Mąż boleści i cierpienia
„Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu” – Izaj. 53:3.
Dobroć i boleść z natury nie łączą się z sobą w naszych umysłach. Podobnie też stwierdzenie: „Ten, kto grzeszy, będzie cierpiał” nie bardzo nas przekonuje. Trudno nam przyjąć, że nasz wielki Stwórca oraz święci aniołowie z zastępów niebiańskich są smutni, pełni współczucia, ogarnięci boleścią; przeciwnie, w sposób naturalny i słuszny z niebiańską czystością kojarzy nam się myśl, że nie ma tam ani nocy, ani chmur, ani mroku, ani bólu, ani płaczu, ani umierania, a jednak to samo Pismo Święte, które nas zapewnia, że nasz Pan Jezus był święty, niewinny, niepokalany, odłączony od grzeszników, przedstawia Go nam jako męża boleści, doświadczonego w cierpieniu. Dlaczego tak jest? Dlaczego doświadczenia Pana tak bardzo różniły się od naszych wyobrażeń o tym, co mogłoby spotkać istotę doskonałą? Pismo Święte wyraźnie zaznacza, że grzech jest przyczyną wszystkich naszych cierpień i problemów. Posłuchajmy Apostoła: „Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć; tak też na wszystkich ludzi śmierć przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” – Rzym. 5:12.
Nasze cierpienia są zatem częścią kary za grzech, przejawami wyroku śmierci wykonującego się w nas jako przestępcach Boskiego prawa. To prawda – ów wyrok nie spotkał bezpośrednio nas, lecz naszych pierwszych rodziców, ale odziedziczywszy po nich wszystko, co mogli nam dać, znaleźliśmy się w tym stanie dziedziczenia niedoskonałych i przeklętych warunków. „Oto w nieprawości poczęty jestem, a w grzechu poczęła mię matka moja” – Psalm 51:7.
„Nie ma sprawiedliwego ani jednego” – Rzym. 3:10.
I dlatego odpowiedzialności za nasze cierpienia, nasz ból, nasze problemy chętnie upatrujemy w tym, że jesteśmy grzesznikami. Nasze pytanie jest jednak takie: Jak i dlaczego nasz Odkupiciel był mężem boleści, doświadczonym w cierpieniu, chociaż nie był grzesznikiem, choć nie był spadkobiercą słabego i niedoskonałego stanu ludzkiego rodu, ale otrzymał swe życie bezpośrednio od Ojca, przeniesionym będąc ze stanu niebiańskiego?
CO I JAK ZNOSIŁ
Niewielka refleksja poświadczy, że nasz Odkupiciel, który nie znał grzechu i który wcześniej przebywał z Ojcem i świętymi w niebie, przeniesiony z niebiańskiego do ziemskiego stanu, z otoczenia niebiańskiego do pełnego grzechu otoczenia upadłej ludzkości, znacznie bardziej zdawał sobie sprawę z mroku i ponurości grzechu i śmierci niż ktokolwiek z Adamowej rasy, niż ktokolwiek spośród tych, do których się przyłączył. Oni byli zrodzeni w ciemności grzechu, w wynikającej z niego słabości i deprawacji oraz w cierpieniu i umieraniu, jakie się z tym wiązało. Nie znając nigdy innych warunków, przyzwyczaili się oni w pewnym stopniu do tych okoliczności, tak jak i ludzkość czyni dzisiaj. Jednakże, nie przecząc apostolskiemu oświadczeniu, że „całe stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje”, jest wielu spośród naszej rasy, którzy niedostatecznie uświadamiają sobie swój stan, żeby nad sobą boleć. Przytępieni fizycznie, moralnie i umysłowo, skarłowaciali i otępieni, nie potrafią ocenić głębi swego nędznego, upadłego stanu i do pewnego stopnia ich niewiedza i zamroczenie są dla nich przyjemne.
