

Podczas służby w armii zaraził się tyfusem i zapaleniem płuc. Mimo iż po przedłużającej się chorobie w końcu wyzdrowiał, efekty osłabienia pozostały przez resztę jego życia. Brat Oleszyński miał swój cierń ukryty w ciele. O jego stanie fizycznym nie wiedziała większość braci, jedynie jego najbliższa rodzina i kilku przyjaciół.

Kończąc swoją służbę wojskową brat Oleszyński miał silną potrzebę odwiedzenia Nowego Świata, do którego pojechał już jego przyjaciel baptysta. Rozpoczął więc swoją stopniową wyprawę, najpierw do Hamburga, a stamtąd do Ameryki. Był rok 1891 i miał on wtedy 34 lata.

Krótko po swoim przyjeździe udał się do Chicago, gdzie po trzech miesiącach po raz pierwszy spotkał się z poselstwem Żniwa, tak energicznie głoszonym przez brata Russella. Pewnego razu rozmawiał ze swoim przyjacielem, gdy przeszedł obok nich dystyngowany dżentelmen niosący walizkę z książkami. Dowiedział się, że jest to pan C. Antoszewski, a ponieważ jego przyjaciel dobrze znał tego mężczyznę, brat Oleszyński został przedstawiony.

Pan Antoszewski był Polakiem, człowiekiem wykształconym i wytwornym, zajmującym się kolportażem Biblii oraz książek religijnych pomiędzy obcokrajowcami. Szybko zaprzyjaźnił się z młodym emigrantem i zaprosił go do swojego domu, gdzie brat Oleszyński między innymi po raz pierwszy zobaczył pierwszy tom angielskiego “Brzasku Tysiąclecia” (jak był on wtedy nazywany) [później Wykłady Pisma Świętego]. Nie było w tamtym czasie żadnej polskiej literatury o Prawdzie, ale pan Antoszewski, który doskonale znał język angielski, cierpliwie tłumaczył młodemu i gorliwemu poszukiwaczowi prawdy wszystkie jej klejnoty, które sam pojął. Gdy piękna symetria prawdziwej Ewangelii zaczęła odciskać się w umyśle brata Oleszyńskiego, spłynęła na niego tak ogromna radość i pokój, które mogą być w pełni docenione jedynie przez tych, którzy sami zaznali obiecanego odpocznienia. Tutaj był Stwórca, jakiego brat Oleszyński instynktownie poszukiwał. Objawił się teraz w swoim wspaniałym Planie Wieków, który ukazywał Jego chwalebne przymioty: Mądrość, Sprawiedliwość, Miłość i Moc. “Chwalcie Boga” [Psalm 150:1].

Od tego czasu brat Oleszyński spędzał każdą wolną chwilę w towarzystwie swojego dobroczyńcy zasypując go pytaniami, spragniony bardziej poznać błogosławioną Prawdę. Zatem pierwszy polski beriański zbór w Ameryce składał się z tych dwóch braci, którzy pilnie dążyli przez wspólne badania do doskonalenia się w poznaniu Pana. Potwierdza to list brata Antoszewskiego zamieszczony w grudniowym Watch Tower z 1891 roku [zob. “Straż” 2/2009, str.44, R-1345]. Mając wielką przeszkodę w postaci braku polskiej literatury, mimo wszystko szukali pośród swoich znajomych możliwości do dawania świadectwa każdemu, kto miał uszy ku słuchaniu, a brat Oleszyński powoli, ale systematycznie rósł w łaskę i poznanie, aż w 1893 roku podczas pierwszej Generalnej Konwencji Badaczy Pisma Świętego, która odbyła się w Chicago, pokazał swoje poświęcenie w symbolu chrztu.

Wkrótce potem otrzymał możliwość głoszenia Prawdy dwojgu Polakom: kobiecie i mężczyźnie (rodzeństwu), którzy z radością ją przyjęli. Była to pierwsza polska siostra, która później została również jego żoną. W tamtym czasie niewielu było angielskich przyjaciół w Chicago, a dodatkowo byli oni rozrzuceni po całym mieście i nie mieli regularnych zebrań. Kilku z braci, wśród których był brat Oleszyński, zaczęło przekonywać o potrzebie systematycznych nabożeństw w domach dla wzajemnego budowania i wzmacniania się, czego rezultatem było ustanowienie cotygodniowych zgromadzeń.

