Ślady Pamięci
Allegheny
Początkiem XX wieku Pittsburgh, miasto stali, uchodził za najbardziej zadymioną okolicę w USA, a może i na świecie. Pewien znany wśród badaczy Pisma Świętego kaznodzieja z tamtych czasów, przemawiając na temat piekła, zwykł żartobliwie mawiać, że gdyby dym męki wznoszący się z jeziora siarki i ognia (Obj. 14:9-11) miał być literalny, to niebo musiałoby być tak zadymione jak Pittsburgh8.
Dzisiaj Pittsburgh jest pięknym, eleganckim centrum finansowym i uniwersyteckim, ośrodkiem rozwoju wysokich technologii. U zbiegu rzek Allegheny oraz Monongahela, które odtąd płyną dalej jako Ohio River, powstało nowoczesne centrum miasta z odpowiednio wysokimi budynkami, jak to w tym kraju przyjęte. Pan Carnegie, pittsburghski magnat stali z przełomu XIX i XX w., z pewnością byłby dumny z takiego właśnie rozwoju miasta. Chętnie zajmował się działalnością filantropijną i znaczną część swego ogromnego majątku przeznaczył na budowę bibliotek, uniwersytetów czy sal koncertowych. Jedna z nich, istniejąca do dzisiaj w Pittsburghu-Allegheny, jest jednym z poszukiwanych przeze mnie śladów pamięci.
Przybywamy do Pittsburgha w świąteczny Labour Day. Na interesujący nas odcinek Federal Street nie da się wjechać, gdyż znajduje się tu stadion baseballowy i akurat słynni pittsburghscy „Piraci” grają mecz. Z mostu widzimy trybuny. Ludzi niewiele, bo trochę pada. Mimo to ulica zamknięta i trzeba objeżdżać. Wreszcie jednak stajemy pod budynkiem przy Federal Street, który dzisiaj nosi numer 200, ale gdy mieściła się w nim pierwsza siedziba Towarzystwa „Watch Tower Bible and Tract Society”, był oznaczony znamiennym numerem 44. Co prawda w 1889 roku siedziba Towarzystwa została przeniesiona do bardziej odpowiednich zabudowań przy Arch Str. 56-609, ale mimo wszystko stoimy wzruszeni i moknąc na deszczu fotografujemy się na tle tego niezbyt interesującego budynku. To tutaj, w pasmanteryjnym sklepie Josepha Russella zaczęła się historia badaczy Pisma Świętego.
Później będziemy jeszcze wiele razy krążyć wokół centrum Allegheny, w którym tylko Carnegie Hall i budynek starej poczty, obecnie „Children’s Museum of Pittsburgh”, przypominają o tamtych czasach. Przejedziemy starą częścią ulicy Arch Street, by zadumać się nad historią. To gdzieś tutaj na chodnikach i murach opuszczonych domów mały Charles kredą wypisywał nawoływania do pokuty i ostrzeżenia przed piekielnymi mękami10. Gdzieś w tym mieście zaczął spotykać się z niewielką grupką ludzi głodnych Słowa Bożego, by w duchu wolności zapoznawać się z nauką Pisma Świętego. Tutaj założył własne wydawnictwo, a potem z tego miasta aż do 1909 roku kierował zakrojoną na szeroką skalę działalnością, która skierowana była do milionów ludzi na całym świecie.
Charles Taze Russell, uszczypliwie nazywany czasami przez ówczesną prasę „prorokiem z Pittsburgha”, nie ma w swym mieście pomnika ani nawet ulicy. O jego istnieniu i związku z tym miastem przypomina jedynie niewielka tablica przy budynku Carnegie Hall, ustawiona przez komitet historyczny i muzealny stanu Pensylvania w 2000 roku. Dobre i to. Chętnie przyglądamy się temu jedynemu oficjalnemu śladowi pamięci ludzi odpowiedzialnych za świadomość historyczną tej okolicy. Czytamy słowa: „Pastor Russell stworzył w latach 1870-tych w Allegheny City grupę studiów biblijnych, która rozwinęła się w Watch Tower Bible and Tract Society. Stała się ona legalną korporacją dla świadków J. Mieszkał on w pobliskim Domu Biblijnym w latach 1894-1909. Przemawiał tutaj, w Carnegie Hall”.
