Czasopismo

Używanie świata, a nie używanie go w zły sposób

„Aby nie byli wysokomyślnymi ani nadziei pokładali w bogactwie niepewnym, ale w Bogu żywym, który nam wszystkiego obficie ku używaniu dodaje” – 1 Tym. 6:17.

Nigdy wcześniej świat nie był nastawiony na kumulowanie bogactw bardziej niż obecnie. Ów duch głodu bo-gactw tak rzuca się w oczy, że ktoś ułożył nawet prześmiewczą modlitwę, przesadnie ukazującą ducha dzisiej-szego świata, by pomóc niektórym osobom uświadomić sobie, że podlegają zagrożeniu bałwochwalstwem. Mówiąc o „świecie”, używamy tego pojęcia tak, jak stosował je nasz Pan, zwracając się do swych uczniów: „Nie jesteście z świata, alem ja was wybrał z świata”; „jako i ja nie jestem z świata” [Jan 15:19; Jan 17:14].

Pańscy uczniowie zostali wybrani spośród tych, którzy uważali się za lud Boży, z klerykalnego systemu ży-dowskiego, zaś pozostali, którzy nie poszli za Jego naukami, stanowili ów „świat”. Wynika to z definicji podanej przez Jezusa. Podobnie i my dzisiaj widzimy taki „świat”, a mianowicie chrześcijaństwo, które w znacznym stop-niu oddane jest bałwochwalstwu – kultowi Mamony, pieniądza. Spojrzenie na tę sprawę z takiego właśnie punktu widzenia i lekkie przerysowanie ogólnego obrazu obecnego nastawienia chrześcijańskiego może okazać się dla nas pożyteczne. Posłuchajmy tekstu, w którym ktoś starał się opisać rzeczywistą postawę dominującą w cywilizowanym świecie. Pożytek z wysłuchania owej prześmiewczej modlitwy będzie proporcjonalny do stopnia świadomości jej niestosowności oraz do siły postanowienia, by przy łasce Bożej nigdy tak nie wyglądały modlitwy naszych warg, by nasze serca nigdy nie znalazły się w takim stanie, by nie takie były uczynki naszego życia, gdyż w ten sposób okazalibyśmy innym, że staliśmy się swego rodzaju bałwochwalcami.

OTO JAK ŚWIAT MODLI SIĘ DO SWEGO BOŻKA

„Ach, wszechmocny Dolarze! Nasz uznany zarządco, zachowawco i dobroczyńco! Pragniemy przybliżać się do ciebie tak przy tej, jak i przy każdej innej okazji, by okazać ci wielki szacunek, który winien zawsze towarzyszyć twej przewyższającej wszystko wielkości. Wszechmocny Dolarze, bez ciebie nie moglibyśmy uczynić niczego na tym świecie, zaś z tobą możemy dokonać wszystkiego. Gdy choroba dotyka nas swą paraliżującą ręką, ty możesz nam zapewnić najczulsze pielęgniarki i najbardziej umiejętnych lekarzy. Gdy zaś kończy się nasza walka ze śmiercią i bywamy zanoszeni na ostatnie miejsce spoczynku umarłych, ty możesz sprawić, że zagra nam orkiestra i będzie nam w tej ostatniej drodze towarzyszyć wojskowa eskorta. Na koniec wreszcie, choć to rzecz nie ostania, pozwolisz, by na miejscu naszego spoczynku wzniesiono wspaniały pomnik, a wspomnienie naszej pamięci utrwalisz żywym epitafium. Gdy zaś tutaj, w zawirowaniach życia dotknie nas nieszczęście i pokusa, jeśli zosta-niemy oskarżeni o przestępstwa i stawieni przed sądem, ty, wszechmocny Dolarze, zadbasz dla nas o utalentowanych adwokatów, łaskawych sędziów i przychylną ławę przysięgłych, byśmy mogli wyjść z tego bez szwanku. Prosimy Cię zatem, bądź z nami, razem ze wszystkimi twymi dziesiętnymi ułamkami, ponieważ ty jesteś tym jedynym, którego kochamy oraz najwyższym między dziesiątkami tysięcy. Nie ma takich okoliczności życia, w których nie dałoby się odczuć twego potężnego i wszechogarniającego czaru. Gdy Ciebie brak, jakże mroczne staje się domostwo, jak opustoszały kamień serca. Gdy zaś ty, wszechmocny Dolarze, jesteś z nami, jakże radośnie śpiewa nam befsztyk na ruszcie, jak sympatycznie grzeje antracytowy węgiel, podczas gdy zapach orzechowego drewna rozchodzi się po mieszkaniu, ożywiając nasze dusze i pobudzając je do wyrazów radości. Wszechmocny Dolarze, ty ozdabiasz dżentelmena, ty także karmisz głupca. A gdy trzeba przeprowadzić wybory, ty jesteś najpotężniejszym argumentem dla polityków i demagogów – sędzią rozstrzygającym każdy spór. Wszechmocny Dolarze, twe jaśniejące oblicze świadczy o cudownej twej mocy. Obyś zawsze mógł znaleźć trwałe miejsce spoczynku w mojej kieszeni! Ja potrzebuję cię. Ja zawsze ciebie potrzebuję!”