Uczestniczył w nich brat Oleszyński wraz z poprzednio wspomnianym rodzeństwem, cierpliwie próbując uczyć się jednocześnie zarówno Prawdy, jak i języka angielskiego. Bardzo niewielu członków pierwszego zboru w Chicago wciąż żyje. Odejdziemy tu na chwilę od tematu, aby wyjaśnić, że brat Antoszewski, który do tej pory “biegł dobrze”, zgorszył się podczas przykrego sporu Adamson-Zech i wyjechał do Europy. W ten zatem sposób brat Oleszyński został najstarszym polskim badaczem Pisma Świętego w obecnym czasie Żniwa.

W 1895 brat Oleszyński powrócił do Polski sprawdzić, czy mógłby podzielić się z rodziną Prawdą, którą sam tak się radował, ale oni nie posłuchali, biorąc go za głupca i fanatyka. Mimo iż bardzo nad tym w sercu ubolewał, pozostał niezniechęcony, pamiętając na Pańską obietnicę (Mat. 19:29). Ponownie wyjechał do Ameryki, ale po drodze odwiedził jeszcze Egipt, ponieważ bardzo pragnął zobaczyć Wielką Piramidę, symboliczny zarys tego wszystkiego, co było wówczas dogłębnie badane przez pełnych czci badaczy Pisma Świętego. Nim dotarł do Chicago, odwiedził w Pittsburghu brata Russella i lepiej poznał człowieka, dla którego nigdy nie stracił szacunku i którego kochał tak długo, jak sam żył. Nie byłoby chyba przesadą powiedzieć, że brat Russell już wtedy zdał sobie sprawę z usilnej żarliwości tego młodego mężczyzny, który posługiwał się tylko łamaną angielszczyzną, ale którego entuzjazm dla przyjętej przez niego drogocennej Prawdy był tak oczywisty, że przez lata praktycznie całą polską pracę brat Russell powierzał w ręce brata Oleszyńskiego, a jego zaufanie nigdy nie zostało źle ulokowane.

W 1896 roku polski zbór w Chicago składał się z pięciu osób, a dzięki pilnej pracy powiększył się w przeciągu roku do dwudziestu dwóch osób. Liczba ta zmniejszyła się jednak z powodu “przesiewania” do jedenastu. Brat Oleszyński mieszkał wtedy na przedmieściach Chicago i na zebrania przyjeżdżał rowerem 22 mile. Jego “wytwarzanie namiotów” polegało na prowadzeniu małego zakładu szewskiego, gdzie sam przygotowywał sobie posiłki i miał kwaterę. Każdą wolną chwilę spędzał, “czas odkupując”, [Efezj. 5:16] na głoszeniu i studiowaniu Pańskiego Słowa.

W 1900 poślubił siostrę Wierzyllo, której wcześnie sam zaniósł poselstwo Prawdy. W ten sposób najstarszy polski brat i najstarsza polska siostra połączyli się zarówno duchowymi, jak i ziemskimi więzami. Swej żonie zawdzięczał on wiele pokrzepienia, a nawet zdrowia w czasie tych niespokojnych lat, podczas których zarówno “przyjaciel”, jak i wróg atakował ze wszystkich stron, podobnie jak czyniły to fizyczne dolegliwości ciała. W tym czasie, poznawszy lepiej angielski, przetłumaczył na język polski kilka broszurek. Zostały one wydrukowane i rozpowszechnione na koszt jego i jego żony, która była posiadaczką zakładu produkującego sztuczne kwiaty. To właśnie ten mały interes, znajdujący się całkowicie pod jej nadzorem, zapewnił im utrzymanie na kilka lat, podczas których brat Oleszyński poświęcił swój cały czas na podróżowanie, nauczanie i tłumaczenie. Poselstwo stopniowo rozprzestrzeniało się w Polsce i znajdywało zwolenników w wielu większych miastach. W 1907 brat Oleszyński ukończył tłumaczenie I Tomu Wykładów Pisma Świętego, którego dystrybucja sięgnęła nawet do Polski. Tam, głównie dzięki wysiłkom brata Kina, który sam przyjął Prawdę dzięki bratu Oleszyńskiemu podczas swego pobytu w Ameryce, zaczęły się tworzyć małe zbory. W 1911 roku brat Kin poprosił brata Russella, żeby ten przysłał brata Oleszyńskiego na marszrutę do Polski w celu pokrzepienia tamtejszych braci. Wizyta ta odbyła się i trwała 6 miesięcy, a krótkie sprawozdanie z tej podróży zostało dołączone do Watch Tower z grudnia 1911 roku w postaci listu brata Oleszyńskiego do brata Russella [zob. Straż 2/2009, str. 48, R-4934].