I dla kontrastu – musimy zauważać to, że dla naszego Pana Jezusa było niemożliwością stać się kimś innym niż mężem boleści, świadomym niemocy, gdy weźmie się pod uwagę, jak szlachetne było Jego serce, jak czyste, prawdziwe i kochające i jak nagle „zanurzony” został w te niesprzyjające okoliczności. Zilustrujmy to naszym własnym doświadczeniem. Niech ktoś, kto wychowywał się w socjalnie i fizycznie przyjaznych warunkach, pośród wyrafinowanych upodobań i gustów estetycznych, zwiedzi zacofany kraj i stanie się świadkiem jego zepsucia lub niech odwiedzi slumsy we własnym kraju i zetknie się z ludźmi upadłymi, zdeprawowanymi, ze społecznych nizin – wówczas skrajnie niesmaczne odczucia, widoki, dźwięki i zapachy będą budzić w nim wstręt w każdym sensie tego słowa i – w zależności od tego, na ile jego serce skłonne jest do współczucia dla innych – będzie on odczuwał ból i współczucie dla owych nieszczęśników w stopniu znacznie większym niż oni czują względem samych siebie. Przyzwyczajeni do takiego otoczenia, stali się stopniowo zahartowani, a nawet nauczyli się czerpać w pewnej mierze przyjemność z widoków i dźwięków, które rażą i przygnębiają ludzi bardziej wytwornych. Patrząc z tego punktu widzenia, trudno się dziwić, że nasz Pan, choć wcześniej przyzwyczajony był do pełni radości, gdy został przeniesiony do ludzkich warunków, był w sposób wyróżniający się mężem boleści i bardziej świadomym niemocy niż inni.
NASZE BOLEŚCI, NASZE CIERPIENIA
Kontekst potwierdza tę myśl, stwierdzając: „Zaiste on niemocy nasze wziął na się, a boleści nasze własne nosił” [Izaj. 53:4].
To nasz stan skłonił naszego drogiego Odkupiciela do tego, że smucił się i odczuwał boleść, posiadając pełne zrozumienia współczucie; to nasz bezradny i godny pożałowania stan jako przeklętych grzeszników, wywołał Jego łzy, gdy „Jezus zapłakał”.
Nie ma w Piśmie Świętym ani słowa o tym, żeby Jezus się śmiał; okoliczności widziane Jego oczyma były zbyt poważne. Ród ludzki znajdował się pod wyrokiem śmierci, a umysłowe, moralne i fizyczne choroby trawiły go i sprawiały, że staczał się w dół, do grobu. Obraz ten wystarczy, by wzbudzić współczucie wszystkich – rasa stworzona na wyobrażenie i podobieństwo Boże, wraz z korzystnymi zarządzeniami, by mieć pokój, powodzenie i wieczne życie, popadła w nędzny stan, w jakim znalazło się też otoczenie Zbawiciela. Ale choć naród żydowski posiadał pod każdym względem przewagę, ponieważ Boża łaska objawiała się dla nich poprzez Zakon, poprzez świadectwa proroków itd., tak że znajdował się on na wyższym poziomie niż pozostała ludzkość, to jednak nawet pośród tych, z którymi Mistrz przebywał, musiało go przerażać, że zamiast miłości, żalu i współczucia oraz braterskiej uprzejmości, łagodności i cierpliwości, a także wszystkich łask ducha, do jakich nawykł, zmuszony był patrzeć na to, że panuje między nimi całkiem odwrotny duch – duch samolubstwa, nienawiści, złości, złośliwości, kłótni, bałwochwalczego stosunku do nazw, sławy i bogactwa oraz zupełnej niemal ślepoty na miłość i lojalność względem Boga, która powinna całkowicie napełniać ich serca, jak i na Złotą Regułę, jaka powinna kierować ich wzajemnym odnoszeniem się do siebie. Nic dziwnego, że nasz Odkupiciel był mężem boleści, zaznajomionym z żalem i smutkiem z naszego powodu oraz przejawiającym ubolewanie dla naszego stanu.
