Prawdziwy pasterz, prawdziwe owce, prawdziwa owczarnia
– Jan 10:7‑18 – 2 KWIETNIA 1905 –
„Dobry pasterz oddaje swoje życie za owce” – Jan 10:11.
Przypowieść o dobrym pasterzu rozpoczyna się od pierwszego wersetu 10. rozdziału Ewangelii Jana, ale w rzeczywistości stanowi zwieńczenie wydarzeń, które były tematem poprzedzającego opisu, ujawniającego, że nauczeni w Piśmie i faryzeusze gniewali się na niewidomego, który został uzdrowiony przy sadzawce Siloam i wyznał Jezusa. W rezultacie został on usunięty z synagogi. Rozważana przypowieść wydaje się być kontynuacją komentarza naszego Pana do tamtego incydentu. Z tego punktu widzenia wydaje się ona zawierać szczególne pouczenie, że niezależnie od tego, co nauczeni w Piśmie i faryzeusze robili wcześniej lub w jaki sposób próbowali paść owce, byli oni jedynie najemnikami, szukającymi własnej korzyści, ludzkiego szacunku, wpływów, bogactwa itd. i gotowi byli poświęcić owce, byle tylko osiągnąć te cele. Ujawniło się to w sposobie potraktowania człowieka, którego oczy zostały otwarte. Jego sprawa jako owcy została całkowicie poświęcona na rzecz ich osobistych ambicji i obawy, by nie utracić wpływów wobec rosnącej popularności Jezusa.
Lekcja głosi, że Pan jest „bramą” owiec – bramą, przez którą prawdziwe owce weszły do prawdziwej owczarni. Wszyscy, którzy kiedykolwiek poprzedzali Jezusa, twierdząc, że są pasterzami owiec, byli oszustami – złodziejami i rabusiami. Słowo „złodziej” zawiera myśl o sprycie i sprzeniewierzeniu, zaś słowo „rabuś” mówi o otwartej przemocy, rozboju. Łącząc te dwa słowa, nasz Pan przedstawia wrogów trzody, przy czym niektórzy są podstępnymi „wilkami w owczej skórze”, podczas gdy inni otwarcie okazują śmiałą agresję. Ataki Przeciwnika zawsze prowadzone były na oba te sposoby, a owce wciąż muszą strzec się obu rodzajów oszustów, ale przede wszystkim zwodniczych wrogów, którzy ukrywają swoje ambitne plany pod strojem duchownego, udając, że są dozorcami trzody, podczas gdy w rzeczywistości ich postępowanie dowodzi, że kierują się własnymi interesami.
Nieżyjący już John Ruskin w swojej książce „Sezam i lilie” cytuje z pism Miltona charakterystykę tych fałszywych duchowych pasterzy:
Ślepe gęby – oni sami ledwo wiedzą, jak trzymać
Pasterską laskę, ale przynajmniej nauczyli się czegoś innego,
Co należy do sztuki wiernego stróża stada!
(...)
Głodne owce podnoszą wzrok i nie są karmione,
Ale nadęci wiatrem i odurzeni mgłą stanowisk
Gniją od wewnątrz i szerzą zgniliznę;
Oprócz tego, co ponury wilk ukrytą łapą
Codziennie szybko zagarnia i pożera bez słowa.
Komentarz Ruskina brzmi: „Te dwa wyrazy (‘ślepe gęby’) precyzyjnie określają dokładne przeciwieństwo prawidłowego charakteru koniecznego do sprawowania dwóch wielkich urzędów Kościoła – urzędu biskupa i pastora. Biskup oznacza osobę, która widzi, a pastor – tego, kto karmi. Najbardziej ‘niebiskupią’ cechą, jaką może mieć człowiek, jest zatem ślepota. Najbardziej ‘niepastorskim’ jest, zamiast karmienia, pragnienie bycia karmionym – bycia gębą”.
„JA JESTEM DOBRYM PASTERZEM”
Ten, kto udaje pasterza, choć dąży do osiągnięcia własnych celów, nazwany jest złodziejem, ponieważ nie tylko kradnie albo sprzeniewierza tytuł pasterza lub pastora, ale w swojej samolubnej chciwości jest gotów zaryzykować zniszczenie duchowej egzystencji owiec na rzecz utrzymania sekciarskich zasad służących jego osobistym interesom. Można to łatwo dzisiaj zaobserwować. Iluż protestanckich pasterzy trzody Pańskiej we wszystkich wyznaniach wydaje się okazywać skłonność do fałszywego przedstawiania poselstwa „żniwa”, jak i wszystkich i wszystkiego, co z tym związane, aby w ten sposób zachować swoją władzę nad owcami, utrzymać własną pozycję i wpływy w denominacji, a przez to mieć swój solidny udział w strzyżeniu złotego runa stada.