BĄDŹ WOLA BOŻA

Modlitwa prawdziwego chrześcijanina powinna być całkowicie odmienna od tej, którą została przeczytana. Dla niego Pan, jego Bóg, jest najważniejszy – Jemu należy ufać, Jego miłować i okazywać Mu posłuszeństwo za wszelką cenę, aż do granic możliwości. Poeta wyraził to w następujących krótkich słowach:

Jedną modlitwą się tylko modlę,
Wszystkie modlitwy w jedno się łączą:
Bym tylko w Tobie mógł istnieć, Panie,
By tylko Twoja się wola działa.
I żeby wola Twa, Panie, mą wolą była.

W powszechnym światowym przekonaniu przyjęcie woli Pańskiej i kroczenie Jego drogami oznacza wyrze-czenie się wszystkich przyjemności i radości życia oraz stanie się człowiekiem smutnym i strapionym. Taki po-gląd powinien być korygowany przy każdej nadarzającej się okazji przez wszystkich tych, którzy rzeczywiście znają drogi Pana. Nie twierdzimy, że światowi ludzie są chrześcijanami i tylko nie zdają sobie z tego sprawy, a ich różne przyjemności są właściwe dla chrześcijanina. Wprost przeciwnie, ściśle trzymamy się Pisma Świętego i przyznajemy, że wierność Panu i Jego Słowu, wierność względem tych, którzy mają Jego ducha, a także ogólne przywiązanie do zasad sprawiedliwości z pewnością doprowadzą lud Boży do stanu mniejszego lub większego oddzielenia się od świata. Tak zaplanował to Pan i tak przepowiedział: „Nie jesteście z świata”, „jako i ja nie jestem z świata”.

Przyznać też trzeba, że wierność owym zasadom będzie przeszkadzała w gromadzeniu bogactw. Dlatego też niewielu możnych, niewielu bogatych, niewielu mądrych można znaleźć wśród ludu Bożego. Nadal aktualna jest również moc słów naszego Pana: „Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, żeć mię pierwej, niżeli was, miał w nienawiści”. „Nie jest sługa większy nad pana swego” [Jan 15:18,20].

Mimo to lud Boży pragnie coraz bardziej doceniać i podkreślać fakt, że okazywanie posłuszeństwa Bożemu kierownictwu wiąże się z radością, pokojem i błogosławieństwem, których nie sposób doznać nigdzie indziej ani też wtedy, gdy obiera się inny sposób postępowania. Owe błogosławieństwa Pańskie udzielane Jego wiernym z nawiązką rekompensują im utratę ziemskich przyjaźni, bogactw i popularności, które pozyskaliby może, gdyby w inną stronę skierowali swe naturalne uzdolnienia.

Taka mizantropijna, nieprzyjazna ludziom postawa dominowała w Średniowieczu i skłaniała wielu ludzi do zamykania się w klasztorach oraz innych miejscach odosobnienia. Wynikała ona przeważnie z błędnego pojmowania Bożego charakteru i planu. Pod wpływem szatańskich oszustw, z ciemnych wieków rodem, piekielne płomienie i jęki najbliższych istot, poddawanych wymyślnym torturom w czyśćcu czy piekle, położyły się cieniem na życiu wielu ludzi, którzy nie tylko opłakiwali swych zmarłych przyjaciół, ale także byli dręczeni strachem, że i oni sami mogliby się znaleźć w podobnej sytuacji. Rozumując w tak błędny sposób wyobrażali sobie, że niebiański Ojciec życzyłby sobie, żeby chodzili oni w worze i posypywali się popiołem, czyniąc samych siebie w obecnym życiu coraz bardziej nieszczęśliwymi w nadziei, że może uda im się uniknąć niektórych z owych nieszczęść, których spodziewali się w przyszłości. W nawiązaniu do takiego ducha poeta napisał: „Słodkie nadzieje, piękne ptaki, cudowne kwiaty, wszystkie straciły dla mnie swój urok”.