„SPRAWIEDLIWY ZA NIESPRAWIEDLIWYCH”
Jednak samo użalanie się nad nami i zasmucanie nad naszym opłakanym stanem na niewiele by się zdało; było potrzebne coś więcej, i nasz Pan to dla nas uczynił. Adamowi została wymierzona kara, która stała się udziałem całego jego potomstwa. Karą dla niego była śmierć (a nie kara wiecznych mąk). Czytamy: „śmiercią umrzesz”, „boś proch, i w proch się obrócisz”, „dusza, która grzeszy, ta umrze” [1 Mojż. 2:17, 3:19; Ezech. 18:4]. Ponieważ wszystkie dusze wywodzą się z lędźwi Adamowych, każda zatem ludzka dusza była pod tą karą z powodu niedoskonałości, będąc niezdolną do przypodobania się Bogu. Najpierw było potrzebne coś więcej niż smutek, żal i współczucie, i nasz Pan uczynił to dla naszego rodu. Umarł, jak oświadcza Apostoł: „Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism” [1 Kor. 15:3] oraz „Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga” [1 Piotra 3:18].
Rzeczywiście, smutek, żal i współczucie przybrały praktyczną formę w postaci zapłacenia ceny okupowej za grzechy całego świata. Nie sympatyzujemy z tymi, co twierdzą, że są mądrzejsi, niż jest napisane, którzy utrzymują, że śmierć Chrystusa nie była konieczna jako przebłaganie i zadośćuczynienie za nasze grzechy. Nie solidaryzujemy się z sugestią, jakoby Bóg nie żądał ofiary. Wszystko w Piśmie Świętym, jak i wszelkie fakty historyczne pokazują, że bez przelania krwi nie ma odpuszczenia grzechów. Karą za grzech pozostałaby śmierć, a stan świata byłby beznadziejny, gdyby Odkupiciel nie zajął miejsca pierwszego grzesznika, przez którego cały ród znalazł się pod przekleństwem, pod karą śmierci. Gdyby wyrok śmierci nie dotknął owego świętego, niewinnego, niepokalanego i odłączonego od grzeszników, nigdy nie byłoby zmartwychwstania od umarłych, nigdy nie byłoby odwrotu od mocy grobu, mocy szeolu, mocy hadesu. Dopóki nad ludzkością wisiałby pierwotny wyrok, dopóty nie mógłby nastać Wiek Tysiąclecia, „czas restytucji”.
„WYKUPIENI DROGĄ KRWIĄ”
Zgadza się to z przewijającą się przez całe Pismo Święte myślą, że nasz ród został nabyty przez Odkupiciela, że jesteśmy kupieni aż za cenę kosztownej krwi Chrystusa – wykupieni od wyroku sprawiedliwości, a cena ofiary naszego Pana została zapłacona dla usprawiedliwienia i w zgodzie z Bożym planem, w którym objawiła się zarówno miłość, jak i sprawiedliwość Boga. Taka jest istota Ewangelii – Jezus umarł i przez zasługę Jego ofiary mamy odpuszczenie; grzechy i niedoskonałości naszej rasy mogą być usunięte przez Boską sprawiedliwość, a ci, co kiedyś zostali skazani na śmierć, mogą wiecznie korzystać z możliwości życia przez Tego, który nas umiłował i kupił swoją drogocenną krwią. Kto usłyszy to poselstwo, ma możność przyjęcia Dawcy Żywota i stania się Jego naśladowcą.
To prawda, w obecnym czasie niewielu słyszy te dobre wieści jasno i wyraźnie, ale mamy zapewnienie, że w odpowiednim czasie wszystkie ślepe oczy zostaną otworzone, a niesłyszące uszy usłyszą – wszyscy poznają Boże miłosierdzie, dobroć, miłość i opiekę. To ze względu na perspektywę końcowych rezultatów owego wielkiego dzieła odkupienia aniołowie śpiewali w dzień narodzin naszego Odkupiciela: „Zwiastuję wam radość wielką, która będzie wszystkiemu ludowi: (...) zbawiciel, który jest Chrystus Pan” – Łuk. 2:10.