W 1912 roku brat Oleszyński został ponownie wysłany do Polski i przebywał tam przez 8 miesięcy, podczas których podróżował z miasta do miasta, przemawiając na stopniowo zwiększającej się liczbie zgromadzeń, jak również na publicznych wystąpieniach, które mogły zostać zorganizowane. Tych drugich było jednak niewiele, ponieważ rząd znajdujący się mniej lub bardziej pod wpływami kościelnictwa z niechęcią udzielał pozwoleń. Niemniej jednak pod Pańską opieką poselstwo pomyślnie się rozwijało i w chwili śmierci brata Russella polskich przyjaciół liczono w setkach.

Trzecia wyprawa do Polski odbyła się w 1913, z której brat Oleszyński powrócił dopiero po półtora roku, ponieważ wybuchła wojna światowa i niezwykle trudno było komukolwiek wydostać się z walczących państw. Nie będzie tutaj niewłaściwym wspomnieć, że siostra Oleszyńska podczas jego przedłużającej się nieobecności wiernie zarządzała domem i opiekowała się pięciorgiem ich dzieci. Dom braterstwa Oleszyńskich stał się polskim Betelem, do którego wielu z przyjaciół przychodziło ze swoimi problemami i kłopotami. Siostra Oleszyńska pocieszała ich i gościła wszystkich, na ile pozwalały ich ograniczone zasoby. Wprawdzie były momenty, gdy nie było nawet skórki chleba, by nakarmić sześć dusz, ale jakoś sprawy zawsze układały się pomyślnie i zawsze będą, gdy tylko będziemy mieli wszystko znoszącą wiarę w Tego, który sprawił, że gdy najpierw szukamy Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, wszystkie inne potrzebne rzeczy będą nam dodane. Wielkim tego celem było utrzymanie brata Oleszyńskiego zawsze w Pańskiej pracy. Mimo iż jego rodzinie tak często brakowało ojcowskiej opieki i nadzoru, niemniej jednak Pańskie błogosławieństwo nigdy ich nie odstępowało. Jedna z ich córek poświęciła wszystko Panu, a pozostałe z jego dzieci są wielce zainteresowane poselstwem Prawdy. Wszystkie były i są pociechą oraz pomocą podczas tych trudnych czasów. Pomimo iż siostra Oleszyńska nie miała możliwości, jakie miał jej mąż i pomimo iż była nieznana wielu polskim braciom, jednak “co mogła, to uczyniła”. Jej kierowanie domem nawet podczas ogromnych fizycznych cierpień, pozwoliło bratu Oleszyńskiemu poświęcić całą energię na pracę dla przyjaciół. “Służą także ci, którzy trwają i czekają.”

W 1915 roku w samym Chicago było kilkaset braci, wielu było też w innych dużych zborach w pozostałych miastach, szczególnie w Detroit. W tym roku brat Russell wezwał brata Oleszyńskiego do Brooklynu, by tam służył jako redaktor polskiej “Strażnicy”. W tym czasie wydano “Fotodramę”, która również była narzędziem głoszenia pomiędzy Polakami. Znajdowali się oni – o czym należy pamiętać – zawsze blisko rygorystycznego Kościoła rzymskiego i trudno było do nich dotrzeć z zupełnie odmiennymi religijnymi naukami. W samym tylko Chicago, które zawsze było i nadal jest centrum polskiej pracy, tysiące tłoczyły się do jednego z największych teatrów i setki musiały zawrócić z powodu braku miejsc. Było to naprawdę dalekie od dni, w których dwadzieścia parę lat wcześniej zbór składający się z dwudziestu osób był uważany za całkiem pokaźny. Bratu Oleszyńskiemu dane było zobaczyć jak maleńki początek, składający się praktycznie tylko z niego, rozrósł się do tak wielkich rozmiarów, że powstała konieczność podzielenia przyjaciół w jednym mieście na tuzin małych zborów. Wszyscy ci przyjaciele byli członkami religijnego systemu, który brat Oleszyński długo uważał za niewrażliwy na poselstwo obecnej Prawdy. Rzeczywiście, jego wyraźna rada zalecała zaniechanie kolportażu przez kilka lat w okolicach, gdzie ci ludzie stanowili większość. Dlatego był tak zaskoczony widząc olbrzymie zainteresowanie, okazane w przeciągu tych lat, ale taka jest moc Bożego poselstwa nawet nad tymi “ślepymi i zbłąkanymi” w porównaniu z bardziej oświeconymi protestantami. Bez wątpienia serce brata Oleszyńskiego radowało się widząc tak wielką liczbę rodaków wychodzących z ciemności do “cudownej światłości” [1 Piotra 2:9 BW] oraz cieszyło się swoim udziałem w tym wyzwoleniu.