To wszystko jest nieprawdą, drodzy przyjaciele, a świat powszechnie budzi się, w pewnym stopniu uświadamiając sobie ten błąd. W miarę jak jest rozpraszana ta ciemność, klasztory i zakony stają się coraz mniej popularne, mimo że wiele osób ciągle kurczowo trzyma się teorii o wiecznych mękach. Różnica polega na tym, że dzisiaj, choć teoretycznie wierzy się w piekło, to jednocześnie zakłada się, że wszyscy cywilizowani ludzie, członkowie kościołów oraz ich rodziny i bliscy, będą w stanie go uniknąć. Tym niemniej Kościół rzymsko-katolicki nadal upiera się przy chrzcie niemowląt, twierdząc, że nieochrzczone dzieci poszłyby do piekła. Ciągle uważa się, że w przypadku zagrożenia życia dziecka przy porodzie chrzest powinien zostać przeprowadzony przy użyciu specjalnego przyrządu – na wszelki wypadek, żeby uniknąć wszelkiego ryzyka. Liczni zaś protestanci, choć zaprzeczają poglądowi, jakoby niemowlęta miały podlegać groźbie wiecznych mąk z powodu braku chrztu, są mimo to bardzo niespokojni, gdy ich dzieci poważnie zachorują przed odbyciem obrzędu chrztu. W ten sposób dowodzą, że ciągle w pewnym stopniu podlegają owej dawnej ciemnocie zabobonów i błędów.

Jakże szczęśliwi możemy być, że za sprawą Bożej opatrzności nasze oczy otwierają się coraz szerzej, byśmy mogli widzieć, że Pismo Święte nie naucza o żadnych wiecznych mękach, że pogląd ten wynika z całkowicie błędnej interpretacji pewnych przypowieści oraz niejasnych i symbolicznych stwierdzeń, że nie ma ani jednego dosłownego stwierdzenia, które potwierdzałoby taką naukę. Ponieważ nie mamy tutaj możliwości zająć się w szczegółach tą sprawą, zachęcamy was, drodzy przyjaciele, którzy mielibyście jeszcze wątpliwości odnośnie biblijnej nauki o piekle, byście wysłali kartkę pocztową na mój adres w Allegheny, a otrzymacie darmową broszurę na temat „Co mówi Pismo Święte o piekle” [dostępna obecnie tylko w języku angielskim – przyp. tłum.].

Broszura ta zajmuje się powyższym tematem w sposób pełen powagi, rozważając wszystkie miejsca, w których występuje słowo „piekło” i wyjaśniając ponad wszelką wątpliwość, co w tym zakresie jest nauką Biblii, a co nią nie jest.

POPRAWNY POGLĄD NA ŻYCIE

Niektórzy z was zapewne zauważyli, że w naszym śpiewniku zmieniliśmy powyżej cytowaną zwrotkę, tak by śpiewać jej treść w dokładnie przeciwnym znaczeniu: „Słodkie nadzieje, piękne ptaki, cudowne kwiaty, wszystkie zyskały dla mnie nowy urok” [Hymns of Dawn 94]. Tak też powinno być. Apostoł oświadcza co prawda: „Jeśli tylko w tym żywocie w Chrystusie nadzieję mamy, nad wszystkich ludzi jesteśmy najnędzniejszymi” [1 Kor. 15:19], jednak nadzieja w Chrystusie dotyczy nie tylko przyszłego życia, ale także i obecnego. Radości i błogosławieństwa życia przyszłego, opromieniając serca ludu Bożego, rozpraszają mrok i smutek do tego stopnia, że chrześcijanin prawdziwie pouczony przez Słowo Pańskie i właściwie napełniony Jego duchem będzie najszczęśliwszą osobą na tym świecie. Inne osoby z tego świata szukają radości i szczęścia – chrześcijanin zaś znajduje je wtedy, gdy odnajduje Chrystusa.