WYBAWIENIE SIĘ OPÓŹNIA
Uzasadnione jest pytanie: Dlaczego przekleństwo śmierci nie zostało zdjęte z ludzkości, jeżeli jest prawdą, że Jezus zapłacił cenę okupu i odkupił nas przez ofiarę ze swego życia? Odpowiadamy, że drogi Boże są wyższe niż drogi ludzkie, a plany Boga przewyższają plany człowieka. Bóg zamierzył wyższe, potężniejsze i bardziej całościowe zbawienie niż takie, o jakim człowiek mógł w ogóle zamarzyć. Planuje On zbawienie bezgraniczne dla wszystkich, którzy przyjdą do Ojca przez Niego – przez Jezusa.
Dzieło zbawienia dzieli się na dwie wielkie części, z których jedna jest już teraz w toku, a inna zacznie się, gdy obecna się zakończy. Pierwsza część Boskiego planu zbawienia odnosi się do Kościoła, czyli Małego Stadka, oraz do „domu wiary”, przy czym obie te grupy są oddzielone i różne od świata w ogólności, wobec którego nie są obecnie prowadzone szczególne działania. Poselstwo sprawiedliwości Boga, upadły stan człowieka i środek zaradczy przygotowany w Jezusie są teraz głoszone po to, by ci, co mają uszy ku słuchaniu, mogli być pozyskani i otrzymać błogosławieństwo. To błogosławieństwo, które wynika z wiary, nie może obecnie objąć wszystkich, ani też nie jest Boskim zamiarem, aby objęło ono wszystkich w obecnym czasie. Jest ono zamierzone jedynie dla wybrania spośród narodów ludu dla imienia Jego – „maluczkiego stadka” (Dzieje Ap. 15:14; Łuk. 12:32).
Błogosławieństwo dociera od razu do tych, którzy teraz choćby w niewielkim stopniu słyszą i widzą, jeśli tylko będą posłuszni; my zaś słusznie mówimy o nich jako o zbawionych od momentu przyjęcia Pana i poświęcenia Mu swych serc; gdy się tak jednak wyrażamy, że oni są zbawieni, mówimy przez wiarę w Boską obietnicę, mówimy o „Panu i Zbawicielu Jezusie Chrystusie”.
Mówimy o tym, że są zbawieni w tym sensie, że grzech już więcej nad nimi nie panuje. Mówimy o zbawieniu od śmierci, ponieważ mamy wiarę w Boga i w zmartwychwstanie od umarłych, ale rzeczywiste zbawienie ma być dane Kościołowi i „domowi wiary” we wtórym przyjściu Pana, gdyż, jak stwierdza Apostoł – „W tej bowiem nadziei zbawieni jesteśmy” [Rzym. 8:24 NB] – nie zbawieni aktualnie, bo też i nie będziemy, aż dokona się nasza przemiana w zmartwychwstaniu, kończąc to, czego przedsmak mamy już teraz w naszych sercach przez wiarę.
DZIELIMY JEGO CIERPIENIA I BOLEŚCI
Ci, co w obecnym czasie doświadczają zbawienia, włącznie z otrzymaniem ducha świętego, ducha Pańskiego zmysłu, są tym samym wznoszeni do nowych doświadczeń i pobudzani do spoglądania na sprawy z niemal takiej samej perspektywy, z jakiej widział je Pan. Takim uczniom Jezusa dana jest możliwość przyjęcia Pańskiego punktu widzenia w patrzeniu na grzech, na ogólnie upadły stan świata, na jego ubóstwo, jego samolubstwo i w stosunku do tego wszystkiego pojawiają się w nich prawie takie same odczucia, jakie napełniały serce naszego Mistrza. Stają się też oni w związku z tym bardziej wrażliwi na cierpienia świata i dogłębniej nad nim boleją.