Dobry Pasterz jest odwrotnością tego wszystkiego – całe Jego myślenie skupione jest na owcach, na ich dobru. Nasz Pan był prawdziwym Pasterzem i wykazał pełne oddanie swojemu urzędowi przez poświęcenie wszystkiego, nawet samego życia, na rzecz owiec. Pan chciałby, aby Jego prawdziwe owce rozpoznawały różnicę między prawdziwymi a fałszywymi pasterzami. Także Jego dzisiejsze owce powinny umieć rozpoznawać swoich wybrańców i przedstawicieli w trzodzie za pomocą tych samych kryteriów. Starszych w dzisiejszym Kościele, którzy przejawiają skłonność do ślepoty, należy unikać, nie należy ich zachęcać, a raczej upominać. Podczas gdy ci, którzy stale okazują lojalność wobec Pana i trzody, powinni być uznawani ze względu na ich podobieństwo do prawdziwego Pasterza, powinni być darzeni miłością „ze względu na ich pracę” (1 Tes. 5:13), jak również ze względu na ich bogactwo intelektualne. Duch poświęcenia połączony z pokorą powinien być rozpoznany przez wszystkie owce jako duch prawdziwego Pasterza i od takich należy oczekiwać przewodnictwa, które dobry Pasterz obiecał trzodom w obecnym Wieku Ewangelii.
Nasz Pan bronił interesów owiec przed fałszywymi duchami i wilkami swoich czasów, a to kosztowało Go życie. Tak samo też wierni naśladowcy Pana przez cały Wiek Ewangelii byli zmuszeni albo prowadzić walkę z wilkami w owczej skórze, ściągając na siebie nienawiść, złość i sprzeciw na synodach, radach starszych, soborach itp., albo być ścigani przez hańbę, uciekać przed nimi w milczeniu, skazując owce na głodowanie i wprowadzanie w błąd. Nasz Pan mógł pójść tą drogą – mógł powstrzymać się od antagonizowania uczonych w Piśmie, faryzeuszy i arcykapłanów, mógł powiedzieć: Dlaczego miałbym narażać się na okrucieństwo, prześladowania i wszelkiego rodzaju zarzuty i śmierć, przeciwstawiając się tym ślepym przywódcom ślepych? Gdyby to zrobił, uchyliłby się od odpowiedzialności i obowiązku. Jego miłość do owiec nie pozwoliła na to, a Jego wierność dowiodła, że był prawdziwym Pasterzem trzody. Wykazał w ten sposób, że nie był „najemnikiem”, takim, który służy tylko dla złotego runa, ale Pasterzem pełniącym swą służbę ze szczerego serca i z prawdziwą miłością do owiec.
Prawdziwy Pasterz poleca się zatem wszystkim, którzy naprawdę są owcami i podziwiają ducha swego Mistrza, gdziekolwiek Go znajdą. Oznacza to, że ten, kto jest prawdziwą owcą, będzie kochał i doceniał takiego ducha, i tylko takiego, a tym samym odróżni się od tych, którzy są jedynie wyznawcami ludzi, stronnikami, sekciarzami. Pan docenia tych, którzy w ten sposób uznają zasadę i ta grupa rozpoznaje, czyli poznaje Pana coraz bliżej z dnia na dzień, a ich miłość i oddanie dla Niego stale rosną. Słowa naszego Pana na ten temat są wyraźniej przedstawione w poprawionej wersji, a mianowicie: „Znam moje owce, a moje mnie znają, jak mnie zna Ojciec, i ja znam Ojca” [Jan 10:14‑15]. Ta intymność znajomości, ta Boska społeczność jest czymś, czego nie można wytłumaczyć innym, ale z pewnością docenią ją wszystkie prawdziwe owce, które znają prawdziwego Pasterza i które pod Jego przewodnią opieką zostały przyprowadzone na zielone pastwiska i do spokojnych wód, a także do bezpiecznej owczarni.
INNE OWCE Z INNEGO STADA
Kiedy Pan powiedział: „A mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. Również te muszę przyprowadzić i będą słuchać mego głosu, i będzie jedna owczarnia i jeden pasterz” [Jan 10:16], ogłosił tę samą prawdę, która później, pod kierunkiem ducha świętego, została też wyrażona przez apostoła Pawła, mówiącego, że zamierzeniem Bożym jest, „aby w zarządzeniu pełni czasów wszystko zebrał w jedno w Chrystusie, i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi” (Efezj. 1:10).