Obchodzimy ze wszystkich stron budynek Publicznej Biblioteki Allegheny, ufundowany przez Andrew Carnegi’ego i wzniesiony w 1890 roku przy wsparciu funduszy społecznych. To tutaj w 1903 wobec wypełnionej po brzegi sali odbyła się słynna debata z metodystycznym teologiem, pastorem Eatonem11. Tutaj pastor Russell wygłaszał wiele publicznych wykładów w czasach, gdy jego publiczność nie mieściła się już w niewielkiej, dwustumiejscowej salce Bible House przy pobliskiej Arch Street. Tutaj też odbyła się druga część uroczystości pogrzebowych w 1916 roku. W tym mieście zaczyna się i kończy historia założyciela ruchu badaczy Pisma Świętego...
Rzucamy jeszcze okiem na budynek starej poczty Allegheny. To stąd wyruszały w świat tony literatury wysyłanej przez „Watch Tower Bible and Tract Society”. Dzisiaj w budynku bawią się i uczą dzieci, a na placu przed starą pocztą straszą dziwne, fruwające ryby, dzisiaj akurat skąpane w cały czas mżącym deszczu. Skąd się tutaj wzięły i co mają wyrażać, nie wiem. Muzeum, podobnie jak Carnegie Hall, zamknięte. Dzień świąteczny. Ale nawet, gdyby były otwarte, to i tak trudno pewnie byłoby w nich po stu latach znaleźć jakiekolwiek ślady wyposażenia z tamtych, interesujących nas lat. To nieważne. Dla naszej wdzięcznej pamięci wystarcza ten zewnętrzny ślad.
I wreszcie na koniec podróży w poszukiwaniu śladów pamięci kierujemy swe kroki w stronę miejsca, gdzie każdy z nas, ludzi, zostawia na tej ziemi ostatni, najbardziej wyrazisty ślad. United Cemetery stanowi najdalszą część dużego kompleksu trzech cmentarzy. To piękny park. Już z daleka zauważamy znacznych rozmiarów kamienną piramidkę. Nie jest to grób, raczej pomnik Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego, wzniesiony w 1918 r. w dwa lata po pochowaniu tutaj człowieka, którego śladów szukam w tych miejscach. Nie wiem, jakimi intencjami kierowali się twórcy tej piramidki. Może za mały, za skromny wydał im się jego nagrobek?
Parkujemy auto na jednej z pustych alejek. Cmentarz nie jest ogrodzony. Z każdej strony i o każdej porze można swobodnie przejść między rzadko usianymi na trawniku nagrobkami. Stajemy przed tym jednym, którego poszukujemy. Jest niewielki, może niecały metr wysokości. Ale to nieważne. Za wielkimi pomnikami nie zawsze kryją się wielkie osobowości. Na nagrobku krótki napis:
Pastor Russell
Charles T. Russell
16 lutego 1852
31 października 1916
Posłaniec Laodycei
Nie wiem, czy treść tego zapisu była zgodna z wolą zmarłego. Jego testament wyraża jedynie życzenie odnośnie miejsca pochówku oraz informację, że szczegółami dotyczącymi pogrzebu miała zająć się jego siostra oraz jej córki. Czy to one określiły brata i wujka owym zagadkowym zapewne dla postronnych osób tytułem? Pewnie zadecydowali inni, może ci, którzy potem samych siebie mianowali różnego rodzaju przedstawicielami i posłańcami. Ale tu i teraz to wszystko jest dla mnie mało ważne. Podchodzę do niewielkiego nagrobka bez nabożnej czci. Kładę ręce na jego ramionach i myślę o własnej historii.
Kim byłbym, w jakim miejscu bym się znajdował, gdyby moja babka nie spotkała we Francji w dwudziestych latach minionego wieku emisariuszy posłannictwa tego człowieka. Być może byłbym wierzącym człowiekiem, być może Bóg i tak w jakiś inny sposób, w jakiejś innej społeczności byłby mnie powołał. A może byłbym, zgodnie ze starymi rodzinnymi tradycjami, ideologicznym komunistą? Gdzie poznałbym wtedy swoją żonę, z kim spędziłbym lata młodości i większość mojego dorosłego życia, gdyby w Polsce nie powstała społeczność skupiona wokół przekonań teologicznych wypracowanych przez człowieka, którego ziemskie szczątki pochowane zostały pod tym nagrobkiem?
Nie, to nie jest kult człowieka, to zwykły szacunek i wdzięczność za piękne życie, piękną ideę, piękną społeczność, która stała się moim udziałem dzięki iskrze z Allegheny rozpalającej wielkie ognie entuzjazmu na całym świecie. Z czystej ludzkiej wdzięczności i na znak pamięci kładę kamyk na lewym ramieniu nagrobka i mówię Bogu zwykłe ludzkie: Dziękuję. Może tu kiedyś wrócę. Może pokażę jeszcze i moim dzieciom ślady mojej pamięci, ślady historii mojego życia.
Daniel Kaleta