Apostoł stwierdza, że nasz zmysł – nasz nowy stosunek do życia prowadzony i kierowany przez słowo Ojcowskie – jest duchem „zdrowego zmysłu” (2 Tym. 1:7). W rzeczywistości cały świat uświadamia sobie, że nie ma zdrowych poglądów, nie umie zdrowo osądzać, że myli się często i w wielu sprawach. Również chrześcijanie nie są oczywiście pod tym względem w żaden sposób uprzywilejowani. Często nawet znajdują się w gorszym poło-żeniu, gdyż jak mówi Apostoł: „Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata” [Jak. 2:5]? Jednakże od czasu, gdy chrześcijanin przyjmuje Pana za swego przewodnika i doradcę, otrzymuje dostęp do mądrości znacznie przewyższającej jego własną, a owa mądrość „zdrowego zmysłu” to „zmysł Chrystusowy”. Na ile ktoś kieruje się takim zmysłem, na tyle sprawy życiowe będą rozpoznawane zgodnie z ich rzeczywistą wagą, z ich prawdziwą wartością, w powiązaniu ze sprawami przyszłego życia, do którego chrześcijanin obecnie się przygotowuje, przechodząc odpowiednie szkolenie. Z punktu widzenia nowego umysłu chrześcijanin pouczony przez Boga zdaje sobie sprawę z tego, że cierpienia obecnego czasu prób, trudności i samozaparcia nie są godne tego, by być porównywane z chwałą, która ma zostać w nas objawiona (Rzym. 8:18).

„KTÓRY NAM WSZYSTKIEGO OBFICIE KU UŻYWANIU DODAJE”

Nasz werset tytułowy zawiera sugestię, że lud Boży nie powinien być posępny i strapiony, ponieważ Pan zadbał o wszystko, co służy jego przyjemności. Apostoł rozważa w tym miejscu zagadnienie bogactw obecnego czasu i zachęca lud Boży, by nie pokładał w nich swej ufności, by pamiętał o niepewności światowych bogactw. Zdobycie takich bogactw nie jest pewne, nawet jeślibyśmy się o nie starali; utrzymanie ich zaś nie byłoby pewne, nawet gdybyśmy je już zdobyli. Apostoł nalega, byśmy położyli naszą ufność w żywym Bogu, który jest źródłem naszego życia i wszystkich błogosławieństw, który zapewnia o swej dobroci względem nas i że będziemy mogli obficie radować się wszystkimi dobrami obecnego żywota.

Światowo usposobiony człowiek uważa tę ofertę za fałszywą. Argumentuje on, że nie można się cieszyć tym, czego się nie posiada. Nie zauważa on błędu w swym rozumowaniu. Również niektóre dzieci Boże nie do końca nauczyły się obierać w tych sprawach Pański punkt widzenia. Patrząc zaś z perspektywy świata, nie będziemy umieli się radować. Prawdziwe radowanie się dobrami tego życia wymaga spojrzenia na nie z Bożego punktu widzenia. Określił go Apostoł w następujący sposób: „Wszystko bowiem jest wasze (...) czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe; wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga” – 1 Kor. 3:21 23 (BT).

Wielu osobom stwierdzenie to wydaje się być nieprawdziwe. My jednak odpowiadamy, że jest ono prawdą w odniesieniu do każdego poświęconego dziecka Bożego, na tyle, na ile potrafi ono przyjąć taki punkt widzenia i wiarą odnieść go do swojego życia. Dla Boga bowiem poświęceni Pańscy, Kościół jest jedynym przedmiotem Jego zainteresowania, jedynym przedmiotem działania Jego opatrzności w obecnym czasie. To prawda, że zaplanował On chwalebne błogosławieństwa dla świata w wieku, który nastąpi po obecnym okresie, w wieku Tysiąclecia. Jednak obecnie to na Kościele, którego Chrystus jest Głową, skupione są wszystkie Boże łaski, zrządzenia, działania. „Wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu, to jest tym, którzy według postanowienia Bożego powoła-ni są” [Rzym. 8:28]. Stanowią oni „szczęśliwy przedmiot Jego łask, bo ujrzą kiedyś Jego twarz”, a wszelkie niebiańskie moce są nastawione na to, by błogosławić i zaspakajać ich najwyższe potrzeby. „Zatacza obóz Anioł Pański około tych, którzy się go boją, i wyrywa ich” – Psalm 34:8. „Aniołowie [posłańcy] ich w niebiesiech zawsze patrzą na oblicze Ojca mojego” – Mat. 18:10.