Niestety, wkrótce potem z wielkim żalem zobaczył, jak krótkotrwała była ta wolność. Bolesne dni, które nastały po śmierci brata Russella, były dniami ogromnej próby dla polskich i angielskich przyjaciół i na wiosnę 1917 roku polski zbór w Chicago, przechodząc przez ciężkie doświadczenie, poprosił, by pozwolono bratu Oleszyńskiemu powrócić z Brooklynu do Chicago, co też zostało uczynione. Powierzono mu tłumaczenie jednej z publikacji wydanej w tamtym czasie i nazywanej przez niektórych “groszem” z przypowieści. Po ciężkim trudzie, przeszedłszy przez cztery rozdziały, zdał sobie sprawę z tego, że ten rodzaj duchowego pokarmu, czyli “lodów”, jak to nazywał, nie był dla niego. Dlatego przed wspólnym zgromadzeniem zboru z żalem, ale stanowczo wyraził swoje zdanie na ten temat oraz swoją determinację, by przerwać wszelkie więzy z organizacją, której był członkiem przez 23 lata. Mając tak znamienitą pozycję pomiędzy Polakami, swoją wypowiedzią wywołał taką wrzawę, że jej wynikiem był rozłam w zborze. Przyjaciele, którzy pragnęli wolności, stworzyli swój własny zbór pod jego przywództwem i tym przyjaciołom służył on wiernie aż do swej śmierci. Podobne podziały pojawiły się w całym kraju, jak również w Polsce. Wiele z tych zborów stopniowo jednoczyło się przez korespondencję oraz odwiedziny, i mimo że nie mają oni dzisiaj żadnej formalnej i oficjalnej organizacji, to zjednoczeni są niewidzialnymi więzami bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Każdy zbór zarządza sam sobą i jest niezależny od pozostałych. Ich jedynym kontaktem z pozostałymi podobnie myślącymi zborami był brat Oleszyński, który jako jedyny brat znany wszystkim, był teraz zapraszany do różnych zborów jako pielgrzym. W ten sposób coraz bardziej jednoczył przyjaciół, będąc niewidzialną więzią, przez którą dokonywało się jednoczenie. Z powodu tych szczególnych wydarzeń spadło na niego, podobnie jak na Apostoła, “ono staranie o wszystkie zbory” [2 Kor. 11:28]. Jego śmierć będzie odczuta przez wielu. W 1922 roku wybrał się w ponowną podróż do Europy, odwiedził smagane owce w Polsce i powrócił w 1923 roku. Była to jego ostatnia podróż do ojczyzny. W tym roku stosowna organizacja powołana przez przyjaciół ponownie zaczęła wydawanie pisma [“Straż”], którego redaktorem był on aż do swojej śmierci. Różne zbory zgodziły się, by publikacja ta znajdowała się pod nadzorem braci starszych ze zboru w Detroit. Brat Oleszyński zamieszczał w tym miesięczniku praktycznie wyłącznie tłumaczenia artykułów brata Russella, które były prawdziwym duchowym pokarmem dla polskich przyjaciół i były przez nich wielce cenione. Podczas tych kilku minionych lat jeszcze dwóch braci służyło jako pielgrzymi przez pewien czas, z których jednym był brat A. Stahn, który również obecnie przebywa w Polsce, gdzie od dwóch lat jest narzędziem wielkiego błogosławieństwa dla przyjaciół. Ta duszpasterska praca pośród Pańskich owiec zostanie bardziej doceniona, gdy zda się sprawę, że nie ma żadnej organizacji, żadnego statutu, żadnego regulaminu ani nic podobnego, a jednak niewidzialne zrozumienie tak wyrosło pośród tych ludzi (z których nikt nie jest wykształcony, a wielu nawet nie potrafi ani czytać, ani pisać i wszyscy muszą znosić codziennie trudy, by się utrzymać w różnych skromnych zawodach), że są zdolni współpracować w wydawaniu swojego miesięcznika i w zgromadzaniu wystarczających funduszy, by pomóc swoim bardziej potrzebującym braciom w Polsce, zarówno w sprawach duchowych, jak i doczesnych. Gdzie jest największa potrzeba, tam Pańska łaska jest obfitsza.