Nie jest wprawdzie możliwe, by kiedykolwiek osiągnęli tak głęboką ocenę tych spraw, jaką posiadał Mistrz, ale proporcjonalnie do tego, na ile mają Jego zmysł, Jego nastawienie, Jego ducha, na tyle też postrzegają sprawy z Jego punktu zapatrywania. Oto, co mówi On do nas: „Weselcie się z weselącymi się, płaczcie z płaczącymi” – Rzym. 12:15; oto, co mówi do tej samej klasy: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” – Mat. 5:4 NB i znów: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Wy płakać i narzekać będziecie, a świat się będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni” – Jan 16:20 NB.
„Z PORANKU WESELE”
Prorok oznajmił: „Z wieczora bywa płacz, ale z poranku wesele” [Psalm 30:6] – o poranku zmartwychwstania, o poranku Bożej łaski, o poranku usunięcia przekleństwa, o poranku zajaśnienia Słońca Sprawiedliwości dla błogosławienia świata, dla uzdrowienia jego choroby grzechu oraz celem rozproszenia warunków śmierci dla wszystkich, którzy zechcą przyjąć Boskie łaski, naówczas darmo zaoferowane. Będzie to ponadto czas szczególnej radości i wesela Kościoła, „domu wiary”. W najpełniejszym sensie wejdziemy wtedy do radości naszego Pana, do prawdziwej radości, wiecznej radości, do radości i wesela wynikającego z chwalebnych warunków, jakich dostąpimy, oraz ze wspaniałych przywilejów błogosławienia ludzkości, jakie staną się wówczas naszym udziałem. Tymczasem jednak mamy radość z wiary, nadziei i ufności, które nie zawiodą, bo miłość Boża rozlana jest w naszych sercach [Rzym. 5:5 NB].
DWA PUNKTY WIDZENIA ODNOŚNIE SMUTKU I RADOŚCI
Byłoby błędem z naszej strony uważać, że nasz drogi Odkupiciel nie miał radości, jak i takim samym błędem jest sądzić, że Jego naśladowcy nie mają żadnych radości. Wręcz przeciwnie, utrzymujemy, że posiadają oni prawdziwe radości, jakich świat nie może docenić. O Mistrzu czytamy: „Jezus rozradował się w duchu” [Łuk. 10:21 BT]. Z punktu widzenia ciała znajdował się On w nieprzyjaznym otoczeniu, ale z punktu widzenia swego umysłu, swego serca, był On w bardzo uprzywilejowanym stanie. Był zachwycony wolą Bożą; cieszył się, uzmysławiając sobie, że realizacja Boskiego planu będzie nie tylko wykonaniem Bożej woli, ale osiągnięciem błogosławieństwa dla wszystkich narodów ziemi, a przy okazji będzie to dla Niego oznaczało osobiste uwielbienie wraz z Ojcem, i to taką chwałą, jaką miał u Niego, zanim powstał świat. Nasz Mistrz, zwracając się do nas wszystkich, którzy jesteśmy Jego uczniami, zapewnia nas, że mamy nie tylko przywilej przyłączyć się do Jego cierpień i boleści, ale przyłączyć się życzliwie do Jego radości, Jego weselenia się – zdawania sobie przez wiarę sprawy ze zwycięstwa, jakim został On obdarzony i jakie, zgodnie z Jego zapewnienieniem, będą z Nim dzielić również wszyscy Jego naśladowcy. Nawet jeśli przychodzi nam cierpieć dla Prawdy, ze względu na posłuszeństwo Panu, to mamy oparcie w stwierdzeniu: „Smutek wasz zamieni się w radość” [Jan 16:20 BT], „To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość wasza była zupełna” [Jan 15:11 NB].