Któż miałby wnieść jakieś oskarżenie przeciwko tym, którzy miłują Pana, którzy ufność pokładają w kosztownej krwi, którzy starają się postępować nie według ciała, ale według ducha? Czy Chrystus, który umarł? Czy Bóg, który raz potępił, ale który teraz darmo ich usprawiedliwił od wszystkiego? Wszystko działa na ich korzyść oraz dla ich dobra. Powinni oni rozpoznać te warunki, przedstawione w Piśmie Świętym, by móc jeszcze serdeczniej radować się w obecnych doświadczeniach życia, wiedząc, że nawet jego próby i trudności wypracowują większe błogosławieństwo w przyszłości poprzez kształtowanie ich charakteru, przez polerowanie, sprawdzanie i przygotowywanie ich do niebiańskiego Królestwa, do współdziałania z ich Panem i Mistrzem w wielkim dziele błogosławienia świata, które już niebawem ma zostać zainaugurowane.

ILUSTRACJE TEJ ZASADY

Spróbujmy pokazać, w jaki sposób członkowie ludu Pańskiego mogą obficie radować się wszystkimi dobrami, nie będąc wcale ich rzeczywistymi posiadaczami. Patrząc na zewnątrz, widzą piękne pola, sady, lasy, murawy, ogrody. Mogą się oni do woli radować całym ich pięknem, tak samo jak ci, co posiadają tytuły ich własności. Mogą oni przyglądać się z zewnątrz wielu pięknym i drogim domom na ziemi, nie mówiąc już o wielkich budynkach publicznych. Mogą podziwiać architekturę, radować się nią i rozmyślać o pożytku i wygodzie, jakie budowle te zapewniają ich mieszkańcom. Mogą także radować się ładnymi końmi i powozami swych bogatszych sąsiadów, bez konieczności sprawowania nad nimi opieki i posiadania odpowiedzialności za nie.

Zapytacie może jednak: A czy inni ludzie, poza ludem Bożym, nie mogą w taki sam sposób radować się tymi dobrami? Odpowiemy: Nie. Różne czynniki uniemożliwią innym ludziom czerpanie przyjemności z takiego po-dejścia. Ich serca są w mniejszym lub większym stopniu opanowane przez samolubstwo, zazdrość, złość, nienawiść czy kłótnię. Jeśli oni nie mogą mieć czegoś pięknego albo wielkiego, będą woleli, żeby inni też tego nie mieli. Są oni zawistni względem bogatych. Ów brak umiejętności „obfitego radowania się ze wszystkiego” nie ogranicza się też wyłącznie do biedaków tego świata. Wielu ludzi bogatych w światowe dobra, ludzi, którym niczego nie brakuje, jest mimo to nieszczęśliwych, ponieważ nie umie się „obficie cieszyć ze wszystkiego”. Wielu spośród najbardziej kulturalnych, bogatych i uprzywilejowanych ludzi jest nieszczęśliwych i nie tylko nie potrafią oni cieszyć się z rzeczy posiadanych przez ich sąsiadów, ale także nie doznają właściwej radości z tego, co sami posiadają.

