Czasopismo

Ślady Pamięci

Londyn

Stoję przy ruchliwej Kensington Road na skraju przylegających do Hyde Parku ogrodów Kensingtona. Za moimi plecami wznosi się osobliwy neogotycki monument stanowiący ślad pamięci królowej Victorii po jej ukochanym mężu, księciu Albercie. On to właśnie zainicjował budowę wielkiej hali widowiskowej, której powstania jednak nie dane mu było doczekać. Umarł dość młodo w 1861 r., pozostawiając swą królową-żonę w dozgonnej żałobie. Dokończyła ona jego dzieła dziesięć lat po jego śmierci, otwierając ogromną arenę nazwaną od jego imienia Royal Albert Hall. Rok później po północnej stronie hali wzniesiony został ów osobliwy Albert Memorial.

Stoję tyłem do pomnika i ku zdumieniu nielicznych przechodniów z zapałem fotografuję halę widowiskową, która dla jednych jest czerwonym, okrągłym architektonicznym „klocem”, dla innych zaś szacowną lokalizacją promenadowych koncertów, „The Proms”. Być może tylko niektórzy wspominają w tym miejscu ukochanego męża królowej Victorii. Ja tymczasem z trudem odczytuję widoczny od północy fragment napisu na okrągłym fryzie: „The wise and their works are in the hand of God. Glory be to God on high and on earth peace” 1 i wspominam pewnego mało dziś znanego, a słynnego przecież początkiem XX w. kaznodzieję o szacownej wiktoriańskiej aparycji z twarzą otoczoną białą brodą bez wąsów, ubranego zwykle w czarny cylinder i surdut.

Był pastorem zgromadzenia mieszczącego się niedaleko stąd, po drugiej stronie parku, przy Bayswater Road. Choć w ich kaplicy było tysiąc dwieście miejsc siedzących, to jednak gdy pastor przybywał zza oceanu, pomieszczenie to okazywało się zbyt ciasne, by pomieścić wszystkich słuchaczy pragnących uczestniczyć w jego wykładach. Wynajmowano wtedy położoną w odległości 15 minut spacerem przez park Royal Albert Hall.

To tutaj 8 maja 1910 roku mówca ten razem z londyńską publicznością uroczyście pożegnał syna patrona Royal Albert Hall, następcę królowej Victorii, Edwarda VII, gdy król ten zmarł dwa dni przed zaplanowaną serią publicznych wykładów londyńskiego pastora2. To tę salę regularnie zapełniało ponad pięć tysięcy osób, chcących posłuchać kaznodziei, który wsławił się zgaszeniem piekielnego ognia. Tym bardziej, że teraz jeszcze zapowiadał wspaniałą przyszłość po nadciągającej i przeczuwanej już przez wszystkich katastrofie tamtego świata.

Stoję w tym samym miejscu, gdzie sto lat temu gromadziły się tłumy i myślę, co stało się z nami, co stało się z Londynem, z Wielką Brytanią, z Europą, że dzisiaj tylko  z żalem możemy wspominać tamte lata? Obecnie chyba tylko Eric Clapton i jemu podobni są w stanie regularnie zapełniać tę pięciotysięczną widownię. W Royal Albert Hall urządzanych jest co roku około 350 różnego typu imprez muzycznych, kulturalnych, sportowych, towarzyskich, społecznych, ale nie widzę wśród nich żadnego kazania religijnego. Chociaż oficjalnie chrześcijaństwo jest w Wielkiej Brytanii nadal religią dominującą, gdyż przyznaje się do niego ponad 70% społeczeństwa, to jednak aktywnie w życiu religijnym uczestniczy około 10% obywateli Wielkiej Brytanii3. Ileż trzeba by zaangażować środków na reklamę, jakiego trzeba by wysiłku, by podjąć choćby próbę zorganizowania tutaj publicznego wykładu religijnego; o ile oczywiście obecna dyrekcja tej eleganckiej hali widowiskowej w ogóle zgodziłaby się udostępnić ją na taki cel.

Raz jeszcze czytam słowa: „The wise and their works are in the hand of God”. To On daje możliwości, On także je zabiera. On zawsze jeszcze może sprawić, by sala ta i inne wielkie sale Europy zapełniały się tysiącami wierzących, by znów rozbrzmiewały w nich przesycone duchowością pieśni, by wypełniało je modlitewne zamyślenie, by wygłaszane w nich były słowa zgodne z Jego wolą. Zadaję sobie jednak pytanie, czy ja, czy my bylibyśmy dzisiaj gotowi na to, by – tak jak 100 lat temu dokonał tego „najbardziej wszędobylski kaznodzieja świata”4 – stanąć przed pięcioma tysiącami słuchaczy i wygłosić kazanie, które utrzymałoby ich  w napięciu przez dwie godziny bez przerwy...

Jest 31 sierpnia 2011 roku. Przechodzę w Londynie obok kolumny Nelsona, obok łuku Wellingtona, obok pomnika księcia Alberta. To ważne i wielkie postacie. Setki pomników i tablic w Londynie upamiętniają tysiące ważnych osób. Ja jednak zatrzymuję się przy Royal Albert Hall, gdyż moja pamięć odkrywa w tym miejscu znajomy dla mnie ślad historii, mojej historii. Jest 1 dzień miesiąca Elul, miesiąca wspominania umarłych. W ciągu sześciu najbliższych dni odwiedzę jeszcze kilka miejsc, w których pewien ważny dla mnie kaznodzieja pozostawił na tej ziemi materialne ślady wspomagające moją ułomną pamięć. Za dwa miesiące przypadnie 95 rocznica jego śmierci. Jest miesiąc Elul, miesiąc wspominania umarłych.


Przypisy:
1 „Mędrcy i wszystkie ich dzieła są w ręku Boga. Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój” – Kazn. 9:1; Łuk. 2:14
2 zob. Straż 2/2010, str. 48 oraz Straż 3/2009, str. 75
3 Tearfund Survey, 2007
4 zob. Straż 1/2011, str. 12-13