Stado, które Pan gromadził do siebie w czasie, w którym rozgrywa się ta przypowieść, to nie Izrael jako cały literalny naród, ale Izrael duchowy. Naród izraelski istniał od wieków, będąc pod wpływem Mojżesza i Prawa, ale to nie uczyniło ich doskonałymi i nie mogło dać im wolności i błogosławieństwa niezbędnego do osiągnięcia życia wiecznego. Byli „trzymani zamknięci” pod strażą Przymierza Zakonu, jak to wyraził apostoł Paweł [Gal. 3:23]. Przybywali różni pretendenci, którzy twierdzili, że są właściwymi pasterzami owiec i potrafią zapewnić im niezbędne pożywienie, zaprowadzić ich na zielone pastwiska i do spokojnych wód prawdy, ale wszyscy byli niewierni, okazywali się złodziejami i rabusiami, szukającymi osobistych zaszczytów i korzyści społecznych kosztem owiec. Nasz Pan stał się „drzwiami” (Jan 10:7,9) owczarni, a ci, którzy Go przyjęli, byli prawdziwą trzodą – znał ich, a oni znali Go, słyszeli Jego głos i szli za Nim. Byli jedynie malutkim stadkiem w porównaniu z dużą nominalną żydowską społecznością religijną, z której większość podążała za fałszywymi nauczycielami, ponieważ nie mieli ducha prawdziwych owiec.
Wszyscy „prawdziwi Izraelici” słyszeli i rozpoznali głos prawdziwego Pasterza i stali się Jego wyznawcami. Nasz Pan jako „drzwi” zapewnił tym prawdziwym owcom pełny dostęp do błogosławieństw i miłosierdzia obecnego Wieku Ewangelii, który rozpoczął się w dniu Pięćdziesiątnicy i zakończy się dopiero wtedy, gdy wszystkie prawdziwe owce usłyszą głos Pasterza, wejdą do Jego odpoczynku i zostaną nakarmione i pokrzepione przez podążanie za Nim. Jezus jako „drzwi” oferuje wszystkie przywileje i błogosławieństwa prawdziwych owiec. Przez Niego wchodzimy do odpoczynku w owczarni lub miejscu spoczynku przeznaczonego dla prawdziwych owiec – odpoczynku wiary. Przez Niego możemy też wyjść, aby cieszyć się swobodami i pokrzepieniem, do którego On jako nasz Pasterz prowadzi swoją trzodę. Wchodzimy i wychodzimy nieustannie, ciesząc się swobodami i przywilejami zapewnionymi nam przez naszego Pasterza. Cieszymy się zatem wolnością, „którą nas Chrystus wyzwolił” (Gal. 5:1).
Ten odpoczynek i wolność uzyskujemy po pierwsze poprzez nasze usprawiedliwienie dzięki osobistej ofierze naszego Pana, a po drugie przez to, że poświęcamy się jako Jego owce i jesteśmy adoptowani za sprawą ducha świętego, który wprowadza nas pod Jego opiekę i umożliwia korzystanie z Jego pokarmu.
WSPÓŁDZIEDZICE I WSPÓŁUCZESTNICY TEJ SAMEJ OBIETNICY [EFEZJ. 3:6]
My, którzy nie jesteśmy Żydami z pochodzenia, ale poganami, przychodząc do Chrystusa, stajemy się członkami tej samej trzody. Apostoł wyraźnie to stwierdza, oświadczając, że On „zburzył stojący pośrodku mur, który był przegrodą, (...) aby z dwóch stworzyć w samym sobie jednego nowego człowieka” [Efezj. 2:14‑15]. Dlatego nie jesteśmy już obcymi, przybyszami, obcokrajowcami, ale staliśmy się bliscy i możemy cieszyć się wszystkimi przywilejami i błogosławieństwami udzielanymi przez wielkiego Pasterza. Wcześniej nie byliśmy owcami Pańskimi w żadnym znaczeniu tego słowa, ale obcokrajowcami, przybyszami, obcymi. Dlatego też podawany niekiedy pogląd, jakoby poganie stanowili wspomniane „inne owce”, które miałyby być obecnie wprowadzane do jednej owczarni, nie jest poprawny. W czasie, w którym wypełniała się ta przypowieść, wcale nie byliśmy owcami Pańskimi.