Samolubstwo, które przynależy do naszej natury, jest tak głęboko zakorzenione, że dopiero spłodzenie z ducha świętego, a także znaczny wzrost w łasce i w owocach ducha pozwalają osiągnąć pozycję, w której zaczynamy dopiero zyskiwać właściwą perspektywę na wszystkie rzeczy, które nas otaczają, ucząc się nimi cieszyć, dziękować za nie Bogu i być szczęśliwymi. Wielu bogatych traci zainteresowanie tym, co posiadają, gdy stwierdzą, że zostali prześcignięci przez innych, którzy wcześniej nie byli bogatsi od nich. Umiejętność radowania się powodzeniem innych oraz cieszenia się wszystkimi błogosławieństwami natury i sztuki, które za sprawą Bożej opatrzności, znalazły się w naszym otoczeniu, wymaga pokoju Bożego, miłości i życzliwości względem bliźnich. Prawdziwe dziecko Boże, nawet jeśli jego dom jest bardzo prosto wyposażony, a jego żywność i odzienie spełniają jedynie wymogi wygody i umiarkowania, umie spoglądać z radością, pokojem i satysfakcją na całe stworzenie, umie cieszyć się, gdy tylko widzi szczęście i powodzenie u innych, ponieważ jego serce zostało uwolnione od ducha samolubstwa, który rodzi zazdrość, zawiść i kłótnię, który zatruwa i pozbawia kolorów wszystko, co piękne i atrakcyjne spośród dobrych rzeczy teraźniejszego świata.

Dziecko Boże ma liczne możliwości rozwijania najbardziej wysublimowanych gustów, gdy przechodząc ulicami miasta przygląda się wystawom sklepowym z najelegantszymi produktami. Nie musi się to koniecznie natychmiast wiązać z pragnieniem posiadania owych pięknych wyrobów artystycznych, po to, by je sobie móc powiesić w domu i nazwać je swoją własnością. Będzie ono zadowolone mając choćby możliwość popatrzenia na nie i uradowania się nimi, również w takiej sytuacji, gdy stanowią one własność innych osób. Wydaje nam się nawet, że w ten sposób można mieć znacznie więcej rzeczywistej przyjemności niż wtedy, gdybyśmy coś posiadali. Dziecko Boże będzie zadowolone z nieposiadania dóbr luksusowych, mogąc w tym zakresie ofiarować swe „prawa” po to, by mieć udział z Chrystusem w zapieraniu samego siebie w obecnym życiu oraz by mieć nadzieję wiecznego dziedzictwa przyszłej „chwały, czci i nieśmiertelności”. Będzie ono zadowolone i bardzo wdzięczne mogąc mieć to, co przyczynia się do jego umiarkowanej wygody życia doczesnego. Takie jest szczęśliwe życie dziecka Bożego, które rozumie, że każdy dobry i doskonały dar pochodzi z góry, od Ojca światłości. Nie ufa ono w niepewnych bogactwach, lecz w Bogu, który jest źródłem życia i błogosławieństwa, i który nam wszystkiego obficie ku używaniu daje.

ZŁE UŻYWANIE ŚWIATA

Apostoł utrwala tę myśl w 1 Kor. 7:31 [BG], gdzie zachęca, by lud Boży używał świata, ale nie używał go w zły sposób. Oznacza to, by nie używać rzeczy doczesnych źle, albo jeszcze dokładniej według oryginału – używać świata, ale nie do końca, używać go z umiarkowaniem. W innym miejscu [Filip. 4:5] Apostoł zachęca nas, by nasza skromność [KJV „umiarkowanie”] była wiadoma wszystkim ludziom. Pismo Święte naucza, by ludzie należący do Boga byli w swych umysłach zrównoważeni – by nie byli krańcowi. Owszem świat uważa nas za ekstremistów, ponieważ jesteśmy gotowi ofiarować rzeczy ziemskie na rzecz spraw niebiańskich, a takie postępowanie dla świata, który nie wierzy w rzeczy niebieskie, jest niemądre, nierozsądne. Jednak dla nas, patrzących na sprawy z punktu widzenia wiary w Boskie obietnice, umiarkowanie w używaniu rzeczy doczesnych oznacza używanie ich w taki sposób, by służyły sprawie przyszłego życia. Taka jest „mądrość, która jest z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa” itd. – Jak. 3:17 [NB].

Nasz werset tytułowy zawiera wskazówkę, że umiejętność cieszenia się sprawami doczesnymi oznacza przede wszystkim poleganie na Bogu, a nie na samym sobie, na innych czy na bogactwie. Jakże często obserwujemy u tych, którzy ufają sami sobie, którzy polegają na „ramieniu cielesnym”, którzy czynią sobie bożka z bogactwa i mu ufają, że się gubią, że ich życie w takich okolicznościach staje się porażką, że nie zapewnia im radości, pokoju, satysfakcji, a jest tylko źródłem niezadowolenia, rozczarowania, że toczą oni spory i brakuje im szczęścia.