Zgodnie z tym przekonujemy się, że Pismo Święte zaświadcza, iż naśladowcy Jezusa zawsze się radowali, za wszystko dziękując. Nawet w próbach i trudnościach, w więzieniu i z pokrwawionymi od biczowania plecami apostołowie potrafili śpiewać na chwałę Bogu i dziękować za przywilej dołączania do Chrystusa w cierpieniach obecnego czasu oraz – w sensie uprzedzającym – także za przyjemność połączenia się z Nim w chwale, jaka nadejdzie.
Zaiste, takiej radości świat ani nie może dać, ani zabrać. Takie radości nie są dla tych, co cieszą się w pełni ziemskimi radościami dzisiaj, ale raczej dla tych, którzy z powodu wierności dla zasad sprawiedliwości, dla świadectwa Pańskiego Słowa są w jakimś sensie pozbawieni uznania wśród ludzi, wyobcowani, których świat nie zna, bo nie poznał ich Mistrza, ponieważ jest on wciąż ślepy na swój upadły stan i odłączenie od Boga i od sprawiedliwości, ponieważ oczy ich wyrozumienia jeszcze nie zostały otwarte, aby zobaczyli swój prawdziwy stan i potrzeby oraz to, co Bóg dla nich przygotował.
WZGARDZONY I ODRZUCONY
Niektórym może się wydawać, że ani Jezus nie jest już dłużej pogardzany i odrzucony przez ludzi, ani też Jego naśladowcy nie są wzgardzeni i odrzuceni. Jak to wygląda? Czy sprawy tak się zmieniły? Czy słowa Pana przestały być prawdą? „Nie dziwcie się” [1 Jana 3:13]; „jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził”– Jan 15:18 NB.
Czy świat przestał znieważać i odtrącać Jezusa i Jego naśladowców? Odpowiadamy, że podczas pierwszego przyjścia tłum stwierdził: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” [Jan 7:46 BT].
Oni nie wzgardzili Jego poselstwem w żadnym szczególe. Pamiętamy, że wielkie mnóstwo ludu szło za Nim, bo widzieli cuda, jakie uczynił i jedli chleb oraz ryby, jakie zapewnił. Tak i dzisiaj są tacy, co idą za Panem jak uczniowie, ale niewielu jest takich, co chcą wziąć Jego krzyż i Go naśladować. Są całe rzesze tych, co gotowi są wyznać, że kazanie na górze przedstawia najwyższe ideały, jakie kiedykolwiek zaprezentowano ludzkości, ale bardzo nieliczni spośród tych, co w ten sposób zachwalają idee kazania na górze, wyznają, że są naśladowcami Baranka albo że żyli lub starali się najlepiej jak potrafili żyć w zgodzie ze świętymi zasadami, które w jakiejś mierze pochwalają.
Wielu jest tych, co korzystają z chlebów i ryb cywilizacji i którzy zdają sobie sprawę, że imię Jezus jest jakoś związane z wieloma błogosławieństwami, jakie są obecnie powszechne wśród rozwiniętych narodów, którzy jednakże dalecy są od bycia naśladowcami łagodnego i miłującego Jezusa. Tłumy, które idąc za Jezusem, wołały: „Hosanna!”, jak i te, które dawały świadectwo wielkości słów, jakie pochodziły z Jego ust, tłumy, które chodziły za Nim, jak sam stwierdza, z powodu chlebów i ryb, nie były wcale widoczne wtedy, gdy najwyższy kapłan, nauczeni w Piśmie i faryzeusze, kierowani zazdrością, czyhali na życie Pana. Tak jest i dzisiaj, ludzie, którzy pochwalają niektóre z nauk Jezusa, nie byliby skłonni bardzo się niepokoić, gdyby doktorzy wydziałów teologicznych, najwyżsi kapłani, uczeni i faryzeusze usiłowali dla rzekomo politycznych przyczyn uciszyć tych, którzy jak najbardziej lojalnie starają się żyć zgodnie z naukami Mistrza.