Apostoł Paweł w 11. rozdziale Listu do Rzymian obrazuje naszą relację z Izraelem. Przedstawia naród żydowski jako drzewo oliwne, jako rozwój tłustego korzenia obietnicy Abrahamowej, przymierza przysięgi, i wskazuje, że gałęzie lub lud tego narodu zostały odłamane od pnia, czyli został zerwany ich związek z korzeniem obietnicy. Uniknęli tego jedynie nieliczni, którzy we właściwy sposób przyjęli Pana Jezusa. Następnie zwraca uwagę, że poganie są wszczepiani w miejsce odłamanych gałązek. Tak więc stado żydowskie, jakie istniało wcześniej, nie zostało zaakceptowane przez Pana, lecz jedynie ci, którzy usłyszeli głos dobrego Pasterza, a wraz z nimi i my, którzy jesteśmy poganami, zostaliśmy uczynieni współdziedzicami, członkami jednego ciała, jednej trzody. Ta sama myśl przedstawiona została w 7. rozdziale Objawienia, gdzie nasz Pan przedstawia cały wybrany Kościół jako 144 tysiące, po 12 tysięcy z każdego plemienia. Wybór Boży dokonuje się według dwunastu plemion Izraela. Gdy zaś wielu członków tych plemion zostało uznanych za niegodnych najwyższego honoru i odrzuconych, wybrana liczba w każdym plemieniu została uzupełniona wierzącymi poganami. Możemy nie wiedzieć, do którego z tych plemion zostaliśmy zaliczeni, tak jak nie wiemy, jaka korona została nam przydzielona. Wiemy jednak, że wszyscy wybrani Boga, zwycięzcy, są w ten sposób zaliczani przez Niego do grona Izraelitów, w których nie ma podstępu [Jan 1:47], i będą oni spadkobiercami wraz z Panem w Królestwie.
Wszystko wskazuje na to, że „innymi owcami” wymienionymi w przypowieści będą ludzie, którzy staną się owcami Pańskimi dopiero wtedy, gdy wybrane zostanie obecne „malutkie stadko”. Potrzebny będzie cały Wiek Tysiąclecia, by wyszukać prawdziwe owce Pana wśród ludzkości całego świata, co obejmuje również tych Izraelitów, którzy z powodu zaślepienia grzechu i błędu nie byli godni stania się owcami obecnej trzody, zostali więc odsunięci i zaślepieni, ale ich zaślepienie będzie usunięte we właściwym, przewidzianym przez Pana czasie.
Pan odnosi się do tego drugiego stada owiec i wyraźnie mówi o obdarzeniu ich łaską i o zgromadzeniu pod Jego kierownictwem jako wielkiego Pasterza. Określa On też dokładny czas tego zgromadzenia, a opowiada o tym w przypowieści o owcach i kozłach, której wypełnienie nie należy do obecnej epoki, lecz do Wieku Tysiąclecia. Dowodzi tego oświadczenie, od którego rozpoczyna się ta przypowieść, a mianowicie: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swojej chwale i wszyscy święci aniołowie z nim, wtedy zasiądzie na tronie swojej chwały. I będą zgromadzone przed nim wszystkie narody, a on odłączy jedne od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów” (Mat. 25:31‑32).
Będzie potrzebny cały millennijny dzień, tysiąc lat, aby wykazać, kto z ludzi pragnie być owcą Pańską, słuchać głosu dobrego Pasterza i chodzić za Nim ścieżkami sprawiedliwości i prawdy oraz ostatecznie osiągnąć życie wieczne. Inni, którzy Go nie będą słuchać, zostaną usunięci spośród ludu – zniszczeni drugą śmiercią (Dzieje Ap. 3:23). Będą oni ludźmi pokazanymi w kozłach z przypowieści, których zniszczenie jest przedstawione gdzie indziej jako zatopienie w jeziorze ognia i siarki, co oznacza „drugą śmierć” (Obj. 20:14).
Pod koniec Wieku Tysiąclecia wszystkie owce tej przyszłej epoki otrzymają pełnię łaski u Pana i staną się braćmi dla wszystkich, którzy należą do Pana na każdym poziomie istnienia. Będą oni braćmi Kościoła, który jest obecnie wybierany, by zasiąść z Panem na Jego tronie podczas Wieku Tysiąclecia i zostać zaangażowani w dzieło osądzania zarówno owiec, jak i kozłów (1 Kor. 6:2). Będą oni również braćmi anielskich zastępów. Kiedy wszystkie rzeczy w niebie i na ziemi zostaną w pełni podporządkowane naszemu wielkiemu Pasterzowi, wszyscy staną się Jego owcami, bez względu na to, na jakim poziomie będą istnieć – czy jako członkowie Kościoła i uczestnicy boskiej natury, czy jako anielskie zastępy, czy też jako przywróceni do doskonałości ludzie.