Ufność w Bogu, dawcy wszelkich błogosławieństw oraz wdzięczne przyjmowanie cząstki, która została nam udzielona, oznacza, że przybliżyliśmy się do Boga oraz Jego wyznaczonej drogi i zostaliśmy przyjęci, że uznaliśmy samych siebie za grzeszników, którzy usłyszawszy o łasce Bożej w Chrystusie, skorzystaliśmy z tego przywileju przez wiarę w krew. Oznacza to coś jeszcze więcej – że przyjąwszy Bożą łaskę powierzyliśmy nasze sprawy w Jego ręce, że zaakceptowaliśmy Jego propozycję, by dzięki całkowitemu wyrzeczeniu się samych siebie jako istot cielesnych móc zostać przeze Niego uznanymi i przyjętymi do Jego rodziny jako duchowe nowe stworzenia w Chrystusie. Dalej oznacza to, że uczyniwszy te kroki nasza wiara mocno trzyma się Bożych obietnic, które głoszą, iż wszystkie rzeczy należą do nas i służą naszemu dobru, naszym najwyższym duchowym interesom. Z tego punktu widzenia możemy żywić rzeczywistą ufność względem Boga i przyjmować wszelkie zwroty w doczesnym życiu z doskonałym spokojem, wiedząc, że On troszczy się o nas, skoro my wszystkie nasze troski złożyliśmy na Niego.

STOKROĆ WIĘCEJ

Słowa naszych cytatów, że Bóg „nam wszystkiego obficie ku używaniu dodaje” oraz że „wszystko jest nasze”, ponieważ jesteśmy Chrystusowi, a jako tacy należymy do Boga, przypominają nam o jeszcze jednym stwierdzeniu, w którym nasz Pan Jezus jeszcze trochę inaczej ujmuje tę samą sprawę. Pewien apostoł zapytał naszego Pana, jaka specjalna łaska stanie się ich udziałem za to, że całkowicie wyrzekli się wszystkiego, co wiąże się z obecnym życiem, i stali się Jego naśladowcami oraz sługami Prawdy. Odpowiedź naszego Pana odnosi się do wszystkich Jego naśladowców od dni apostołów aż do naszych czasów. Stosuje się ona do wszystkich, którzy kroczą wąską drogą Jego śladami, czyniąc pewnym swe powołanie i wybranie do tego, by stać się Jego współdziedzicami w niebiańskim Królestwie, które już niebawem ma zostać ustanowione. Powiedział on: „Nikt nie jest, kto by opuścił dom albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo żonę, albo dzieci, albo role dla mnie i dla Ewangelii, żeby nie miał wziąć stokrotnie teraz w tym czasie domów i braci, i sióstr, i matek, i dzieci, i ról z prześladowaniem, a w przyszłym wieku żywota wiecznego” – Mar. 10:29 30.

Musimy niestety w tym miejscu stwierdzić, że wśród zdeklarowanych naśladowców naszego Pana jest wielu takich, których doświadczenie wskazuje na coś innego niż to, co zostało wyszczególnione powyżej. Albo był to błąd Mistrza, a Jego słowa nie okazały się prawdziwe, albo też jest to wina tych, którzy sięgając po tę obietnicę, nie są w stanie sprostać postawionym wymaganiom, nie składają oni, czyli nie ofiarują wszystkiego dla sprawy Pana i Ewangelii, a w związku z tym mają niewielkie możliwości otrzymania sto razy więcej. Jeśli niczego się nie ofiaruje w Pańskiej sprawie, to stukrotnie więcej oznacza brak przyrostu. Z drugiej zaś strony, dla tych, którzy złożyli taką ofiarę i okazali się przez to wierni swemu poświęceniu do tego, by kroczyć śladami Mistrza, słowa te nabierają głębokiego znaczenia. Nawiązują oni serdeczną społeczność z innymi, którzy kroczą tą samą wąską drogą, a między tymi, którzy prawdziwie należą do Pana, rodzi się szczera więź – między starszymi a młodszymi, tak jak między rodzicami i dziećmi, a między pozostałymi osobami – jak między braćmi i siostrami. Wszelkie straty poniesione wskutek okazywania wierności Panu i Jego posłannictwu są rekompensowane stukrotnie, a nawet więcej. Umieją to jednak zrozumieć wyłącznie ci, którzy mają w tym względzie jakieś doświadczenie. Inni nie powinni w tej sprawie wypowiadać żadnych sądów czy ocen, gdyż nie wypróbowali Pańskich obietnic. Jak już zauważyliśmy wcześniej, owi wierni za sprawą wzrostu w łasce, miłości oraz życzliwości są w stanie bardziej radować się wszystkimi dobrami, posiadanymi przez ich sąsiadów i przyjaciół niż ich światowi sąsiedzi i przyjaciele. Stwierdzenie o stukrotnej wielokrotności jest właściwie dalece niewystarczające. W rzeczywistości wydaje się, że nasz Pan mógł z powodzeniem powiedzieć, że będziemy radować się domami, polami, itd. tysiąckrotnie więcej w stosunku do tego, co ofiarowaliśmy dla Jego sprawy.