„NIE CHCEMY, ABY TEN KRÓLOWAŁ NAD NAMI”
Żydzi byli chętni przyznać, że nauki naszego Mistrza były wspaniałe w wielu szczegółach, ale nie chcieli dostać się pod takie ograniczenia – nie chcieli Go za swojego Mistrza, swojego króla, swojego prawodawcę. „Nie chcemy, aby ten królował nad nami” [Łuk. 19:14 NB] – oto sposób, w jaki Pan opisuje ich postawę, i w tym właśnie świat różni się od prawdziwych naśladowców Jezusa, którzy tak bardzo pragną, żeby Chrystus był ich Królem, żeby Jego wola wykonywała się w ich sercach, że chcą podobać się Mu coraz bardziej z każdym dniem. „Pragną czynić Jego wolę” [Psalm 40:9 NB].
Inaczej jest w przypadku świata i większości chrześcijan, którzy zachwalają niektóre z pięknych mów Pana. Nie poważają Go jako władcy; wolą trzymać cugle swoich serc we własnych rękach, tak, wolą swój plan niż Jego, nawet jeśli chodzi o ustanowienie Jego Królestwa i sposoby, jakimi świat ma być błogosławiony. Oni mają swoje własne plany i swoje własne sposoby. Ich modlitwa przedstawia się tak: Nasza wola niech dzieje się na ziemi, Twoja, o Panie, w niebie. Prawdziwi uczniowie Jezusa uznają Jego wolę, Jego plan i modlą się: „Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.
Już wkrótce modlitwy tej klasy zostaną wysłuchane; niedługo będą oni wraz z Chrystusem jako Jego uwielbiony Kościół, połączeni w Jego Królestwie; zasiądą na Jego tronie, przemienieni mocą zmartwychwstania do chwały, czci i nieśmiertelności boskiej natury oraz złączeni z Jezusem w sprawowaniu władzy i błogosławieniu wszystkich rodzin ziemi, odkupionych Jego drogocenną krwią. Wtedy nadejdzie czas ich szczególnej radości i, dzięki Bogu, nie będzie to oznaczać nieustannego czasu smutku, męczarni i tortur nad światem.
Pismo Święte wskazuje nam jednak, że świat w obecnym czasie jest tak daleki od zgody z Panem, że konieczny będzie wielki czas ucisku, aby należycie zaprowadzić Królestwo Tysiąclecia – że pług uciśnienia będzie musiał głęboko przeorać ludzkie dusze, aby skruszyć nieurodzajną glebę i przygotować ją na dobrą nowinę zbawienia, taką jak Pan i uwielbiony naówczas Kościół obwieszczą każdemu stworzeniu.
Powinniśmy doprawdy podziękować Bogu za to, że w swej mądrości i miłości nie oszczędzi światu tych doświadczeń, które będą dla niego korzystne oraz za obietnicę, że gdy się sądy Pana odprawiają na ziemi, sprawiedliwości się uczą obywatele okręgu ziemskiego [Izaj. 26:9]. A tymczasem my, którzyśmy doświadczyli, że dobry jest Pan, którzy zgodziliśmy się być Jego naśladowcami, baczmy na to, aby nie odmawiać uczestnictwa w cierpieniach Chrystusa, abyśmy mogli być uznani za godnych, by dzielić chwałę, jaka nadejdzie. Cierpienia trwają tylko do zakończenia Wieku Ewangelii; zaraz potem nastanie chwała, chwała i błogosławieństwa dla wiernych oraz możliwości udzielania błogosławieństwa całej ludzkości.
Doceniajmy nie tylko cierpienia naszego Zbawiciela, ale zwracajmy uwagę na to, że nie jest On wzgardzony i odrzucony przez nas jako Król i Władca naszych serc, przeciwnie, z całej duszy i siły, jaka w nas jest, chwalmy, wielbijmy i wysławiajmy Jego imię oraz rozgłaszajmy cnoty Tego, który nas powołał z ciemności do cudownej swojej światłości.
„The National Labor Tribune”, HGII-188
Następna strona |