„DLATEGO OJCIEC MNIE MIŁUJE, BO JA ODDAJĘ SWOJE ŻYCIE, ABY JE ZNOWU WZIĄĆ”
Wspomniana jest tutaj szczególna, przewyższająca wszystko miłość Ojca do Syna. Podstawą tej wyjątkowej miłości było całkowite zaufanie Syna do Ojca oraz pełna harmonia i posłuszeństwo względem woli Bożej. Na pierwszy rzut oka widać, że tak szlachetny i wierny charakter musiał być wysoko oceniany przez Ojca. Nasz Pan zawsze był posłuszny Ojcu, ale nauczył się znaczenia posłuszeństwa, zrozumiał, jak wysoka jest jego cena, ile trzeba poświęcić, ile musiał dla niego wycierpieć samozaparcia, upokorzenia, by wreszcie ponieść śmierć. Nic dziwnego, że wszystkie szlachetne serca kochają tego dostojnego Pasterza. I czyż można się dziwić, że my, którzy jesteśmy Jego owcami i którzy dzięki tak wielkiej ofierze korzystamy z wielkiego błogosławieństwa i odnosimy tak ogromną korzyść, pragniemy Go w zamian kochać?
Oczywiste jest więc to, co mówi apostoł, że odczuwamy w związku z tym taką miłość, która przymusza nasze serca [2 Kor. 5:14] do wrażliwej miłości. Apostoł zachęca nas, abyśmy mieli taki sam umysł, jaki był w Chrystusie Jezusie – nie tylko starsi Kościoła, którzy jako podpasterze, pastorzy starają się zadbać o interesy trzody pod każdym względem, ale cały Kościół, starając się osiągnąć jak najbliższe podobieństwo do wielkiego Pasterza, by mieć coraz więcej Jego ducha. Apostoł zachęca do tego, mówiąc, że „my również powinniśmy oddawać życie za braci” [1 Jana 3:16]. Duch ten powinien objawiać się we wszystkich owcach Pana, ale powinien być też uznawany za warunek przyjęcia każdego, kto chciałby się uważać za jednego z podpasterzy.
Misja naszego Pana polegała nie tylko na złożeniu życia, ale także na jego ponownym przyjęciu. Najwyraźniej otrzymał On od Ojca obietnicę zmartwychwstania. Daje to do zrozumienia w swojej modlitwie: „Ojcze, uwielbij mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u ciebie, zanim powstał świat” [Jan 17:5]. Niewątpliwie Mistrzowi obiecana była też jeszcze większa chwała i zaszczyt, ale zrzekł się wszelkiej nagrody i zadowolił się tym, że sprawił przyjemność Ojcu i wykonał Jego zamierzenia odnośnie ludzkości. Ojciec jednak nie poprzestał na tym, by jedynie przywrócić Go do poprzedniej wysokiej pozycji z przeszłości, ale uczynił Go uczestnikiem boskiej natury w najpełniejszym i najbardziej absolutnym sensie. Ta sama obietnica, za pośrednictwem naszego Pana, jest dostępna dla nas, jeśli tylko będziemy wierni: „Jeśli cierpimy, z nim też będziemy królować” [2 Tym. 2:12], dzieląc Jego „chwałę, cześć i nieśmiertelność” [Rzym. 2:7], stając się „uczestnikami Boskiej natury” (2 Piotra 1:4).
Nasz Pan chciał, aby zrozumiano, że Jego życie, które wkrótce miał oddać, zostało złożone dobrowolnie z Jego strony. Konieczne było, aby Jego uczniowie wiedzieli o tym, nie tylko po to, żeby bardziej cenili swojego Pana, ale przede wszystkim, aby uświadomili sobie, że jest On Odkupicielem, którego dobrowolna ofiara za nasze grzechy odkupiła ojca Adama i całe jego potomstwo. Aby zaufać, że stanie się to faktem, musieli też wierzyć w Jego zmartwychwstanie – że Ojciec był tak bardzo usatysfakcjonowany, że udzielił Mu w tym celu wszelkich upoważnień, dał Mu władzę i panowanie. Nasz Pan uznał, że cała władza, cała moc związana z Jego ożywieniem należała do Ojca. Ufał bezgranicznie Ojcu i dzięki temu był nawet gotów złożyć swoje życie za stado. To samo będzie dotyczyć wszystkich, którzy pójdą Jego śladami. Aby być wiernym w oddawaniu życia, musimy wierzyć w Ojca i w wielki plan zbawienia, który opiera się na ofierze naszego Pana. Zrozumienie tej prawdy zapewni nam łaskę i siłę w każdej potrzebie.
Zion’s Watch Tower, 15 marca 1905, R-3527
Poprzednia strona | Następna strona |