Uczmy się, drodzy bracia i siostry, patrzeć na sprawy naszego życia i otoczenia z perspektywy coraz bliższej Boskiemu punkowi zapatrywania. W takich warunkach codzienne doświadczenia doczesnego życia będą układały się sto razy lepiej, dostarczą nam one sto razy więcej okazji do zadowolenia i okazywania radości – i to tej prawdziwej duchowej radości – niżby to miało miejsce w innych warunkach. To zaś znajdzie odbicie w naszym zewnętrznym życiu i to nie tylko naszym. „Śpiewając i nucąc w swych sercach Panu”, będziemy zdolni przyjąć doświadczenia życia – zarówno te bolesne, jak i przyjemne – z radością i z dziękczynieniem oraz ze świadomością, że wszystkie one służą naszemu dobru, że stanowią cenne doświadczenie, przyczyniając się do rozwoju charakteru, który uzdolni nas do znalezienia się w Królestwie. Co więcej, owa radość serca uwidoczni się na naszych twarzach. Szczęście serca uwidacznia się na twarzy, tak jak o treści książki można się zorientować po spisie treści. Troski i zmartwienia przynależące do obecnego życia, zakłopotanie związane ze staraniem się o dobra dla nas nieosiągalne oraz rozczarowania z powodu niemożliwości ich zdobycia, wśród ludu Bożego ustąpią miejsca za-dowoleniu wiary i zaufaniu do Pana, pokojowi serca, stałości celów – pokojowi z Bogiem i – na ile to tylko od nas zależy – pokojowi z bliźnimi.

Symboliczna świątynia starożytności nie została wybudowana w jeden dzień. Podobnie i chwalebna świątynia przyszłości, Ciało Chrystusa, Kościół znajduje się obecnie w procesie rozwoju i udoskonalania do Królestwa. Kształtowanie, ociosywanie i polerowanie „żywych kamieni” wymaga czasu. Nie powinniśmy spodziewać się pełni realizacji wszystkich łaskawych obietnic Pańskich zaraz na początku naszej chrześcijańskiej drogi. Powinniśmy jednak cały czas mieć je przed oczyma, by wskazywały nam one ostateczny poziom tego, co powinniśmy osiągnąć w chrześcijańskim życiu. Powinniśmy ciągle spoglądać na owe „wszystkie rzeczy”, które do nas należą, starając się coraz lepiej uświadamiać sobie ich znaczenie. Winniśmy zauważać to, co otrzymujemy „stokrotnie teraz w tym czasie”, by ocenić te błogosławieństwa, które już otrzymaliśmy lub które znajdują się w zasięgu naszych możliwości. Powinniśmy uczyć się, by coraz mniej pokładać ufności w niepewnych bogactwach ziemskich, a jak najszybciej rozpocząć radowanie się rzeczami, które nam Bóg „obficie ku używaniu dodaje”, uświadamiając sobie, że to nasz Niebiański Ojciec stoi u steru i kieruje nami jako swoimi dziećmi ku wszystkim nader obfitym bogactwom Jego łaski i miłującej dobrotliwości, jakie obiecał tym, co trwają w Chrystusie Jezusie, będąc członkami Jego Ciała i Kościoła.

Harvest Gleanings, tom II, str. 103
Pittsburgh Gazette, 24 lipca 1904
Przedrukowane z The St. Paul Enterprise, 13 marca 1917

Poprzednia strona Następna strona