W ten sposób brat Oleszyński kontynuował swą pracę aż do wiosny. Miał już 73 lata, był nękany fizycznymi słabościami, które powodowały ogromne cierpienia. Mimo to wciąż podróżował od zboru do zboru, w międzyczasie tłumacząc artykuł za artykułem. Znajdując dodatkowy czas zdołał przetłumaczyć komentarze i odnośniki z “Beriańskiej Biblii”. Publikacja zawierała 600 stron skomplikowanej pracy, ponieważ każdy cytat musiał być odszukany w polskim wydaniu Wykładów Pisma Świętego, a każda strona dokładnie oznaczona. Druk tej pracy był bardzo kosztowny, ale możliwy dzięki pomocy kilkunastu braci, którzy dokonali wielkich poświęceń, by udostępnić ją braciom.

20 kwietnia 1930 po raz ostatni poprowadził on nabożeństwo w Harvey, gdzie znajdował się jego rodzinny dom. Następnie wyruszył w podróż na Wschód, gdzie zorganizowano konwencję przy okazji Dnia Pamięci [amerykańskie święto ku czci żołnierzy poległych we wszystkich wojnach – przyp. tłum]. W niedzielę, 27 kwietnia, powiedział swój ostatni wykład w South Bend, w stanie Indiana. Podczas tego wykładu jego cielesne dolegliwości, które dokuczały mu bardziej niż zwykle w poprzedzającym tygodniu, stały się tak bolesne, że zmusiły go do zejścia z mównicy, ale po kilku chwilach powrócił i dokończył swą służbę. W domu zatroskanych przyjaciół poddał się chwilę później badaniu, by zmniejszyć ich strach, mówiąc, że czuje się lepiej i wciąż wierzy, że pozostało dla niego wiele pracy. (Prawdopodobnie miał na myśli fakt, że kilka odłamów braci, którzy dotychczas byli podzieleni, teraz starało się połączyć ponownie i w znacznym stopniu zostało to już osiągnięte). Jednak plany Boże nie są ludzkimi planami i następnego wieczoru brat Oleszyński stawał się słabszy i słabszy, aż stało się oczywistym, że nie miało być już dla niego więcej ziemskich podróży. Kilkoro starszych zgromadziło się w domu brata, w którym się nim opiekowano, a gdy zasnął, odeszli oni myśląc, że wszystko jest w porządku. Ale około północy jego jęki spowodowane bólem obudziły gospodarza oraz członków rodziny i znaleźli go próbującego się utrzymać w pozycji siedzącej. Siostra poszła wezwać lekarza, a brat próbował sprawić, by było mu jak najwygodniej. Był tak słaby, że ledwie mógł szeptać, ale gospodarz zdołał zrozumieć: “Czas już odejść do Pana”, a następnie jego oddech stopniowo cichł i tak zakończył on swój bieg jakby w głębokim cichym śnie. W ten sposób zakończyła się historia życia, która zapoczątkowała historię polskich badaczy Pisma Świętego. Tak jak rozumiał on Pańską wolę, tak starał się ją wypełniać przez 38 lat. Został obficie wykorzystany w pracy Żniwa tych kończących się dni Wieku Ewangelii. Wiernie pozwalał on świecić swej światłości, nawet będąc w podróży przy końcu swych dni, z dala od rodziny, i nikt nie może mu odmówić słów: “Dobrze, sługo dobry i wierny! wnijdź do radości pana twego” [Mat. 25:21]. Cieszymy się w nadziei, że brat nasz został policzony za uczestnika “świętych w światłości”. Jest to błogosławiona nadzieja, która podtrzymuje duszę przez długie lata służby i cierpienia.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w jego domu w Harvey, Illinois, gdzie z powodu wielkiej ilości zgromadzonych przyjaciół (około trzystu) uroczystość została zorganizowana na wolnym powietrzu na przydomowym trawniku. Przemawiało dwóch braci – brat Tabaczyński po polsku i brat Jones po angielsku. Zostaliśmy obdarzeni błogą wiosenną pogodą, a po uroczystości w domu długi orszak pogrzebowy udał się na cmentarz, gdzie ciało brata Oleszyńskiego zostało złożone w spokoju w grobie na pięknym wzgórzu pomiędzy okazałymi drzewami. Po odśpiewaniu hymnu i modlitwie odeszliśmy do domów z silnym postanowieniem, że przykład wierności brata powinien pozostać w nas do końca dni naszej ziemskiej pielgrzymki. Pozostańmy wierni Temu, który nas umiłował i kupił nas swoją krwią.

Pogrzeb w Harvey, Illinois 1930 r.“Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota” [Obj. 2:10]. Radujmy się więcej i więcej w Panu. “Droga jest przed oczyma Pańskimi śmierć świętych jego” [Ps. 116:15]. “Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają” [Obj. 14:13].

Sprawozdanie z drugiej
zjednoczeniowej konwencji
Badaczy Pisma Świętego,
Pittsburgh 1930 r.

Poprzednia strona